15 lutego 2015, 10:36 | Autor: Elżbieta Sobolewska
Efekt operacji Freston

– Komenda Armii Krajowej starała się od czerwca 1943 roku o przysłanie alianckiej misji wojskowej do okupowanej Polski, by Zachód się przekonał jak zorganizowane jest polskie podziemie. Stany Zjednoczone powiedziały „Nie”, ale po wielu naleganiach Churchill zgodził się w lipcu 1944 roku i polecił pułkownikowi Hudsonowi zorganizowanie misji. Po dwóch nieudanych lotach misja wylądowała pod Częstochową, 24 grudnia 1944 roku i została natychmiast przewieziona do Obwodu Radomsko. Zostałem mianowany odpowiedzialnym za ich pobyt i bezpieczeństwo. W nocy na 1 stycznia Anglicy i ubezpieczający ich oddział nocowali we wsi Katarzynów, rano zostali zaatakowani przez niemieckie czołgi. Po zaciętej walce udało się oderwać od nieprzyjaciela, zginął jeden partyzant – relacjonuje oficer AK Szymon Jan Zaremba ps. „Jerzy” organizator i uczestnik spotkania Brytyjskiej Misji SOE o kryptonimie Freston z naczelnym dowódcą Armii Krajowej, gen. Leopoldem Okulickim i jego sztabem. Partyzant, który poległ w tym starciu, został pochowany w Katarzynie, na mogile do dzisiaj widnieje tylko jego pseudonim: „Newada”. Pozostał więc do dzisiaj prawdziwym żołnierzem nieznanym.

W skład misji wchodziło sześć osób. Z powodu nagłej niedyspozycji jednego z jej członków, Aluna Morgana, nie poleciał on do Polski. W Święta Bożego Narodzenia, w okupowanym kraju wylądowali: dowódca płk Bill Hudson; jego zastępca mjr Peter Solly-Flood; zwiadowca i obserwator mjr Peter Kemp; tłumacz i oficer łączności kpt. Anthony N. Currie, radio-operator sierż. Donald Galbraith.

Do ochrony misji przydzielono żołnierzy 27. Pułku Piechoty AK, działającego w rejonie Częstochowy i Radomska. Była to kompania partyzancka porucznika „Jerzego”, ze względu na okres zimy zredukowana do plutonu. Jego skład był rotacyjny, dowódca i żołnierze wymieniali się co miesiąc. W grudniu 1944 roku plutonem dowodził ppor. Józef Kotecki „Warta”.

Rozmowa, która odbyła się 3 stycznia 1945 roku „była niewątpliwie kulminacyjnym punktem naszego krótkiego i bezowocnego pobytu w okupowanej Polsce” pisał Antoni Pospieszalski vel Tony Currie. Znalazł się w składzie misji za sprawą płk. H. B. Perkinsa, szefa Sekcji Polskiej Special Operations Executive, który ściągnął go z VI Oddziału Sztabu Naczelnego Wodza.

– Trudność polegała na znalezieniu bezpiecznego miejsca. Wybrałem Zacisze, była to willa, gajówka wybudowana na brzegu lasu przez Jana Malewskiego. Bliskość lasu zabezpieczała przed czołgami, spotkanie odbyło się bez problemów – wspomina „Jerzy”. Okoliczności rozmów, Malewski opisał w swoich wspomnieniach: „3 stycznia rano przyjechał do mnie oficer zaopatrzeniowy z grupy ‚Jerzego’ (…). Przywiózł pokaźną porcję mięsa oraz polecenie przygotowania u mnie kolacji na kilkanaście osób. Domyśliłem się zaraz, że będzie u mnie tego wieczora owa misja angielska. (…) Konferencja trwała długo. W trakcie rozmów uczestnicy pili powszechnie używany w czasie okupacji bimber z wodą sodową. Anglikom tak ta ‚polish whisky’ smakowała, że dużą karafkę musiałem trzykrotnie napełniać”.

Zacisze, posiadłość Jana Tadeusza Malewskiego, 24 czerwiec 1943 rok. Od prawej: Florian Budniak, Jan Tadeusz Malewski i in.
Fot. Ze zbiorów rodziny Malewskich

Malewski powtórzył w swojej relacji, krążącą wówczas po okolicy plotkę, jakoby Anglicy przywieźli ze sobą fraki i smokingi, ale jak mówi „Jerzy”, jest to kłamstwo „wypuszczone” w celu wywołania odpowiedniego efektu propagandowego. Pospieszalski podkreślał, że wybrani Anglicy mieli „pierwszorzędne kwalifikacje do tego rodzaju roboty”. Wprawdzie cechowała ich charakterystyczna naiwność w kwestii rozpoznania stosunku Stalina i sowietów do Polski, ale jak pisał: w ciągu tych trzech tygodni bliskich kontaktów z żołnierzami Armii Krajowej, miejscową ludnością i ziemiaństwem, wyzbyli się złudzeń co do zamiarów Stalina względem Polski i Polaków, jak i przekonali się o morale żołnierzy AK. Pospieszalski opisywał, iż Anglicy byli pod ogromnym wrażeniem „sprawności, z jaką odbywała się wymiana żołnierzy w czynnej służbie z czasowo urlopowanymi, dyscyplina oddziału, stosunek do ludności cywilnej, która za wszelkie usługi otrzymywała należną zapłatę i na odwrót – stosunek ludności cywilnej do żołnierzy, którzy byli przedmiotem prawdziwej dumy jako Wojsko Polskie. W późniejszych wędrówkach mieliśmy kilkakrotnie zetknąć się z miejscowymi przywódcami AL, którzy nie raz wylewali przed płk Hudsonem swoje żale wobec AK. Płk Hudson jednak nie starał się o bliższe kontakty z Armią Ludową. Interesowało go również NSZ i zbierał skrzętnie informacje o Brygadzie Świętokrzyskiej”.

