20 lutego 2016, 11:39
Bal mniej więcej

Bal oznacza mniej więcej liczne zgromadzenie osób płci obojej, zebrane w celu wspólnej zabawy, po większej części tańcami – taką wdzięczną w swej prostocie definicję przynosi Samuela Orgelbranda „Encyklopedja Powszechna z roku 1883”.

Nikt nie wątpi, że Polacy umieją się bawić, w szampańskich nastrojach balują do białego rana. Cóż robić, tradycja zobowiązuje. A co dopiero, gdy impreza służy szczytnemu celowi, wspiera szlachetną ideę… Nikt się nie oprze! Wszyscy za!

Tak było i na Wyspach.

Cofnijmy się więc do października 1969 roku, kiedy to zawiązał się pierwszy komitet-prezydium Balu Polskiej Emigracji z pułkownikiem Szugajewem i pułkownikową Leśniakową jako przewodniczącymi. Honorowy protektorat nad imprezą objął generał Władysław Anders, a dochód – jak czytamy w protokole – „przeznaczono na polską prace niepodległościową”. Na rzecz Komisji Głównej Skarbu Narodowego. Ówczesne księgi kronikarskie przedstawiają Bal Emigracji, jako jedną z najbardziej udanych imprez naszego uchodźczego 25-lecia. Trzeba przyznać, że odpowiadało to prawdzie, gdyż organizatorzy postarali się, aby bal miał szczególną, spektakularną oprawę i dzięki temu właśnie stał się doroczną polską imprezą o charakterze nie tylko towarzyskim, ale i reprezentacyjnym. Tak też się stało – głównie za sprawą uporu i wytrwałości kolejnych członków komitetu organizacyjnego, wśród których najważniejszymi postaciami przez dwadzieścia cztery lata byli Ewa i Stanisław Rusieccy.

Staś był mi nie raz w rozmowach przewodnikiem po polskim Londynie. Zawsze strofował rodaków, że zbyt rzadko spotykają się w swoim gronie. Że mają tylko formalne okazje do wspólnego spędzenia czasu. Że akademie, zjazdy i zebrania. A młodsi, że tylko trochę po domach i w niedzielę po mszy. I tacy z nas Polacy – niedzielni. Mniej więcej.

Bal Polskiej Emigracji odczuł to w latach dziewięćdziesiątych. Dochód nie był już przeznaczany na „polską pracę niepodległościową” – zmieniły się wszak realia. Postanowiono o dalszym organizowaniu tej imprezy, ale z nowymi celami finansowymi. Kolejne bale służyły więc pomocą m.in. Bibliotece Polskiej, Macierzy Szkolnej, Związkowi Pisarzy, Zjednoczeniu, Polskiej Fundacji Kulturalnej i Dziennikowi…

W końcu dekady do Komitetu Balu weszły energicznie nowe panie-organizatorki. Przejęły na siebie główny ciężar obowiązków, a że społecznikowską pasję miały we krwi – w krótkim czasie dowiodły, że są godnymi następczyniami Rusieckich. Rozumiały wagę pierwszego honorowego protektoratu nad imprezą generała Władysław Andersa. Widziały wartość w ciągłości, tradycji i historii.

Przez 44 lata było nieźle, dobrze, nawet bardzo dobrze. Teraz jest mniej więcej.

Otóż mniej więcej mija luty i wciąż cisza o naszym tradycją uświęconym „zgromadzeniu osób płci obojej, zebranym w celu wspólnej zabawy, po większej części tańcami”.

45 Bal Emigracji Polskiej nie odbył się!

Pękło nam kolejne ogniwo. Wspaniała, niepowtarzalna, nieprzerwana tradycja.

Doroczna polska impreza, wydarzenie tyleż towarzyskie, co reprezentacyjne udało się przygotować rok w rok 44 razy. Ten rok pozostanie niewydarzony.

Może z grzeczności ktoś powie dlaczego? Mniej więcej…

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (0)

_