08 grudnia 2015, 10:56 | Autor: Piotr Gulbicki
Liberalno-lewicowe bastiony

Co oznacza zmiana władzy w Polsce? Dlaczego brytyjskie media w ocenie sytuacji nad Wisłą posługują się z góry utartymi schematami? Na ten temat z profesorem Aleksem Szczerbiakiem, politologiem z University of Sussex, rozmawia Piotr Gulbicki.

Prof. Szczerbiak
Prof. Szczerbiak
Wygrana Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych w Polsce została przez brytyjskie media przyjęta, mówiąc delikatnie, dość sceptycznie.

– Trzeba podkreślić, że Brytyjczycy ogólnie mało interesują się tym, co dzieje się nad Wisłą. Po zwycięstwie PiS-u widoczne były dwojakiego rodzaju reakcje. Nie wiemy co to oznacza, nie mamy punktu odniesienia, chcemy poznać skutki – to było jedno podejście. Natomiast z drugiej strony mainstreamowe media przedstawiały partię Jarosława Kaczyńskiego jako radykalną prawicę, będącą zagrożeniem dla przemian i demokracji. To nie nowość, ten schemat jest widoczny od lat. Nie liczy się realna ocena sytuacji, tylko utarty z góry stereotyp.

Przypadek?

– Raczej zaplanowana strategia. Obóz liberalno-lewicowy ma dużo lepsze kontakty w zachodnich kręgach opiniotwórczych niż prawicowcy i konserwatyści, co jest widoczne w prezentowanej w mediach narracji.

Pojawiały się tezy, że PiS jest partią nieprzewidywalną.

– Nie sądzę, że są one trafne. Zauważmy, iż główny kierunek ekonomiczny, bez względu na to kto rządzi w Polsce, był po 1989 roku utrzymywany. Często jest wiele zapewnień o zmianach, dużo bicia piany, ale kończy się na słowach. Myślę, że zasadnicza strategia w tej dziedzinie nie zmieni się również teraz, chociaż nowy rząd będzie musiał jakoś poradzić sobie z wyborczymi obietnicami dotyczącymi obniżenia wieku emerytalnego, dodatkowych pieniędzy na dzieci czy obniżenia progów wolnych od podatków. Scenariusz grecki jest jednak mało prawdopodobny.

A polityka zagraniczna?

– Podobnie. Może Polska nie będzie ścisłym sojusznikiem Niemiec, może powstanie więcej znaków zapytania w stosunku do Unii Europejskiej, ale główna linia, czyli orientacja prozachodnia, z pewnością będzie kontynuowana. Jak pokazują przykłady różnych państw, czasami warto płynąć odrębnym nurtem, żeby realizować swoje interesy.

Różnice z Platformą były tylko na użytek kampanii wyborczej?

– Nie do końca. Zapewne będziemy mieli do czynienia z nowym sposobem uprawiania polityki i stawianiem akcentów na inne kwestie, chociażby światopoglądowe czy ideologiczne. Można się spodziewać większego eksponowania wartości patriotycznych i szerszego wychodzenia naprzeciw tych, którzy kontestują umowę okrągłego stołu i jej skutki. PiS będzie chciał też zreformować służby specjalne, sądownictwo i media, które traktuje jako liberalno-lewicowe bastiony ludzi wywodzących się z minionej epoki.

Sprzeciw wobec systemu głośno manifestuje Paweł Kukiz.

– Problem w tym, że on nie ma struktur i sprawdzonych, zaprawionych w bojach działaczy. Nie twierdzę, że jest cynikiem, wydaje się, że wierzy w to, co mówi, jednak nie wie na czym polegają mechanizmy władzy. Oparcie się na Jednomandatowych Okręgach Wyborczych może jest słuszne, a może nie, to kwestia dyskusyjna, ale na pewno to nie jest recepta na wszystkie problemy Polski.

Ruch Kukiza na dłużej wpisze się w rodzimą scenę polityczną?

– Raczej nie, gdyż szybko zderzy się z rzeczywistością. Kiedy trzeba będzie dokonywać programowych i ideologicznych wyborów zaczną się problemy – część osób zasili partię władzy, inni założą własne koła, obojętnie o jakich profilach.

Natomiast, co bardzo ważne, baza dla takiego ruchu istnieje. Młodzi ludzie nie kryją swojej frustracji tym, co dzieje się w Polsce, a sukces, którym chwalił się poprzedni rząd, bynajmniej ich nie dotyczy. Nie mają pracy, albo są zatrudnieni na umowach śmieciowych za małe pieniądze, a cała rzesza wykształconych, dynamicznych osób, nie widząc szans na godne życie we własnym kraju jest zmuszona do emigracji. Wielu z nich głosowało na PiS przeciwko establishmentowi utożsamianemu z PO.

Innym wyzwaniem dla nowej władzy jest fala uchodźców islamskich.

– I to bardzo poważnym, gdyż ta sprawa będzie się ciągnąć i generować dalsze problemy. Ci ludzie trudno się asymilują, obawy przed ich masowym napływem rosną, a że nie są one wydumane pokazały ostatnie zamachy w Paryżu. Zachodnie rządy sprzyjające dotąd imigrantom są pod coraz większą presją własnych obywateli, co powoduje poważny kryzys polityczny w Europie. Jak zachowają się polskie władze zobaczymy, natomiast warto podkreślić, że PiS nie jest przeciwny uchodźcom jako takim, o czym świadczy przychylny stosunek tej partii do uciekinierów ze Wschodu.

