21 maja 2016, 10:41
Wystarczy tylko…

Stare powiedzenie twierdzi, że najwięcej kłamie się po polowaniu, na wojnie i przed wyborami. Wrzucanie głosów do urny i potem zadowolenie wszystkich jest utopią nawet w naszym jednym życiu, a co dopiero w skali milionów ludzi i tyluż wyobrażeń o tym „jak powinno być”. Globalnie i lokalnie. Wystarczy tylko… no właśnie, co?

Lokalnie… brak mi większego zaangażowania zwykłych ludzi, z którego zwykle buduje się tkanka społeczna wokół zinstytucjonalizowanego życia społecznego Polonii. Z tego niezaangażowania, nieobecności i niewiedzy wynikają skrajne opinie. Jeśli brak transparencji, to mamy środowiskowy ferment.

Nakręcanie nonsensownej spirali jest prostym mechanizmem: ktoś spieszy z radą czy pomocą, ale zwany jest intruzem ( – To są, proszę pana, sprawy wewnętrzne organizacji!); gdzie indziej ktoś oddający się godnej sprawie staje się synonimem naiwnego frajera lub sprytnego pieczeniarza ( – Gdyby mu się nie opłacało, to by tego nie robił!).

I tak ze spirali nonsensu rodzi się powszechna opinia, że to wszystko byle jakie, że nie warto… Bo o ile kiedyś szło się w życiu Polonii na ilość – powszechne, masowe działanie – o tyle dziś ludzi interesuje polonijnego życia jakość. A z tym bywa różnie.

W londyńskiej kawiarni „Maja” przy sąsiednim stoliku siedzą on i ona, oboje tak koło sześćdziesiątki – umilają sobie dzień dyskusją o naprawie świata. Globalnie i lokalnie. Wystarczy tylko… no właśnie, co?

On – w bury garnitur ubrany robotnik okołobudowlany. Ona –przedstawicielka zawodów „estradowo-okołoartystycznych” zapewne, choć trudnych do zdefiniowania. On szuka pracy, ona rozrywki. Dwie różne historie, dwa różne style, dwie różne mądrości. Przysłuchiwałem się, trochę mimowolnie, a trochę z ciekawości. W końcu żeby pisać, trzeba patrzeć, czytać i słuchać…

Moich sąsiadów łączyła niechęć do Anglików oraz nostalgia za dawnymi dobrymi czasami. Bliżej nieokreślonymi. W co trzecim zdaniu, pośród narzekań na to co jest „teraz”, w opowieści o „dawniej” (dawniej to człowiek mógł … itd.), padało słowo „niestety”. Bo oboje wiedzieli, że to se ne vrati.

Ludzka pamięć na pstrym koniu jeździ i legendy o tym, że to dawniej było dobrze są naturalnym zjawiskiem od czasu pierwszych jaskiń. A każdy z nas ma swoją historię i swoją wizję świata. Dlatego tak bardzo śmieszni są ci, którzy usiłują przekonać innych, że prawda jest jedna, prosta i łatwa do nazwania. Wystarczy tylko… no właśnie, co? Posłuchajcie Państwo:

Na przełomie XIX i XX w. królował w warszawskiej bohemie Franciszek Fiszer, mistrz konwersacji i pożerania proszonych obiadków. W czasie jednego z nich dyskutowano zawzięcie nad uzdrowieniem „nieszczęsnej Ojczyzny naszej”. Zapytany o zdanie, Franc wybuchnął:

– Żeby w Polsce był porządek wystarczy rozstrzelać dwadzieścia tysięcy łajdaków!

Radykalizm mistrza zaskoczył kompanię, ale po chwili ktoś bąknął:

– No dobrze Franc, a jeśli się tylu nie znajdzie?

– To się dobierze z uczciwych!

 

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (0)

_