09 kwietnia 2016, 10:00
Coraz bardziej podzielona

Brytyjskie społeczeństwo wcale nie jest bardziej eurosceptyczne niż mieszkańcy innych krajów należących do Unii Europejskiej – twierdzi Mark Leonard, współzałożyciel i dyrektor European Council on Foreign Relations, eksperckiego grona doradców (think tank). Jeśli dojdzie do Brexitu, to winne będą brytyjskie elity, które dyskurs o Europie sprowadziły do debaty o imigracji.

Brytyjczycy mieli zawsze specyficzny stosunek do Unii Europejskiej – byli trochę na jej obrzeżach, ceniąc sobie przede wszystkim własny system parlamentarno-prawny. Z pewnością powszechne jest krytyczne podejście do obecnego stanu Unii. Ten sceptycyzm nie odróżnia Brytyjczyków od pozostałych europejskich społeczeństw. Wielka Brytania różni się natomiast znacząco pod względem podejścia elit politycznych do kwestii integracji europejskiej. W Europie elity te są w większości proeuropejskie, nawet jeśli nie chcą większej integracji. W Wielkiej Brytanii elity są podzielone. W samej Partii Konserwatywnej od wielu lat działa silne eurosceptyczne lobby. Pod naciskiem tego lobby David Cameron podjął decyzję o przeprowadzeniu referendum unijnego.

David Cameron po ogłoszeniu decyzji o przeprowadzeniu referendum stwierdził, że uzależnia swoje stanowisko od tego, czy uda mu się uzyskać zgodę Brukseli na przeprowadzenie reform. Po powrocie z kolejnego szczytu Unii Europejskiej, ogłosił: „Uzyskałem”. Propozycja reform (bo ostateczne decyzje nie zapadły) nie zadowoliła konserwatywnych eurosceptyków. W rezultacie Partia Konserwatywna jest partią jeszcze bardziej podzieloną niż była przed niewątpliwymi sukcesami, jakie osiągnął w Unii premier Cameron.

Obserwowanie samo destrukcji Partii Konserwatywnej to smutny spektakl, tak jak smutne było czytanie listu rezygnacyjnego Iaina Duncana Smitha, który odżegnywał się od wszystkich reform przeprowadzonych w jego imieniu. Były one „głęboko niesprawiedliwe” – pisał. W ten sposób, obwiniając o wszystko kanclerza skarbu Geroge’a Osborne’a wymierzał swoimi reformami, przeprowadzonymi – jak twierdził – pod przymusem, policzek obozowi proeuropejskiemu w swojej partii. George Osborne jest zdecydowanym przeciwnikiem Brexitu.

Priti Patel, minister stanu w ministerstwie do niedawna kierowanym przez IDS, w jednym z wywiadów stwierdziła, że Państwowa Służba Zdrowia (NHS) „załamuje się” z powodu imigracji i wyraziła opinię, że £350 m, które co tydzień Wielka Brytania wysyła do Brukseli w ramach wpłat do budżetu, lepiej byłoby przeznaczyć na wsparcie NHS. Warto przypomnieć, że minister Patel jest współautorką raportu „Britannia Unchained”, zwolenniczką wprowadzenia zasad wolnego rynku we wszystkich dziedzinach życia. W raporcie tym stwierdzono m.in., że Brytyjczycy są „najbardziej leniwym narodem na świecie”, a brytyjskie instytucje są nazbyt „statyczne”. I taką właśnie „statyczną” instytucję chce obecnie wspierać.

Boris Johnson, który przez długi czas wahał się czy opowiedzieć się na rzecz Brexitu, wylał krokodyle łzy na łamach „Daily Telegraph” nad robotnikami przemysłu stalowego i obwinił za to bezpośrednio Davida Camerona, który odpowiada za to, że zdał los własnych pracowników na widzimisię Brukseli, decydującej o wielu sprawach, jakie powinny być w rękach rządu. Cały ten tekst jest pełen demagogii i ataku na lidera partii, której jest członkiem.

Paradoks polega na tym, że w obecnej kampanii referendalnej dyskusja toczy się głównie w ramach Partii Konserwatywnej. Głosy proeuropejskich polityków Partii Pracy i Partii Liberalnych Demokratów są słabo słyszalne. Nawet antyunijna UKIP jest obecnie mniej widoczna niż była w czasie ubiegłorocznej kampanii wyborczej.

Problem dla zwolenników pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej polega między innymi na tym, że przywódca Partii Pracy Jeremy Corbyn nie jest unijnym entuzjastą. Jak sam przyznaje, w referendum w 1975 roku głosował za wyjściem Wielkiej Brytanii ze struktur europejskich. W ubiegłym roku, już po wyborach, ale zanim został liderem partii, mówił, że jeśli Unia Europejska stanie się „totalnie brutalną organizacją” (nie wiem, co miałoby to znaczyć), to nie wyklucza poparcia Brexitu. Jak się wydaje, stanął po stronie pro unijnej, chcąc w ten sposób uniknąć podziału wewnątrz własnej partii, a mówiąc konkretniej – własnej izolacji. Opowiadając się za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, Corbyn podkreślił, że tylko wtedy można walczyć na całym kontynencie z korupcją, o prawa pracownicze i stworzyć koalicję na rzecz ochrony środowiska. Jak do tej pory, wystąpienia Corbyna w sprawach europejskich były dość ambiwalentne.

W walce o głosy wyborców nie bez znaczenia będą wyniki głosowania 5 maja br., kiedy m.in. wybierany będzie mer Londynu. Zac Goldsmith jest zdecydowanym eurosceptykiem, a Sadiq Khan euroentuzjastą.

Bez względu na to, jaki będzie wynik referendum, w Partii Konserwatywnej dojdzie do autodafe, z którego będzie się jej trudno pozbierać. Jeśli zwyciężą zwolennicy Brexitu, to winą m.in. obciążony zostanie Jeremy Corbyn, który przyjął zaproszenie od organizatorów festiwalu w Gladstonbury. Odbywa się on w ten sam weekend co referendum unijne.

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Julita Kin

komentarze (0)

_