12 czerwca 2016, 11:20
Przy stoliku z Magdaleną Zawadzką

Siedzimy we dwójkę, Magdalena i ja, przy stoliku, przepraszam, przy STOLIKU w Czytelniku na Wiejskiej 12a. Nad naszymi głowami, na ścianie, wiszą dwa portrety: Tadeusza Konwickiego i Gustawa Holoubka. Magda siedzi tutaj, bo ma pełne prawo, ja jestem jednorazowym gościem. Mówiono: „stolik Konwickiego…”, mówiono: „ serce warszawskiej, a może i ogólnopolskiej inteligencji…” Jacek Żakowski nazwał ten stolik „sanktuarium polskiej inteligencji…”, w latach 1970. uważano go za „intelektualne zaplecze KORu”.

A wszystko to zaczęło się od, rzekłbyś, potrzeb towarzyskich. W 1957 do świeżo otwartego Czytelnika wpadł Konwicki, usiadł przy stoliku, przysiadł się do niego Tyrmand, Henryk Bereza…i tak to poszło. Stolik zaczął obrastać w legendę. Listę stałych bywalców czytało się jak vademecum literatury polskiej drugiej połowy XX wieku. I nie tylko literatury. W 1964 roku do stolika przysiadł się Gustaw Holoubek, osoba raczej bardzo ważna w późniejszym życiu pewnej młodej blondynki biegającej wówczas po korytarzach PWST na ulicy Miodowej. Skąd ja to wiem? Bo ja też wtedy po tych korytarzach biegałem i ta blondynka siedzi teraz razem ze mną, przy STOLIKU.

Magdalena Zawadzka. „Basia Wołodyjowska… Bardzo ją lubię, ale przecież grałam w innych filmach też… a ludzie ciągle Basia i Basia…” marszczy się Magda pod wzrokiem obu portretów. „To w ilu filmach grałaś?” – pytam. „A myślisz, że liczyłam!” Ale ja policzyłem: 28 nie licząc Teatru Telewizji. A przecież jeszcze teatr. Dziesiątki ról, dziesiątki sztuk. To ma być bardzo poważny wywiad, dla bardzo poważnej gazety w Londynie, ale znamy się od tak dawna i nie widzieliśmy się tak długo, że ciągle wpadamy w „… a co się stało z tą?” „…nie wiesz? bryluje w Paryżu…” „…a on, co robi?” „…jak to? Już od lat nie żyje…”

 

Magdalena Zawadzka i Irena Anders (Renata Bogdańska) w Ameryce /Fot. Archiwum Ireny Anders

 

Magdalena i Gustaw wzięli ślub w 1973 roku. Gdzie nie zajrzysz, gazety, tygodniki, wspomnienia wszędzie znajdujesz powtarzane zdanie:

„To było idealne małżeństwo…” A o takie dziś nie łatwo… I możesz w tę idealność wierzyć lub nie, ale wystarczy poczytać jak Magda o Guciu pisze, wystarczy posłuchać jak o nim mówi i wierzysz. Pytam o życie pod jednym dachem dwóch, jak by nie było, gwiazd. Rywalizacje, walki, zazdrości, zawiści? „Coś ty! On był na to za mądry…i za dobry. A ja? Ja byłam trochę jak ta uczennica w szkole… ja się od niego uczyłam. Czy chcąc, czy nie chcąc ja się uczyłam… i tak sobie czasami myślę, że może i on czegoś tam się ode mnie też nauczył… w końcu tyle w sobie nosimy różności…” Często pracowaliście razem. Jak to szło? „Wiesz jaki to był świetny aktor! A aktorstwo to dużo więcej niż głos i prezencja… przecież wiesz… On był piekielnie inteligentny i pozbawiony jakiejkolwiek pozy. Nic nie udawał… często wiedział, a jak nie wiedział to szukał dopóki nie znalazł. Czyśmy się kłócili? A pokaż mi aktorów, którzy się na próbach czasem nie pokłócą! Na próbach pracują emocje, w skończonym przedstawieniu kunszt.”

Magda bywała w Anglii dość często. Pierwszy raz lata całe temu, chyba w roku 1971 na czymś w rodzaju stypendium Ministerstwa Kultury i Sztuki. Pamięta Kings Road, Carnaby Street, ten cały kolorowy razzmatazz. Potem zawodowo. Z kabaretem „Dudek” Dziewońskiego, z „Egidą”, z Pietrzakiem… Raz, w Manchesterze, w szkole w której występowali wybuchł pożar. No może nie jakiś gigantyczny, na miarę Hollywoodu, ale zawsze pożar, ogień całkiem prawdziwy… „Normalnie jestem osobą temperamentną, czasami nerwową… tu ogień buzuje, a ja spokojniutko kończę przyszywać guzik, przegryzam nitkę i …spacerkiem się ewakuuję. Przez okno. Na szczęście jestem na parterze! W takich podbramkowych sytuacjach się nie gubię. Zabawne. Taka jestem i już.”

W 1986 byli z Guciem w Londynie na zaproszenie Urszuli Święcickiej i Teatru Nowego w POSK-u.

„Wtedy poznałam prezydenta Raczyńskiego, Władę Majewską, Renatę Bogdańską, Marysię Drue, Felka Laskiego i wielu innych. Wspaniali ludzie. Łączyli nas z tym co kiedyś, niegdyś, dawniej… Wielu już odeszło…”

„Lubisz przyjeżdżać do Anglii, do Londynu?”

„Och, bardzo! Uwielbiam Londyn! No i te wszystkie dziwne różności… monarchię, te pomylone krany, kominki (z przodu Afryka z tyłu Arktyka), ruch na ulicach odwrotny, stałe „…how are you?”, ale nie żeby to kogoś naprawdę interesowało.”

„Chciałabyś mieszkać w Londynie?” „A wiesz, że nie. Tak jak naprawdę kocham Londyn, tak nie. Londyn nie jest mój. Czułabym się tutaj obco.”

Zadaję Magdzie pytanie obowiązkowe w wywiadach z aktorami: „Co jest dla ciebie ważniejsze film czy teatr?” „Najważniejszy jest Jasiek. A dopiero potem cała reszta” „Jasiek?” „Mój syn. Świetny chłopak. Operator filmowy ze źle skrywaną miłością do reżyserii. Zrobił kilka wspaniałych dokumentów. Możesz je sobie obejrzeć na ninateka.pl” „A co z odpowiedzią na moje pytanie: teatr czy film?”

„Odpowiedź buja sobie na wietrze!” I z tą parafrazą Boba Dylana wychodzimy z Czytelnika. Jesteśmy na Wiejskiej. Z lewej strony imponująca bryła Sejmu, a z prawej… z prawej dramat. Jakiś bezczelny wan blokuje samochód Magdaleny. A kierowcy ani śladu. I tu Basia Wołodyjowska rusza do boju. Szabla w dłoni, klakson w pogotowiu! Temperamentna? Tak jak Basi przystoi! Za chwilę pojawia się przerażony kierowca i umyka jak niepyszny. Jego tylne światło świeci długo…

 

Janusz Guttner

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_