Nie brakuje głosów, że kryzys imigracyjny i gospodarczy może być gwoździem do trumny Unii Europejskiej.

– Rzeczywiście, przyszłość tej struktury jest niepewna. Mówi się o zacieśnieniu współpracy politycznej, jednak społeczeństwa poszczególnych krajów nie godzą się na to, gdyż same chcą podejmować decyzje w sprawach ich dotyczących.

Ważnym wyznacznikiem będzie tu brytyjskie referendum…

– …którego wynik trudno przewidzieć. Po stronie zwolenników Wspólnoty zawsze był główny nurt i establishment, jednak teraz znaczenie tych środowisk mocno zmalało. Ludzie nie chcą już słuchać elit, są w stosunku do nich coraz bardziej nieufni, co widać na przykładzie referendum w Szkocji. Mainstream zdecydowanie optował za pozostaniem kraju w strukturach Wielkiej Brytanii, a mimo to aż 45 procent obywateli opowiedziało się za niepodległością. Gdyby głosowanie zostało powtórzone teraz, wynik mógłby być odwrotny.

Sam David Cameron jest za dalszym członkowstwem Zjednoczonego Królestwa w Unii, ale na innych warunkach. Niedawna wizyta chińskiego prezydenta Xi Jinpinga na Wyspach, jego bardzo ciepłe przyjęcie i zapowiedź wspólnych, szacowanych na wiele miliardów inwestycji, pokazują, że Brytyjczycy przemodelowują swoją geopolitykę.

Dla Polski przynależność do Unii jest korzystna?

– Są plusy i minusy. Wśród głównych korzyści wymienia się możliwość pracy na Zachodzie i zastrzyk unijnych funduszy. Jednak, z drugiej strony, większość ludzi nie chce wyjeżdżać zarobkowo za granicę, wolałoby mieć godne warunki we własnej ojczyźnie, a masowy exodus postrzegany jest jako klęska Polski.

Z kolei jeśli chodzi o wsparcie finansowe, to owszem, kraj jest beneficjentem środków unijnych, jednak część z nich wiąże się ze współfinansowaniem projektów, a nie bezpośrednim transferem pieniędzy na konkretne cele. Odrębna kwesta dotyczy tego jak i na co są one wydawane.

Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa – wstąpienie do Unii tłumaczono jako ważny krok cywilizacyjny, integrację z europejskimi wartościami. Tymczasem w istocie są one często sprzeczne z tymi, które obowiązują w Polsce, chociażby jeśli chodzi o stosunek do religii czy instytucji małżeństwa.

Po otwarciu granic w 2004 roku Brytyjczycy spodziewali się przybycia około 15 tysięcy Polaków, tymczasem napłynęło ich grubo ponad milion…

– Tak masowej imigracji chyba nikt nie przewidział, dlatego postrzeganie przybyszów znad Wisły w ostatnich latach jest niejednoznaczne. Dużo z nich prowadzi tu biznesy, ciężko pracują, są wykwalifikowani i na ogół dobrze się integrują. To budzi pozytywne reakcje. Ale jednocześnie część Brytyjczyków uważa, że Polacy są tanią siłą roboczą, zaniżają zarobki, zabierają pracę. Ludziom nie podoba się niekontrolowany napływ imigrantów, brak kontroli na granicach, narzucanie rozwiązań przez europejskich technokratów. Chodzi o suwerenność i możliwość samostanowienia prawa we własnym państwie.

Pan czuje się bardziej Polakiem czy Anglikiem?

– I jednym i drugim, ale przede wszystkim Polakiem. Urodziłem się w Nottingham, wychowałem w tamtej okolicy, całe moje życie związane jest z Anglią. Niemniej kiedy polscy piłkarze prowadzeni przez trenera Kazimierza Górskiego zremisowali w 1973 roku na Wembley z reprezentacją Albionu, eliminując Wyspiarzy z drogi do mistrzostw świata w Niemczech, rozpierała mnie wielka duma.

To kwestia wychowania?

– Na pewno. Tato Stanisław pochodzi z Kresów Wschodnich, przyjechał na Wyspy w 1947 roku. Jako dziecko przeszedł przez Syberię, później przebywał w polskim obozie w Palestynie, znajdującym się na terenie dzisiejszego Izraela. Jego ojciec, a mój dziadek, walczył w armii generała Andersa i zginął w bitwie pod Bolonią.

Mama Krystyna urodziła się w czasie wojny. Skończyła studia w Polsce, a w 1961 roku przyjechała do Anglii, żeby odwiedzić mieszkającą tu matkę. Wtedy poznała tatę. Wzięli ślub, ja urodziłem się dwa lata później.

Nasz rodzinny dom był przesiąknięty polską tradycją. Dużo rozmawialiśmy o II Rzeczypospolitej, marszałku Piłsudskim, a także o wojnie, której rozstrzygnięcie nie było dla Polaków jednoznaczne. Mimo zwycięstwa aliantów dla nas postanowienia jałtańskie oznaczały zamianę jednego totalitaryzmu na drugi, a dla wielu ludzi, takich jak mój ojciec, osobistą tragedię i niemożność powrotu do rządzonego przez komunistów kraju. Wychowanie w polskim duchu mnie ukształtowało, a historia zawsze była moją pasją.

Anglicy nie mają problemów z wymową pańskiego nazwiska?

– Mają i to duże. Jest trudne, ale z drugiej strony się go nie zapomina…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (0)

_