22 kwietnia 2016, 10:30
Polonia wybierze swego senatora?

To pytanie – a właściwie zapowiedź – padło z ust wiceminister spraw zagranicznych Jana Dziedziczaka na początku tygodnia. „Chcemy doprowadzić do sytuacji, że w polskim parlamencie Polonia, będzie miała reprezentanta” – powiedział minister, wyjaśniając, że chodzi o możliwość wybierania przez Polonię jednego senatora.

Jak informuje PAP, minister Dziedziczak daje sprawie dwa lata na stosowne zmiany w prawie. „Będzie to rozwiązanie niespotykane dotąd w tradycji parlamentarnej naszego kraju” – mówił Dziedziczak, dodając, że z jednej strony wybrany przez Polaków mieszkających za granicą senator będzie mógł ich reprezentować i walczyć o rozwiązanie ich problemów, z drugiej strony dla społeczeństwa będzie to sygnał, że wielu Polaków mieszka poza krajem, a ich sprawy są dla państwa polskiego ważne. (Obecnie Polonia w wyborach parlamentarnych głosuje wraz z okręgiem warszawskim.)

Minister zapewnił, że rządowi zależy na tym, by Polacy żyjący za granicą czuli się traktowani nie jako kłopot, petent, ale jako ważny partner i byli ambasadorami naszego kraju i obrońcami dobrego imienia Polski w świecie.

***

Temat polonijnego senatora wraca do polityki i mediów co kilka lat. Ostatnio pięć lat temu ówczesny szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski zaproponował prezydentowi, aby konstruując zmiany w konstytucji wprowadzić możliwość wyboru polonijnego senatora. Wyraził zadowolenie, że niektóre partie opozycyjne skłaniają się do poparcia tego pomysłu.

Także prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził wówczas, że Polacy mieszkający za granicą powinni mieć reprezentację w Senacie. Zapowiedział to również w kontekście oceny sytuacji „nowej emigracji” tj. polskich imigrantów w UE. Ówczesny prezes PSL Waldemar Pawlak przypomniał, że ludowcy jako jedyna formacja zaoferowali miejsca na swoich listach wyborczych w okręgu warszawskim przedstawicielom Polonii. W specjalnej deklaracji kandydaci PSL obiecali m.in. „troskę o dobre imię Polonii i Polaków na świecie oraz stały wzrost prestiżu Polski w relacjach międzynarodowych’; a także „ustanowienie i zagwarantowanie stałej reprezentacji Polonii w Sejmie i w Senacie”.

Z propozycją, aby Polonia miała swego senatora, zgodził się prezes nowojorskiego oddziału KPA Frank Milewski. „Przez wiele lat, w ciągu całej naszej historii, popieraliśmy Polskę i jesteśmy tak samo jak nasi rodacy mieszkający w ojczyźnie zainteresowani, co się tam dzieje” – podkreślił.

Nie inaczej brzmiały opinie w tej sprawie przedstawicieli brytyjskiej Polonii, a za główny atut przywoływano fakt, że polska emigracja na Wyspach, polonijna społeczność jest tak liczna, że „ktoś powinien zajmować się naszymi sprawami”.

Mówiła o tym Helena Miziniak (ZPwWB): – Temat nie jest nowy, tak wielu jest Polaków mieszkających poza krajem, że trudno dziwić się, że raz po raz powraca w rozmaitych formach i postaciach. Po 1989 roku, po uzyskaniu przez wolną, demokratyczną Polskę pełnej suwerenności, miliony naszych rodaków, którym przyszło żyć na obczyźnie, poczęły przypominać Warszawie o swym istnieniu, upominać się o wpływ na sprawy nas dotyczące. Uważam, że jeśli podejmuje się tematy „polonijne”, to nasz głos musi być słyszany – nic o nas bez nas”. Nie byłoby wielu osiągnięć (jak na przykład Karta Polaka czy sprawa podwójnego opodatkowania), gdyby nie aktywność po naszej stronie. Bez względu na przedwyborcze okoliczności pojawienia się tematu „polonijnych senatorów” i złożoność samego zagadnienia, uważam, że to myślenie w dobrym kierunku.

W podobnym tonie wypowiadał się Czesław Maryszczak (SPK): – Jak najbardziej popieram tę ideę. Polacy mieszkający poza krajem powinni mieć swego przedstawiciela w Warszawie. Czy polonijny senator to najlepsze w tej kwestii rozwiązanie jest na dziś sprawą drugorzędną. Ważne jest, by mieć reprezentanta, który byłby głosem Polonii. Czas najwyższy, by w Warszawie powzięto odpowiednie decyzje, abyśmy nie czuli się gorszymi Polakami, niż ci mieszkający w kraju. Świat się zmienia, jeśli dało się dziś nam swobodę przemieszczania po Europie, przebywania na stałe poza Polską, to nie wolno zarazem pozbawiać prawa głosu i spychać na dalszy plan.

