04 listopada 2014, 15:18 | Autor: Wiktor Moszczyński
Ukraina po Wyborach

Często jak angielscy dziennikarze czy politycy chcą przedstawić sytuację niejasną, gdzie wciąż istnieją duże obawy co do nieco groźniej przyszłości, ale chcą zacząć na bazie optymistycznej, aby rozchmurzyć z góry negatywny nastrój swojego czytelnika, to piszą w pierwszym zdaniu „ First, the good news….”, a więc, „najpierw wiadomości pozytywne”.

Verkhovna Rada / fot. Wikipedia
Verkhovna Rada / fot. Wikipedia
A więc w niedzielę odbyły się wybory parlamentarne, czyli głosowanie na 450-osobową Radę Najwyższą Ukrainy. W prasie brytyjskiej wyjątkowo mało na ten temat pisano bo w tym samym czasie odbywały się podobne wybory w Brazylii (co prawda prezydenckie) i w Tunezji, a zaciekła walka z Republiką Islamską na terenie Syrii i Iraku trwa dalej. Mimo krótkiej zdawkowej euforii mediów europejskich na temat wyborów na Ukrainie, poważniejsi eksperci ujawnili swoje dość czarne myśli na temat tych wyników.

A więc „first, the good news.” Zdecydowana większość głosów poszła na posłów o deklarowanej orientacji pro-europejskiej. Dotyczy to zarówno „bloku” prezydenta Petra Poroszenki, który zdobył 21,8%. Front Ludowy prowadzony przez premiera Arsenija Jaceniuka, który ku ogólnemu zaskoczeniu uzyskał jeszcze lepsze poparcie 22,2% i zachodnio-ukraińska „Samopomoc” na trzecim miejscu zdobywając 11,2%. W każdym razie zanosi się na to, że te trzy partie będą miały stanowczą przewagę w Radzie Najwyższej i będą mogły zapewnić kurs pro-europejski i wolno rynkowy nowego rządu koalicyjnego. Można też nacieszyć się faktem że w Radzie znajdzie się wiele nowych twarzy, wśród których było wielu bohaterów, męskich i żeńskich, z barykad na Majdanie. Również można cieszyć się, że do Rady nie weszli kandydaci ruchów nacjonalistycznych „Swoboda” i „Prawy Sektor”, bo ich głosy nie przekroczyły progu 5%. Nie przekroczyła też próg wyborczy Partia Komunistyczna. Minimalną ilość głosów zdobyła też Batkiwszczyzna (5,7% głosów) prowadzona przez skorumpowaną Julię Tymoszenko. Frekwencja wyborcza wynosiła 51%. Poza tym według obserwatorów unijnych i również polskich, głosowanie przebiegło w centralnej i zachodniej Ukrainy bez wypadków przemocy czy jawnej korupcji. „Gratulacje dla ludu Ukrainy! Zwycięstwo dla demokracji i dla programu europejskich reform”, ucieszył się Jose Manuel Barroso, szef Komisji Europejskiej. Gratulował też Ukraińcom prezydent Obama a Rosja gotowa była uznać wyniki wyborów. A więc wszystko wygląda różowo? Nie, nie zupełnie.

Arseniy Petrovych Yatsenyuk / fot. Wikipedia
Arseniy Petrovych Yatsenyuk / fot. Wikipedia
Po pierwsze na wschodzie trwa wojna. Łatwo było o niej zapomnieć przy spokojnych ulicach i placach Kijowa czy Lwowa, ale w Doniecku, Ługańsku, Mariupolu padają bomby na domy, trwają zasadzki, masakry, porwania. W Kijowie nazywają to wojną antyterrorystyczną, choć głównie chodzi tu o walkę z rebeliantami podżeganymi i wspieranymi finansowo i militarnie przez Rosję. Według ukraińskiego Ministerstwa Zdrowia od początku walk w kwietniu zginęło 478 cywilów (w tym 30 kobiet i siedmioro dzieci) i 173 żołnierzy. Rannych żołnierzy 446, a rannych cywilów 1392. ONZ informuje że było 222 porywań na Wschodzie Ukrainy, ale ukraińskie MSW podaje, że ofiar porwania, często potem bitych, torturowanych, a niekiedy zabitych, przekracza 500. Są wypadki przestępstw wojennych po obu stronach, ale prezydent Poroszenko zapewnia stolice zachodnie, że wojska ukraińskie prowadzą wojnę „powściągliwie”. Lecz dla przykładu, odbite ostatnio przez wojska rządowe miasto Słowiańsk, jest w większości w ruinie. A to wszystko dzieje się w czasie tzw. „zawieszenia broni” uzgodnionego w Mińsku na początku września między rządami Rosji, Ukrainy, Unii i reprezentacją separatystów.