Efekt zerowy

Skład misji był skompletowany już w lipcu 1944 roku, jednak Anglicy znaleźli się w Polsce dopiero pół roku później. „O ile mi wiadomo, główną przeszkodą była odmowa Rosji na wyrażenie zgody na wysłanie misji brytyjskiej na teatr wojny, który Rosja uważała za swoją wyłączną domenę. Ta zgoda nigdy nie nadeszła i ostatecznie skończyło się tylko na poinformowaniu dowództwa sowieckiego o wysłaniu misji do Polski. Misja odleciała więc bez formalnej zgody wschodniego sprzymierzeńca. (…) Nasze zadanie, jasno określone, miało polegać na obserwowaniu i informowaniu bazy o wszystkim, co dotyczyło walki i oporu przeciw niemieckiemu okupantowi. Ponadto w miarę możliwości mieliśmy ułatwić pierwsze kontakty poszczególnych członków AK z Rosjanami w miarę posuwania się Armii Czerwonej. Pierwsze zadanie zostało wykonane w minimalnej mierze, drugie okazało się zbyt ambitne i nie zostało wykonane wcale. Ogólny rezultat misji równał się więc zeru” – pisał Pospieszalski.

Operacja Freston została przeprowadzona na trzy tygodnie przed ostatnią wielką ofensywą sowiecką, która zatrzymała się dopiero na linii Łaby. Pospieszalski odnotował, i zapewne nie był swojej opinii odosobniony, iż rozmowy jałtańskie miały szansę na inne rozwinięcie kwestii polskiej, gdyby raport misji dostarczył Churchillowi na czas argumentów do rozgrywki ze Stalinem, a więc gdyby Anglicy nie wahali się tak długo i zrealizowali operację w 1943 r., lub w pierwszej połowie 1944 r., w okresie „Burzy” i przed Powstaniem Warszawskim.

Podczas spotkania w Zaciszu gen. Okulicki omówił stan i rozmieszczenie sił Armii Krajowej, stosunki z Armią Ludową oraz Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Szczegółowo przedstawił problem stosunku polskiego podziemia do Rosji. „Wskazał na przykłady jak często tragicznie dla żołnierzy AK kończyła się współpraca z Armią Czerwoną. Dlatego w nadchodzącej ofensywie sowieckiej zmobilizowane oddziały AK miały nadal wspierać siły rosyjskie, ale nie było mowy o otwartej współpracy i dekonspirowaniu się wobec Rosjan. Z chwilą objęcia terenu przez wojska rosyjskie oddziały Armii Krajowej miały być po prostu rozwiązane” – pisał Pospieszalski.

W przerwie rozmów, generał wyszedł do lasu na krótki spacer. „Warta” wspominał: „Szliśmy w milczeniu. Generał bardzo zmieniony na twarzy, widać było smutek i zdenerwowanie. W pewnym momencie zatrzymuje się i bierze mnie za ramię, mówiąc: ‘’Wiecie, poruczniku, zawiodłem się, nie mamy na kogo liczyć’’ i pokiwał głową”.

Po wojnie raport misji został opublikowany, ale w archiwach brytyjskiego wywiadu prawdopodobnie znajduje się drugi, tajny raport, dotyczący tego spotkania, jak zauważył Zbigniew Zieliński, sekretarz stanu do spraw kombatantów w latach 1991–1992. Jego ojciec kpt. inż. Aleksander Zieliński ps. „Wład”, „Nr” był nadleśniczym Radomska.

Nie jest żadną tajemnicą, iż propozycja złożona gen. Okulickiemu przez Anglików mogła być tylko jedna: włączenie podległych mu oddziałów Armii Krajowej pod bezpośrednie dowództwo sowieckie i wykorzystanie do dalszej walki z Niemcami. Ów atut przetargowy miałby rzekomo sprawić, iż Stalin przestałby traktować AK jak wroga, lecz uznałby ją za armię sprzymierzoną. Gen. Okulicki najpewniej odrzucił tę propozycję, mając dosyć dotychczasowych dowodów na to, iż „atuty” były wynikiem mniemań, nie znającego Rosji, Zachodu. Doświadczenie Polski w tej kwestii, bazowało na wiedzy pokoleń.

