19 lutego 2016, 10:34 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Tolerancja czyni Wielką Brytanię naprawdę wielką

„Parlament powinien odzwierciedlać różnorodność społeczeństwa” – mówi Paula Sherriff, polskiego pochodzenia parlamentarzystką z ramienia Partii Pracy. O swoich korzeniach, Brexicie i zasiłkach dla imigrantów rozmawia z Magdaleną Grzymkowską.

Pani nazwisko nie sugeruje, że ma pani polskie korzenie…

– Ale mojej mamy już tak! Jej panieńskie nazwisko to Bagnicki. Co jest powodem żartów za każdym razem jak jedziemy do Polski, bo w angielskim paszporcie jest tylko męska wersja nazwiska. Moja mama to stuprocentowa Polka, ma typowe, słowiańskie rysy twarzy, zawsze gotuje polskie jedzenie – bardzo lubi śledzie. Chociaż urodziła się już na Wyspach, jest bardzo dumna z bycia Polką i podkreśla to na każdym kroku. Bardzo przeżywa wyjazdy do Polski i zawsze kręci się jej łezka w oku, gdy wraca do domu. A na pamiątkę kupuje sobie magnes na lodówkę z białym orzełkiem. Ma na imię Barbara i mieszka na północy Anglii w Lake District.

Jest pani zatem trzecim pokoleniem Polaków na Wyspach.

– Tak. Mój dziadek, Mieczysław, pochodził z okolic Radomia, przyjechał do Szkocji w czasie II wojny światowej. Był świetnym kucharzem, gotował na statkach. To on zaszczepił we mnie miłość do polskiej kuchni – uwielbiam pierogi, barszcz, żurek w chlebie. Ze względu na sankcje reżimu komunistycznego dziadek przez wiele lat nie mógł wrócić do Polski. Gdy już moja mama była na świecie, zdecydował na podróż w rodzinne strony. Chcąc poinformować swoją mamę, wysłał do niej list, ale przez pomyłkę włożył do koperty pustą kartkę, wyłącznie z adresem. Gdy moja prababcia dostała taką tajemniczą przesyłkę zza granicy, pomyślała, że to zawiadomienie o śmierci jej syna. Proszę sobie wyobrazić jej szok, gdy kilka tygodni później zobaczyła go w drzwiach swojego domu! Od takiej przygody zaczęła się pierwsza wizyta mojej mamy w Polsce…

A pani była w Polsce?

– Oczywiście, wiele razy! Uwielbiam Polskę! Często odwiedzam Warszawę i Radom, gdzie mieszkają moi przyjaciele i rodzina. Mam tam swoje ulubione miejsca, kawiarnia, restauracje, hotele. Lubię małe sklepiki w przejściach podziemnych. Mój dziadek zawsze kupował tam krówki – to były jego ulubione cukierki. Jestem katoliczką i w Polsce zawsze mam taką przemożna chęć pójścia do kościoła. Szczególnie lubię chodzić z moja siostra do św. Anny na Krakowskim Przedmieściu. To piękne miejsce i są tam bardzo ciekawi księża, którzy wiedzą jak dotrzeć do młodzieży akademickiej. Warszawa to piękne, dynamicznie rozwijające się miasto. I ludzie są bardzo życzliwi. Nie czuję się tam obco, to dla mnie taki drugi dom.

A na Wyspach ma pani polskich znajomych?

– Kilku. Na przykład Kasia Gołębiowska, moja kuzynka, która mieszka w Londynie i która swoją drogą bardzo tęskni za Polską i chce wrócić do kraju. Jest też mój kolega z pracy – Daniel Kawczyński. Reprezentując różne partie, mamy inne poglądy polityczne, ale dla obojga z nas nasze polskie korzenie są bardzo ważne. Planujemy wyjazd do Polski w przyszłym miesiącu. Odwiedzimy Warszawę oraz Wilno na Litwie. Chcemy spotkać się ze studentami na polskich uniwersytetach, chcemy też nawiązać kontakty z polskimi parlamentarzystami.

Czy w Dewsbury, w pani okręgu wyborczym, jest wielu Polaków?

– Jest trochę, choć dominuje przede wszystkim mniejszość azjatycka. Są też Rumuni, Węgrzy i Litwini.

W jaki sposób reprezentuje pani w Westminsterze ich interesy?