Nie przeprowadzono wyborów w tym rejonie ani na Krymie, okupowanej przez Rosję, mimo że trzymano tu dla nich 27 wolnych mandatów w Radzie Najwyższej. Przede wszystkim na wybory w ich rejonie nie zgadzali się separatyści. Rzecznik separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej nazwał te wybory „farsą” i stwierdził, że „Wybory niczego nie zmieniły, a ugruntowały tylko tę konfigurację władzy, która niczego dobrego Ukrainie nie przyniosła”. Rosjanie też zareagowali ostrożnie. Najczęstsze komentarze medialne w Moskwie mówią o „legitymizacji zbrojnego przewrotu i nielegalnego przejęcia władzy.” Większość Rosjan wciąż uważa, że Ukraina powinna być częścią integralną państwa rosyjskiego lub przynajmniej częścią jej strefy wpływów. Odpowiada im ocena byłego prezydenta Czech Vaclava Klausa, że „Ukraina jest tworem który powstał sztucznie” i jest „kolebką rosyjskiej państwowości, kultury, ojczyzną kilkudziesięciu milionów Rosjan.” Dla Rosjan jest rzeczą ważną, aby uszanować uzgodnienia traktatu w Mińsku, kiedy prezydent Poroszenko przyrzekł nadanie Donbasowi większej autonomii. Szef administracji Kremla Siergiej Iwanow zapowiedział że Rosja raczej uzna wyniki wyborów na Ukrainie, ale przypomniał, że „każdy naród ma prawo do decydowania o swoich losach”. Niby to dobra wiadomość dla ukraińskiej demokracji, ale również może to oznaczać uznanie wyników wyborów w Donbasie przeprowadzonych przez prorosyjskich rebeliantów na 2 listopada które zapowiadają się jako jednostronne deklaracje niepodległości dla tych terenów. Nawet Poroszenko szukający ugody z Rosją ocenia taki akt jako „prowokację”, która tylko przedłuży akcję zbrojną.

Szereg partii w nowej Radzie wypowiedziało się negatywnie w czasie wyborów o umowie mińskiej, między innymi Jaceniuk, szef Frontu Ludowego, zapowiedziany jako przyszły premier. Wielu Rosjan uważa go za nacjonalistę, co dla nich jest równoznaczne z faszyzmem. Nie wiadomo, jaki będzie jego stosunek po wyborach. Lecz widać, że mimo ugrzecznionych słów ze strony Rosjan konflikt zbrojny będzie trwał dalej uzależniony od tego, jaki apetyt do dalszej walki będą mieli Ukraińcy, a jaki będzie miała Rosja. Wiadomo że prezydent Putin jest zdeterminowany uzyskać sukces wojenny lub dyplomatyczny na Ukrainie, ale musi się też liczyć też z efektami sankcji. Europa ma swój kryzys gospodarczy, ale również ma go Rosja. W ciągu trzech pierwszych tygodni października inwestorzy wycofali 1,3 mld dolarów z międzynarodowych funduszy ulokowanych na rynku rosyjskim. Równolegle z przyspieszeniem ucieczki kapitału dramatycznie słabnie rubel na którego obronę wydano już 66 mld dolarów z rosyjskich rezerw walutowych. Bankrutują lub uciekają na zachód rosyjskie firmy i na giełdzie rosyjskiej panuje przygnębienie. Albo coraz słabsza gospodarczo Rosja wycofa się z awantury ukraińskiej, albo Putin zdecyduje wzmocnić autokrację w Rosji, aby osiągnąć swój cel na Ukrainie niezależnie od kłopotów gospodarczych.

