29 maja 2016, 12:32
Felieton Kisiela: Pchełki

– Do wszystkiego można się przyzwyczaić – w ten sposób kolega podsumował moją opowieść o sublokatorze, z którym przyszło mi mieszkać przez kilka miesięcy.

Rzeczywiście, mimo początkowych oporów a nawet wzajemnych uprzedzeń rasowych, udało nam się nawiązać relację, może słowo „przyjacielską” byłoby nadużyciem, ale partnerską – jak najbardziej. I co najważniejsze, obaj czerpaliśmy z tego korzyści.

Ale start nie był łatwy…oj, nie był. Kiedy tylko zorientowałem się, że przydzielony mi w hotelu dla pracowników naukowych pokój ma już lokatora i to mieszkającego tam NA DZIKO, postanowiłem walczyć o swoje prawa. Postawiłem sprawę jasno: albo ja, albo on.

Sublokator nie zamierzał jednak rezygnować i wobec jawnie wrogich zamiarów wobec niego przyjął taktykę godną partyzantów Wietkongu, a że sztukę maskowania opanował do perfekcji, więc wytropienie go w niewielkim pokoju i wyeksmitowanie było po prostu niemożliwe. I tak w stanie zimnej a czasami również gorącej wojny przeżyliśmy kilka tygodni. Ja na próżno próbowałem  zastawiać pułapki na niewidzialnego wroga, a on skutecznie ich unikał. W końcu skapitulowałem, bo ile czasu i energii można tracić na polowanie na skrytego przeciwnika?

Skoro nie możesz pokonać wroga, staraj się z nim zaprzyjaźnić. Zacząłem więc obserwować lokatora, który czujnie zajął miejsce między szafą a ścianą. Po pewnym czasie zauważyłem zmianę w jego zachowaniu, tak jakby nabierał stopniowego zaufania do człowieka, który wcześniej próbował go – przyznaję ZE WSTYDEM – zabić.

Mój sąsiad był dużo sprawniejszy ode mnie, miał w końcu 6 par nóg, podczas gdy ja – człowiek – tylko jedną. Został wyposażony przez naturę w umiejętność budowania własnego spadochronu, za pomocą którego w razie potrzeby mógł w każdej chwili wyruszyć w podróż unoszony podmuchami wiatru. Mógł zbudować dom w każdym miejscu, gdzie tylko przypiął swoją pajęczą sieć. Widział i czuł więcej niż każdy człowiek, nie miał złych humorów, nie tracił wiary w sens swojej pracy, gdy po raz kolejny z rana niszczyłem jego pajęczynę rozciągniętą miedzy meblem a ścianą. Jak w takich warunkach można w ogóle żyć? Jak można żyć, gdy człowiek w ciągu kilku sekund niszczy twój dom, który budowałeś z takim mozołem prze całą noc? Ja już dawno załamałbym się, on – nie.

Mój pająk w końcu doczekał lepszych dni. Jak już wspomniałem, początkowe lęki (arachnofobia, któż z ludzi jej nie ma?!) ustąpiły zrozumieniu a nawet współpracy. Pewnego dnia upolowałem muchę, nie, nie mylę się. To ja, a nie pająk upolowałem owada. Wrzuciłem ją do pajęczej sieci i…pająk przyjął mój dar! Po prostu rzucił się na ofiarę jakby nie jadł od tygodnia. I tak zaczęła się współpraca ze stawonogiem. Od czasu do czasu podrzucałem mu jakiegoś natrętnego latającego owada. On w zamian rósł i nabierał sił stając się coraz sprawniejszym samodzielnym myśliwym. Fifty-fifty jak mówią dżentelmeni, on polował na uprzykrzające mi życie muchy, ja gwarantowałem mu święty spokój i – czasami, gdy nic sam nie upolował – dokarmiałem go owadem zdobytym specjalnie dla sublokatora. Po jakimś czasie wyprowadziłem się do docelowego mieszkania, ale – wybaczcie – pająka nie zabrałem ze sobą.

Było to sporo lat temu, na świecie grasują teraz zapewne liczne praprawnuki mojego „kolegi” z pokoju, a ja mam satysfakcję, że stworzyłem mu dobre warunki do rozwoju osobistego i założenia rodziny. Być może nawet byłem prekursorem w nawiązywaniu przyjaznych relacji międzygatunkowych.

Teraz czytam, że w Wielkiej Brytanii coraz modniejsze staje się udzielanie urlopów dla opiekunów zwierząt. Dla mnie to żadna nowość.

Twój pies wpadł w depresję z powodu odrzucenia amorów sąsiadki z drugiego bloku?

– Szefie, muszę wziąć trzy dni wolnego, jadę z moim Poppy do psychoanalityka a potem do lekarza po antydepresanty. Bilans miesięczny musi poczekać, funkcjonowanie naszej korporacji od tego nie ucierpi, ale mój pies czekać NIE MOŻE.

– Twoja wietnamska świnka choruje na samotność? Zastanów się, czy naprawdę musisz pracować w biurze pięć dni w tygodniu po 10 godzin? Nie wystarczy ci praca na pół etatu, ewentualnie wolne w każdą środę?

Ja mam pchełki w domu, one czują się bardzo samotne. Kiedyś przyprowadziłem je, fakt że przypadkowo, z jakiegoś spaceru podczas którego pogłaskałem dość zaniedbanego psa. Teraz pchełki całymi dniami siedzą w mieszkaniu i z utęsknieniem czekają na mój powrót z pracy. Kiedy tylko pojawiam się w domu, skaczą z radości na mnie… Szefie, chyba poproszę o kilka dni urlopu.

Andrzej Kisiel

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Andrzej Kisiel

komentarze (0)

_