– Moim głównym przesłaniem i ideą przyświecającą mi podczas trwania mojej kadencji jest redukcja nierówności. Pomijając już kwestie pochodzenia możliwości rozwoju mają ludzie, którzy mają pieniądze. Dopiero co byliśmy świadkami cięć stypendiów pielęgniarskich, w wyniku czego studenci będą musieli brać kredyty studenckie, aby zostać pielęgniarzami. Edukację skończą obciążeni wielki długiem, co uniemożliwia im awans społeczny. A przecież każdy powinien mieć równe szanse. Zależy mi także na dążeniu do równości pod względem płci. Mężczyźni w Zjednoczonym Królestwie zarabiają znacznie więcej niż kobiety. Z kolei najwięcej niskopłatnych prac jest wykonywanych przez kobiety. Chciałabym, aby w tej kwestii zapanowała większa równowaga. Nie cierpię tego, że kobiety ciągle walczyć, aby usłyszano ich głos. Interesuję się wieloma sprawami z zakresu polityki międzynarodowej, zwłaszcza, jeżeli chodzi o Polskę, Palestynę (ponieważ w mojej opinii dzieje się tam wiele niesprawiedliwości w związku z długoletnim konfliktem zbrojnym na tym terytorium) oraz Pakistan, ponieważ wielu wyborców z mojego okręgu stamtąd pochodzi. Ponieważ pracowałam przez wiele lat narodowej służbie zdrowia, ten temat jest dla mnie bardzo ważny. Dlatego działam w Health Commitee, gdzie stoję w opozycji do prywatyzacji NHS. Jestem bardzo dumna z naszej służby zdrowia, która bardzo wiele zawdzięcza imigrantom. Mamy mnóstwo Polskich pielęgniarek, mamy wielu lekarzy z Pakistanu. I to jest piękne! Dlatego też lubię wielokulturowy Londyn. Jadąc metrem do pracy z przyjemnością słucham różnych akcentów i języków. Mój dziadek, który mieszkał 10 mil od Glasgow powtarzał, że Szkocja dała mu bardzo dobre życie, zawsze był dobrze traktowany i doceniany. Tolerancja jest częścią naszej brytyjskiej kultury. Nacjonalistyczne partie takie jak UKIP próbują nam wmówić, że jest inaczej. Tymczasem to jest jedna z rzeczy, która czyni Wielką Brytanię naprawdę wielką.

Jak pani skomentuje postulat ograniczenia dostępu do zasiłków dla imigrantów, w tym również dla Polaków?

– Ja pragnę, żeby Wielka Brytania została w Unii Europejskiej. Jeśli nastąpi Brexit, to będzie katastrofa! Oczywiście nie uważam, żeby to było w porządku, że ludzie pobierają zasiłki na dzieci, które żyją w innym kraju. Ale uczciwe osoby, które tu mieszkają, pracują i płacą podatki mają prawo otrzymać od państwa wsparcie, gdy będą go potrzebowały. Trzeba raczej zwiększyć kontrolę, aby lepiej identyfikować ludzi, którzy chcą naciągnąć system. Wśród nich są pewnie Polacy, ale prawdopodobnie jest też sporo Brytyjczyków. Gazety wykorzystują element sensacji w opisywaniu różnych wydarzeń z udziałem imigrantów. Gdy bójce biorą udział Polacy, nagle robi się z tego aferę. Ale dwie minuty stąd widziałam bijących Anglików. I co z tego? Źli ludzie się zdarzają bez względu na narodowość. A generalnie Polacy to bardzo przyzwoity naród, bardzo pracowity i tysiące ludzi może to potwierdzić. Ja mam same dobre doświadczenia, ale może ja nie jestem do końca obiektywna ze względu na moje korzenie.

To pani pierwszy rok, jako parlamentarzystka. Jak pani ocenia to doświadczenie?

– Bycie parlamentarzystą to naprawdę ciężka praca, przez długie godziny, 7 dni w tygodniu. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, nawet ja nie zdawałam sobie sprawy! Jak coś się dzieje w twoim okręgu, nie możesz powiedzieć: „niech teraz ktoś inny się tym zajmie”. Ty musisz być zawsze na posterunku. To olbrzymia odpowiedzialność. I mówię o wszystkich posłach, ze wszystkich partii. Jednocześnie to niesamowite, jakie możliwości daje ta praca. Ponieważ jestem feministką, podniosłam w parlamencie temat tzw. „podatku tamponowego” [5-procentowy podatek VAT na produkty higieniczne przeznaczone dla kobiet – przyp. red.]. Zostając MP, stałam się osobą, która realnie może wpływać na to, co się dzieje wokół nas i kreować zmiany, które uważam za słuszne i potrzebne dla moich wyborców.

Walka o miejsce w parlamencie była ciężka?

– Bardzo ciężka. Było siedmiu kandydatów, z czego ja byłam jedyną kobieta. To też daje obraz tego, że „politics is still boys’ club”. Niby mamy demokrację, ale przed nami wciąż jeszcze jest wiele do zrobienia. Partia Pracy stara się wprowadzić więcej kobiet do parlamentu, co bardzo mi się podoba. Marzy mi się sytuacja 50/50, podczas gdy obecnie jest tylko ok. 27% kobiet w Westminsterze. Jestem bardzo oddana tej sprawie. Chciałabym widzieć w parlamencie muzułmanów, posłów niepełnosprawnych, a także osoby homoseksualne. Parlament powinien odzwierciedlać różnorodność społeczeństwa. Twoje pochodzenie etniczne czy płeć nie powinno być przeszkodą. Tymczasem moim zdaniem niestety wciąż jest.

Jak pani myśli – dlaczego ludzie postanowili zaufać właśnie pani?

– Ludzie zagłosowali na mnie, ponieważ jestem autentyczna. Nigdy nie udawałam nikogo, kim nie jestem. Nie mam luksusowego samochodu, nie mam wielkiego eleganckiego domu. Jestem sobą, jestem szczera i mówię prawdę. Mój przekaz był taki: jestem pracowita, bardzo zaangażowana i oddana temu, w co wierzę. Może nie jestem tak pewna siebie jak niektórzy polityce, ale zawsze będę walczyć o moich ludzi. Wyborcy wybrali prawdziwego człowieka z krwi i kości.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_