Petro Oleksiyovych Poroshenko / fot. Wikipedia
Petro Oleksiyovych Poroshenko / fot. Wikipedia
Widać i inne kąkole wśród kwiatów odrodzonej ukraińskiej demokracji. Oligarchowie, którzy dominowali w korupcji i rozkradzeniu mienia państwowego na Ukrainie dalej będą wpływowi szczególnie ci, którzy znaleźli się w bloku wyborczym prezydenta. Mimo znalezienia się na drugiej pozycji co do ilości głosów oddanych, blok ten będzie miał największe przedstawicielstwo w Radzie. Wynika to częściowo ze starego niezreformowanego systemu głosowania gdzie połowa foteli poselskich pochodzi z narodowych list partyjnych, a połowa w wyniku okręgów jednomandatowych, na którym najlepiej skorzysta blok Poroszenki. Sam Poroszenko też jest ze starej klasy oligarchów i w ten sposób może też łatwo porozumieć się w sprawie negocjacji z Rosją i w sprawie reform antykorupcyjnych z oligarchami w nowym bloku opozycyjnym, należącymi do dawnej pro-rosyjskiej Partii Regionów wspierającej starego prezydenta Janukowicza, która zdobyła 9,3% głosów plasując się na czwartym miejscu, licząc też na duże sukcesy z okręgów jednomandatowych we wschodniej Ukrainie. Dlatego konieczna przyszła walka z korupcją stoi pod dużym znakiem zapytania.

Nie wiemy też jak się ułoży koalicja rządowa między Poroszenko a wolnorynkowcem Jaceniukiem, gdyż różnice ideologiczne są dość znaczne, a osobiste stosunki – złe. Jaceniuk, zdolny bankowiec, liczy na ostre zaciśnięcie pasa, co umożliwi mu dostęp do finansów zachodnich. Ale zachodnie instytucje finansowe igrają tylko z pomocą, głównie dając pieniądze do spłacania poprzednich długów europejskich i IMF-u lub w spłaceniu długów wobec Rosji za poprzednie dostawy gazu. Rozmowy z Rosją za tydzień na temat dalszych dostaw gazu mogą ugrząźć nie tyle z powodów politycznych, co z powodów finansowych. Dochód narodowy i tak spada o 8% w tym roku i Ukraina jest na progu kompletnego bankructwa. W wyniku zerwania z prorosyjską Ekonomiczną Unią Euroazjatycką Ukraina traci wiele miliardów dolarów rocznie, a Unia Europejska nie ma ani rezerw, ani zapału, żeby Ukrainie efektywnie pomóc. Prawdopodobna implozja gospodarcza może być już kojarzona za rok z obecnym rządem i doprowadzić do rozbudzenia wpływów prawicy, na razie zmarginalizowanej w nowej Radzie lub nawet do puczu wojskowego.

No i jeszcze mamy naszą specyficzną bolączkę polską. We wszystkich partiach pro-zachodnich tkwią elementy nacjonalistyczne wspierające kult UPA, a nawet SS Galizien. Ostatnio burmistrz Lwowa, Andrej Sadowy, poświęcił nowy pomnik Stepana Bandery we Lwowe i wciąż utrudnia zwrot Polakom kościołów rzymsko-katolickich. Sadowy jako szef trzeciej partii koalicyjnej „Samopomoc”, która jest kluczowym elementem antyrosyjskiego i proeuropejskiego kierunku nowych władz Ukrainy. Bandera, dla nas zbrodniczy rzeźnik Wołynia, dla nich jest wielkim bohaterem w walce z Rosją. W wypadku pogłębienia kryzysu gospodarczego i braku paliwa na Ukrainie te elementy mogą stanąć na czele antydemokratycznego buntu, który może okazać się groźny dla Polaków zamieszkałych na Ukrainie.

Nie możemy już patrzeć na Ukrainę przez kolorowy pryzmat pomarańczowej rewolucji. Tamten płomień nadziei zduszony został przez prywatę i korupcję bohaterów rewolucji. Więc cieszmy się teraz z wyników ostatnich wyborów, ale patrzmy na przyszłość ostrożnie.

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Wiktor Moszczyński

komentarze (0)

_