18 października 2015, 16:18 | Autor: Mariusz Kutka
320milesforkids.co.uk

Dariusz Bieńkowski w 11 dni przeszedł 320 mil z północnego wybrzeża Szkocji do granicy z Anglią, aby zbierać fundusze na dziecięce hospicjum.

­ Stado byków rusza w moją stronę. Podbiegają do siatki i szturchają. Tak że możemy sobie spojrzeć w oczy – ja kontra czterdzieści par ślepiów. Dzieli mnie od nich wątła siateczka i droga z Edynburga na Jetburgh. Apetyt na lunch przechodzi mi błyskawicznie. Zbieram się i kuśtykam ostatnie mile do celu – wspomina podróżnik jedną ze swoich przygód na szlaku.

Ostatnie dni okazują się najtrudniejsze dla Darka Bieńkowskiego. Droga przez Highlandy była w miarę płaska, a przy szlaku wiodła ścieżka rowerowa, gdzieniegdzie zabudowania, multum zwierząt i niesamowite krajobrazy. Od Perth zaczynają się podchody, idzie się poboczem, a ruch z każdą milą narasta. Najciężej jest za Edynburgiem: pagórek za pagórkiem, a w nogach brakuje sił.

Spotykamy się w ubiegły piątek. Darek ma już w nogach 320 mil, a jego żona po 11 dniach spokój i ulgę w sercu. – Dziś kuleję, boli piszczel i ścięgno Achillesa, nie obędzie się bez wizyty u lekarza. Zejdą ze dwa paznokcie, a mi już zeszło co najmniej 10 kilo – wylicza Darek.

– Na początku myśleliśmy, że będzie to pomoc dla dzieci połączona z relaksem, ale jak tylko zobaczyłam jego twarz wiedziałam, że nie było kolorowo – opowiada Joanna.

Wyruszył z miłości

Darek trenował do wyprawy pół roku. Chodził na piechotę do pracy (w dwie strony to 12 mil), a gdy miał wolne ruszał w pobliskie Pentlandy. Często wybiera się tu z rodziną na spacery.
Góry zawsze były jego pasją. Przed rokiem, w połowie sierpnia, gdy był z rodziną w Fort William, uparł się, że mimo niekorzystnej pogody zdobędzie Ben Nevis, najwyższy szczyt Szkocji. Lubi wyzwania, więc deszcz i śnieg na szczycie go nie zniechęciły.

W marcu zapytał żonę, co sądzi o jego pomyśle.

– Miałam mnóstwo pytań w głowie: ile to będzie trwało, jak to będzie wyglądać. Po rozmowach stwierdziliśmy, że damy radę. Skoro to było marzenie Darka, nie mogłam postąpić inaczej niż go wspierać – tłumaczy.

Od początku uzgodnili, że podczas wyprawy będzie zbierał pieniądze na Children’s Hospice Association Scotland (CHAS). Wybór wydawał się oczywisty: ona swego czasu była wolontariuszką w Children in Scotland, on nie widzi świata poza swoimi córkami. Dzieci to miłość ich życia.

CHAS jest organizacją, która prowadzi dwa hospicja dla dzieci i młodzieży: Rachel House w Kinross i Robin House w Balloch. CHAS zapewnia również pomocy rodzinom w ich domach w całej Szkocji. Obecnie wspiera ponad 380 rodzin, a także znaczną liczbę rodzin w okresie osierocenia. Usługi są finansowane głównie dzięki hojności darczyńców.

Droga w niepewności

W niedzielę 20 września żegna się z córkami i żoną na dworcu autobusowym w Edynburgu. Tę noc spędza jeszcze pod dachem, w hostelu w Thurso. W pokoju na sześć łóżek cztery zajęte. W nocy nie może spać, myślami jest już w trasie.

Przez Highlandy idzie główną drogą na Perth. Już po kilku krokach, trasa zmienia jego plany. Może zapomnieć o muzyce w uszach i filmach przed snem.

