15 stycznia 2016, 10:48 | Autor: Magdalena Grzymkowska
W tej Orkiestrze jest metoda

Do wolontariuszki Pauliny ustawia się kolejka. Dziewczyna z uśmiechem nakleja czerwone serduszka, darczyńcy wyciągają z portfeli 10-funtowe banknoty. Muszą je wciskać do wypełnionej po brzegi puszki.

– Ludzie są bardzo hojni w tym roku – mówi Paulina. – Trochę się obawiałam, jak to będzie, po tej całej nagonce w mediach na Jurka Owsiaka. Ale Polacy pokazują, że są ponad to i chcą pomagać – dodaje.

W tym roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zbiera na zakup urządzeń medycznych dla oddziałów pediatrycznych oraz na zapewnienie godnej opieki dla seniorów. Londyński finał kwesty odbywa się w mieszczącym ponad tysiąc osób klubie Scala na King’s Cross. Popołudniu bawią się tu dzieci. Są zabawy, śpiewy, tańce, występuje m.in. zespół Tatry. W końcu to impreza rodzinna, a przekaz „wszystkie dzieci nasze są” jest uniwersalny. Dlatego Majka Jeżowska pojawia się w obu częściach, również tej dla dorosłych.

– Pamiętacie mnie? Ja was pamiętam. Ale żeście urośli! – żartuje ze sceny artystka. Za chwilę wspólnie z Anną Jurksztowicz da bardzo emocjonalny występ. A o mały włos obie nie dotarłyby na to wydarzenie – ich lot do Londynu w wyniku intensywnych opadów śniegu został odwołany. Mimo to artystki przyleciały późniejszym samolotem.

– Nie wyobrażam sobie, aby mogło mnie dziś zabraknąć – mówi Jeżowska reporterowi „Pytania na śniadanie”.

Występ dwóch uroczych piosenkarek to dopiero rozgrzewka. Zagrają jeszcze ska-reggae-punkowy zespół Czapa, heavy metalowa grupa Nocny Kochanek i charakterystyczne trąbki z Tabu. Czyli cytując klasyka, dla każdego coś interesującego. Większość czeka na gwiazdę wieczoru – Myslovitz, z nowym liderem Michałem Kowalonkiem oraz charyzmatycznym i nie do końca poważnym gitarzystą, Wojtkiem Powagą.

Choć z pewnością niektórzy wciąż tęsknią za Arturem Rojkiem jako wokalistą zespołu, nowy muzyk staje na wysokości zadania i daje koncert, aż rwą się struny.

– To wielkie przeżycie wystąpić tu przed Polakami w Londynie – mówi w rozmowie z „Tygodniem Polskim”. – W tych mikrosekundach bezpośredniego kontaktu z publicznością czuć nostalgię. Polacy wyjeżdżają z różnych przyczyn, ale kochają swój kraj. Mam wrażenie, że dzięki takim chwilom jak dziś, mogą się poczuć jak w domu, którego im brakuje – mówi. O tym, jak kontakt ze słuchaczami jest dla niego ważny, świadczy miły gest wobec jednej z fanek –w trakcie koncertu „pożycza” od niej smartfona, którym nakręca filmik z udziałem całego zespołu. Nie obędzie się też bez „selfie” z widownią.

Tymczasem rozpoczyna się licytacja. Organizatorom i ofiarodawcom nie brakowało wyobraźni podczas wymyślania przedmiotów do aukcji. Jest tu i trochę sztuki, i trochę książek, jest koszulka Roberta Lewandowskiego i bluza Maksa Żakowskiego, mistrza Polski w kite-surfingu. Na scenie sportowiec zobowiązuje się także do 1-dniowego szkolenia w Zatoce Gdańskiej, co winduje cenę do 230 funtów. A Dagmara Chmielewska z Hurricane of Hearts w roli głównego organizatora to prawdziwy wulkan energii. Zagrzewa publikę do podbijania stawki. Wtóruje jej Marcin Marchelski z FerPay, jeden ze sponsorów imprezy, dzięki którym mogła się odbyć zupełnie za darmo.

Na scenie na chwilę pojawia się przedstawiciel starszego pokolenia emigracji. – Andrzej Makulski z POSKlubu jako jeden z nielicznych z tego środowiska wspiera nas od lat – podkreśla Chmielewska. Na czwartym piętrze polskiego ośrodka także zbierano na WOŚP; tam też odbywały się spotkania dla wolontariuszy.

Po klubie krąży Ewa Mielnicka, Miss Polski 2014, która w zamian za datki pozwala paniom założyć na chwilę tę najbardziej pożądaną szarfę, a panom zrobić sobie z nią zdjęcie. Całus od najpiękniejszej Polki też jest przedmiotem licytacji.

Na koniec światełko do nieba i kolejny rekord: 40,318.09 funtów – zebranych tylko w ciągu tego jednego dnia.

– Największą radością jest ostatni moment Finału, kiedy wszyscy nasi wolontariusze zbierają się na scenie. Ogłaszamy wynik zbiórki i widzę dumne oraz radosne twarze Polaków. To jest moment, kiedy zawsze kręci mi się łza w oku i wiem, że praca z ludźmi jest moją największą radością a możliwość pomocy innym ogromnym dopełnieniem misji – wyznaje Chmielewska.

Orkiestra w Londynie to nie jest kolejna polonijna impreza.

To festyn rozmaitości, szalony, głośny i pełen kolorów chaos, który spina jedna myśl: Pomagajmy! Bez nadęcia, na wesoło, na luzie. Taką wymyślono na WOŚP formułę. I tak zostało.

W Polsce (ale i w Londynie wśród młodych Polaków) nie ma głębokiej tradycji dobroczynności. Filozofia dawania została wypchnięta przez filozofię wydawania. W głowie ludzi, którzy są na dorobku, nieczęsto rodzi się idea: mogę bez tego żyć, te pieniądze komuś bardziej się przydadzą. Pomiędzy rozmową z wiecznie niezadowolonym szefem, a odebraniem dzieci ze szkoły, nie ma czasu na egzystencjalne rozważania nad odpowiedzialnością społeczną za słabsze jednostki. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy przemawiając do tego masowego odbiorcy jego językiem, czyli językiem popkultury, propaguje wolontariat i uczy filantropii.

W zasadzie inne fundacje powinny być zadowolone, że z roku na rok Orkiestra gra coraz głośniej. Bo nawet jeśli ów masowy odbiorca nie wrzuci grosika do puszki z czerwonym sercem, to może zdecyduje się wesprzeć inną szczytną inicjatywę. A jest jeszcze sporo tego tortu do podziału.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_