Wśród brytyjskich Polaków nie brakło jednak i głosów powątpiewających, które dawały wprost do zrozumienia, że jako Polonia nie jesteśmy gotowi na działania w polskim parlamencie, a sam temat budzi emocje i …środowiskowe ambicje.

Ostatecznie trudno nie zgodzić się z opinią, że osoba, która reprezentowałaby „polonijne” interesy, powinna być wybrana naszymi głosami, ale powinna to być to osoba z kraju, doskonale usadowiona w krajowym życiu politycznym.

Inna rzecz to połączenie w takiej jednej osobie różnych środowisk polonijnych z całego świata. Za takim rozwiązaniem szłoby wiele nieporozumień, sprzeczności wynikających z odmienności Polaków w poszczególnych krajach osiedlenia!

Pragmatyzm nakazuje zatem optymalne rozwiązanie, jakim jest rola doradcza: Polacy z różnych stron świata mogą wspomagać czy wpływać na prace odpowiednich komisji sejmowych czy senackich, współpracować z organizacjami pozarządowymi zajmującymi się Polonią.

W dyskusjach na temat „polonijnego senatora” podsumował to Wiktor Moszczyński: – Trudno byłoby wyłowić osobę, która będzie reprezentowała tyle różnych społeczności polskich. Chyba wszyscy zastanawiają się w pierwszej kolejności nad tym problemem. Dla mnie najlepszą przepustką do takiej działalności, swego rodzaju mandatem zaufania jest płacenie podatków. Pytaniem jest również wiedza takiego kandydata o sprawach polskich: politycznych, społecznych, gospodarczych… Z drugiej strony chętnie widziałbym w kraju większe zainteresowanie Polakami przebywających poza ojczyzną. Jest wiele do zrobienia na wielu polach, a najważniejszym wydaje się utrzymanie rodaków przy polskości. Przede wszystkim poprzez edukację, polskie szkoły – polskie dzieci powinny być dla nas najważniejsze.

***

Nie trudno zauważyć, sumując te opinie, że serce mówi nam jedno, a rozum drugie. Najprościej byłoby uniknąć tego dylematu i (już bez emocji wynikających z życiowych doświadczeń) przyjąć, że dziś mamy wolny wybór: możemy pojechać do ojczyzny, założyć swój dom w Polsce, możemy też mieszkać w Anglii czy każdym innym kraju. Jeśli jednak nie zdecydowaliśmy się na Polskę, to ponośmy konsekwencję tej decyzji. Zauważmy, że jeśli nie mieszkamy w Polsce, nie płacimy podatków naszemu państwu, a chcemy o nim decydować, to taka postawa może być uważana za roszczeniową.

Wiadomo, że nad wszystkim górują emocje. Te zaś wynikają z indywidualnych i zbiorowych doświadczeń. Obczyzna pozostanie zawsze obczyzną.

W ostatecznym rozrachunku to warunki, w jakich żyjemy, determinują nasze działania. Do roku 1989, a w pewnym sensie nawet do 2004, Polacy wypełniali testament wojenny. Nasz świat zmienił się na dobre w dniu, w którym Polska stała się członkiem wspólnoty europejskiej. Dzisiaj Polacy wyjeżdżają z kraju, bo mogą, szukają pracy na Wyspach, bo mogą; osiedlają się tutaj, bo mogą. Oni teraz przeżywają dokładnie ten sam okres kreatywności, co pokolenie powojenne, kiedy powstawały tu pierwsze polskie szkoły sobotnie, kościoły, organizacje, kluby…

Dla nich ważne jest, żeby robić rzeczy po swojemu, utrzymywać polskość po swojemu. Ale nie w polskich gettach, tylko w angielskim środowisku i jeśli możliwe, to przy pomocy finansowej uzyskanej od lokalnych władz samorządowych. Trzeba to zrozumieć, wspierać i współdziałać z nimi – tędy droga.

Daleko przed nami jednak ten dzień, gdy Polacy będą postrzegani jako aktywna część społeczności brytyjskiej, gdy sami Brytyjczycy zobaczą, że polska społeczność może być na przykład ważnym kręgiem wyborców. To jest problem, z którym nie uporała się emigracja.

Polskość – ta instynktowna, sentymentalna i swojska – ma się dobrze; choć z natury rzeczy jest taka …przaśna jak kiełbasa. Reprezentant środowisk polonijnych w stroju krakowiaka nie jest wystarczającym mandatem wyborczym dla senatora.

Jednak to Polacy sami budowali ów stereotyp, utożsamiało się rodaków osiadłych za granicą z wąsko pojmowaną tradycją, jako pewien zapis, konotację kultury ludowej. Widać to było także po 1989 roku. A na swój sposób czuć to nawet dziś w TV Polonia, dla której ukuto kiedyś pejoratywne określenie: Cepeliada.

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (0)

_