11 maja 2016, 10:00
Wyspa zapomniana

„Po co ty to czytasz? Takie starocie…” – tymi słowami skomentował mój znajomy, gdy przy spotkaniu chowałam do plecaka (coraz więcej starszych pań nosi plecaki zamiast torebek) niewielką książeczkę zatytułowaną „Anglia – wyspa nieznana”.

A ja lubię starocie, nie tylko te, które można znaleźć na pchlich targach czy w sklepach z używanymi rzeczami. Przede wszystkim „starocie” książkowe. Można w nich znaleźć prawdziwe cacka. Takim jest właśnie to dziełko.

Jej autor, Zbigniew Grabowski, późniejszy dziennikarz BBC, przyjechał do Londynu w 1937 r. jako korespondent „Ilustrowanego Kuriera Codziennego. Na książkę „Anglia – wyspa nieznana”, wydaną po raz pierwszy w 1940 r., składają się korespondencje wysyłane do krakowskiej gazety. Jak zaznacza autor, pozostawił je w niezmienionej formie.

Gdy przed kilkunastu laty pojawiły się na londyńskim rynku polskie czasopisma, zadziwiło mnie to, że wiele z nich publikowało teksty, których autorzy z pewnym poczuciem wyższości opisywali „angielskie anomalie”. Pojedyncze „gilotynowe” okna, liczniki na prąd, dwa krany w umywalce, a nawet dziwiły ich inne niż na kontynencie kontakty. Rozejrzałam się po swoim mieszkaniu i poza kontaktami nie znalazłam niczego z listy tych „dziwności”. Pomyślałam sobie, że większość nowych przybyszy wynajmuje pokoje w domach, które nie przeszły modernizacji. Z czasem artykuły te zniknęły. Widocznie piszący je przystosowali się do tutejszej rzeczywistości i przestali się dziwić.

Zbigniew Grabowski opisuje Anglię sprzed wielu lat, gdzie takich odmiennych od kontynentu drobiazgów było znacznie więcej. To mieszkania bez centralnego ogrzewania, z kominkami, do których wciąż trzeba dorzucać węgla, ze wszechogarniającą mgłą, z zimnem wdzierającym się przez szpary nieszczelnych okien. To jednocześnie świat wielkich rautów, tzw. London Seasons, na których panienki z dobrych domów były pokazywane światu w celu wydania ich dobrze za mąż, arystokratycznych wiejskich domów, królewskich parad i prasy uganiającej się za sensacją czerpaną z rozpraw sądowych, przede wszystkim rozwodowych. To jednocześnie – co kilkakrotnie podkreśla Grabowski – kraj wielkich różnic, ogromnego bogactwa, i równie wielkiej nędzy, wspaniałych dworów i zawstydzających slumsów. To podróż w świat, którego już nie ma. Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy ponad czterdzieści lat temu, wiele elementów opisywanej przez Grabowskiego rzeczywistości wciąż istniała. Zniknęły, tak jak i londyńska mgła. Czytając opisy angielskich obyczajów odnosiłam wrażenie, że odwiedzam wyspę, która przestała istnieć. I przyznaję, że w niejednym miejscu westchnęłam z nostalgią: „Szkoda”.

„Pierwszym wrażeniem, odebranym w Anglii jest jej inność. Wszystko ma tu odmienne oblicze, wszystko ustawione inaczej. Niekiedy najprostsze rzeczy wymagają zastanowienia i dla człowieka kontynentu wydają się celowo ułożonymi szaradami, aby było trudniej zgadnąć. Obyczaje i nawyki kontynentalne narażone są co chwila na zdziwienie” – tak rozpoczyna się pierwsza z korespondencji, wysłana z Londynu w listopadzie 1937 r. Ale już kilka stron dalej czytamy: „Z początku krytykujesz, pienisz się, denerwujesz. Potem oswajasz się i znajdujesz w tym wszystkim jakiś urok, czy ukryty sens. To jest siła Anglii”. Podpisuję się pod tą opinią obiema rękoma.

Jak zaznaczyłam, teksty pisane były w ostatnich dwóch latach pokoju. Anglicy, jak wynika z obserwacji Grabowskiego, byli świadomi tego, że do starcia z hitlerowskimi Niemcami dojść musi. Nic dziwnego, że wiele miejsca, poza opisem obyczajów, autor poświęca polityce. I pisze z uznaniem o brytyjskiej dyplomacji. Ciekawe są jego rozważania na temat przyszłego, powojennego porządku politycznego. Zawarte są one we wstępie do drugiego wydania z 1946 r. Został on napisany już po wojnie. Grabowski uważał, że wojna przechyliła zbytnio szalę w stronę USA i aby doszło do – jak pisze – „balansu sił”, potrzebna jest cała Europa. Tylko Wielka Brytania – pisze dalej – wyszła z wojny niezniszczona, a przy tym ma doświadczenie w zarządzaniu Brytyjskim Imperium i jego spadkobiercą, wspólnotą brytyjską: „Dlatego to oświecona opinia kontynentu chciałaby widzieć Wielką Brytanię na czele narodów Europy, jako leadera zespołu europejskiego. […] Przez lata Wielka Brytania starała się odosobnić od kontynentu, zachowując stanowisko obserwatora i sędziego, który interweniuje dopiero w ostateczności. To stanowisko Anglii podległo także zmianie. Jest ona dzisiaj związana z kontynentem bardziej aniżeli przed wojną”.

Grabowski pomylił się, Wielka Brytania nie odegrała roli, jaką uważał, że odegrać powinna. Europa zjednoczyła się, ale nie Londyn jest jej liderem. A obecnie istnieje poważne zagrożenie, że Wyspa znowu odwróci się tyłem do kontynentu.

Nie wszystkim książka ta spodobała się. Witold Gombrowicz odnotował w „Dzienniku”: Czytałem książkę mego przykrego wroga Zbigniewa Grabowskiego: „Anglia wyspa nieznana”. To nie jest pełny tytuł. Powinno być: „Anglia wyspa nieznana Zbigniewowi Grabowskiemu”. Nie wiem, co poróżniło obydwu panów. Tylko osobistym urazom przypisuję tę Gombrowiczowską zgryźliwość. Może dlatego książeczka Grabowskiego ma dla mnie tak wiele uroku, bo podobnie jak jej autor mam do Wyspy, na której spędziłam większość życia, wiele serdecznych uczuć. I pomimo to wciąż potrafi mnie ona zadziwić.

 

Katarzyna Bzowska

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Katarzyna Bzowska

komentarze (0)

_