– Idzie się w skupieniu i niepewności. Trzeba nadsłuchiwać samochodów – wyjaśnia. Musi oszczędzać baterię telefonu, ta długo się ładuje, ma też problemy z ładowarką. Czasem, gdy nocuje obok gospodarstwa, ktoś zgadza się, aby zostawił telefon pod prądem. Śpi w namiocie na polach, łąkach, czasem koło zabudowań. Nad nim rozgwieżdżone niebo.

– Po całym dniu marszu, nie miałem sił się przyglądać. Miałem namiot, zamiast gwiazd – mówi.

W Inverness rozkłada namiot w deszczu, pada również rano. Na przemian towarzyszy mu wiatr i słońce, nawet nie ściąga kurtki przeciwdeszczowej. Na plecach zaczyna mu już ciążyć bagaż (niesie ok. 20 kilogramów), stara się uzupełniać wodę, na wypadek, gdyby nie znalazł sklepu.

Przekroczyć samego siebie

– Denerwuję się. Proszę męża, aby dzwonił zawsze z rana i wieczora. Nie wyobrażam samej siebie w takich warunkach, gdy każdy może podejść do namioty, gdy śpię – mówi Joanna.

– Jestem w Pitlochry. Zrobiłem właśnie 70 mil, dzwonię do domu, mówię żonie, że zaraz zadzwonię, jak tylko rozłożę namiot. I nie mam sygnału. Jestem tak zmęczony, że zaraz zasypiam. Nie mam siły odejść kilku metrów, aby poszukać zasięgu i powiedzieć, że u mnie wszystko OK – wspomina Darek.

– Oczywiście, że się niepokoję, ale wiem, że nie wszędzie w górach Darek ma zasięg. Staram się to rozumieć – wzdycha Joanna.

Mijają kolejne mile. Perth. W mieście powoli zapada zmierzch.

– Pytam dwóch Polaków, gdzie można tu bezpiecznie rozbić namiot. Przestraszyli mnie, że nie jest to najlepszy pomysł. W końcu rozbijam się przy siłowni – opowiada podróżnik.

Zostawić dom za plecami

We wtorek dociera do Edynburga. Krótka wizyta w domu, spotkanie z żoną i córkami. Przed nim ostatnie 47 mil – jak się okaże najcięższe. Zostawia dom i rusza w drogę do angielskiej granicy.

Ostatnia noc zastaje go w lesie.

– Nie miałem ani jednej normalnej nocy, aby się wyspać. Czuję jak mięśnie mnie palą, rozgrzane do czerwoności. Nie mogę zasnąć. Za namiotem samochody, a nogi bolą. Przez dwie godziny przewracam się na bok. Ostatni odcinek, to jak trasa dla rajdowców: góra – dół. Czasem potrzebuję dwóch – trzech mil, aby rozruszać nogi. Przez ostatnie dwa dni pogoda jest nieznośna. Słonecznie, ciepło i – co gorsza – bezchmurne niebo. Tęsknie za szkocką pogodą, za wiatrem i chmurami. Ciężko się idzie w takich upałach – wyznaje Darek.

– Czy te 11 dni w trasie, zmieniło coś w tobie? – pytam.

– Bardziej doceniam to, co mam, swój kąt, że mogę położyć się w łóżku, wziąć prysznic. Te podstawowe rzeczy, o które nie muszę się martwić: gdzie będę spał, czy mam gdzie podładować telefon, gdzie kupię bułki. Gdy żyjesz w mieście nie przywiązujesz do tego zupełnie uwagi – stwierdza.

 

 

320 mil dla dzieci

Wyprawa miała na celu zebrać pieniądze na hospicja prowadzone przez CHAS (każde sto funtów, to tydzień wsparcia dla matki, która właśnie straciła dziecko).

Darek cały czas prowadził również fotorelację z podróży poprzez twitter.com/320milesforkids. W ramach akcji odbywały się również licytacje na ebay.com. Wciąż dostępne są dwie książki „Blackthorns of the Forgotten” Bree Donovan, z których dochód zostanie przeznaczony na fundację (kontakt z Darkiem poprzez stronę 320milesforkids.co.uk).

Mariusz Kutka

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Mariusz Kutka

komentarze (0)

_