12 stycznia 1945 roku ruszyła sowiecka ofensywa. 15 stycznia była już w obwodzie Radomsko, w którym przebywała misja. „Jerzy”, biorąc pod uwagę jak sowieci potraktowali żołnierzy Armii Krajowej w Wilnie i na Wołyniu, zapytał płk. Hudsona, czy może zagwarantować bezpieczeństwo jego ludzi. Hudson odpowiedział przecząco. „Jerzy” zdecydował więc, że rozwiązuje oddział i zostaje z misją sam. Dochodzi w tym czasie do spotkania z płk. „Gerwazym”, dowódcą okręgu częstochowskiego. Hudson złożył propozycję dokooptowania „Jerzego” do misji, na miejsce szóstego jej członka, nieobecnego Aluna Morgana. Było to możliwe, bowiem sowietom dostarczono informacji o sześcioosobowej misji, przebywającej w Polsce. „Gerwazy” wyraził zgodę. „Jerzy”, nie znając angielskiego, stał się Anglikiem. Przypiął dystynkcje brytyjskiego oficera i raczej milczał, kiedy doszło do aresztowania całej szóstki przez NKWD, nie dającego wiary w angielskie pochodzenie podejrzanych. Na terenie Polski byli więzieni przez miesiąc, po czym zostali wywiezieni do Moskwy, skąd wydostali się dopiero z końcem marca, a według słów Pospieszalskiego – dopiero na początku kwietnia byli w Londynie. Ze swoimi rewelacjami na temat Armii Krajowej i bardzo pozytywną opinią o Polskim Państwie Podziemnym, nie zdążyli do Churchilla. Jałta rozegrała się w lutym.

Szymon Jan Zaremba „Jerzy” vel Alun Morgan spędził w Moskwie jeszcze siedem miesięcy, pracując dla brytyjskiego wywiadu. Z wielokrotnym wyrokiem śmierci, wydanym przez komunistyczne władze, nie wrócił już do kraju.

Gen. Okulicki, swój ostatni rozkaz pisał 19 stycznia 1945 roku. Rozwiązał nim Armię Krajową, a w jej miejsce powołał organizację „NIE’’ Niepodległość. Wkrótce aresztowany, znalazł się wśród szesnastu przywódców Państwa Podziemnego, sądzonych w Moskwie. Ginie w niewyjaśnionych okolicznościach w więzieniu.

Spadkobiercom

Podnosi na duchu fakt, że bez względu na dziesiątki minionych lat, znajduje się człowiek, który odkrywa Zalesie na nowo, nie dla siebie przecież, a dla innych. Gajówki Malewskiego już nie ma, ale na jej miejscu stanął kamień z tablicą, odsłonięty 8 listopada 2014 roku. Tak długo trzeba było czekać, by Zalesie nareszcie znalazło się na szlaku tych miejsc pamięci, w których rozgrywały się polskie dzieje. A stało się tak, dzięki pasji i autentycznemu zaangażowaniu Jacka Nestora, założyciela szczecińskiego Stowarzyszenia Kombatantów i Miłośników Historii Armii Krajowej „Pękowiec”, którego patronem jest leśnik i partyzant mjr. inż. Mieczysław Tarchalski ps. „Marcin”.

W uroczystości odsłonięcia pomnika wzięli udział ludzie, którzy przyczynili się do realizacji przedsięwzięcia, a więc przede wszystkim Jacek Nestor; nadleśniczy Tomasz Wrzalik z Nadleśnictwa Radomsko oraz Bogdan Marek Witaszczyk wójt Gminy Wielgomłyny, na terenie której znajduje się Zacisze.

Jak pisał Antoni Pospieszalski: „Dobrze, jeśli misja nie przyniosła szkody, o ile śmierć jednego chłopaka, który zginął w naszej obronie, można nie uważać za szkodę. Nie była to wina zespołu misji, po prostu znaleźliśmy się w Polsce grubo za późno, gdy już było prawie po wszystkim”.

Trzeba więc pamiętać o Zaciszu, a z pamięci tej wyciągać wnioski na przyszłość. W liście do Jacka Nestora, „Jerzy” m.in. napisał: „Takie monumenty z podobnymi napisami będą przypominać następnym pokoleniom o zdarzeniach w historii ich Ojczyzny. Czytając ów napis młodzież może się naprawdę zainteresować walką ich przodków o niepodległość Polski”.

Elżbieta Sobolewska

Źródła: Zeszyty Historyczne Klubu Kawalerów Orderu Wojennego Virtuti Militari nr 4/2006 „Operacja Freston – Misja brytyjska w Polsce – 1944/1945”

Relacja kpt. rez. Antoniego Pospieszalskiego ps. „Łuk”, Londyn 1976

Jan Tadeusz Malewski „Przeminęło” Iskry 1989

Fotografie: Zdzisław Wiśniewski, redaktor naczelny portalu www.noworadomsk.pl

Salwa honorowa

Jacek Nestor jeden z wielu strażników pamięci o AK

Tablica upamiętniająca Zacisze

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_