30 czerwca 2014, 17:21 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Baśń o podróży

– Ten film został wyprodukowany w Chinach. Podobnie jak większość rzeczy na świecie – tymi słowami Piotr Fudakowski rozpoczął premierowy pokaz swojego najnowszego filmu „Secret Sharer” na Mayfair w Londynie. Jednak to co chińskie kojarzy się z tanizną i tandetą, tymczasem film Polaka nie ma z tym nic wspólnego.

Twórcy filmu podczas premiery w Londynie (od prawej: Henrietta Fudakowski, wspólautorka scenariusza, Jack Laskey, pierwszoplanowy aktor, Guy Farley, twórca muzyki oraz Piotr Fudakowski, reżyser, scenarzysta i producent filmu) przed premierą "Secret Sharer" podczas powitania przez przedstawicielkę Foundling Museum (z lewej) / fot. Magdalena Grzymkowska
Twórcy filmu podczas premiery w Londynie (od prawej: Henrietta Fudakowski, wspólautorka scenariusza, Jack Laskey, pierwszoplanowy aktor, Guy Farley, twórca muzyki oraz Piotr Fudakowski, reżyser, scenarzysta i producent filmu) przed premierą "Secret Sharer" podczas powitania przez przedstawicielkę Foundling Museum (z lewej) / fot. Magdalena Grzymkowska

„Secret Sharer” oparty na motywach opowiadania Josepha Conrada, to poetycka baśń opowiedziana współczesnym językiem. Jest to romantyczna, zmysłowa historia o podróży młodego człowieka do dojrzałości, w trudnych relacjach międzykulturowych na pełnym morzu. Fabuła zawiązuje się w momencie, gdy polski początkujący kapitan pojawia się na pokładzie chińskiego statku towarowego. Jego załoga podejrzewa, że właściciele jednostki chcą ją zatopić w celu wyłudzenia odszkodowania i w wyrazie sprzeciwu opuszcza okręt. Młody kapitan na pokładzie zostaje sam, zdezorientowany i bezradny. Wówczas spostrzega w morzu nagą kobietę kurczowo trzymającą się drabinki. Skrajnie wycieńczona Chinka okazuje się być w niebezpieczeństwie. „Ukryj mnie”, mówi i upada zemdlona. Następnego dnia na pokładzie pojawia się załoga innego statku, który poszukuje zbiegłej morderczyni.

Film ogłada się przyjemnie i jest to idealna propozycja na letnie popołudnie. W tym filmie jest wszystko: piękne malownicze zdjęcia, motyw podróży, elementy humorystyczne, moment zadumy, dreszczyk emocji, wątek miłosny, a nawet scena walki. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj nastrojowa muzyka Guy’a Farley’a, zwłaszcza utwór „Gulf Of Thailand”, w którym pojawił się wyraźny akcent polskiej kultury ludowej.

Co ma miłość do tostów?

Po pokazie miała miejsce sesja pytań i odpowiedzi do twórców filmu. Prowadzący dyskusję Lars Tharp, dyrektor Foundling Museum, na którego rzecz były przeznaczone fundusze zebrane podczas premiery, zadał pytanie odtwórcy głównej roli, Jackowi Laskey’emu, w jaki sposób udało mu się tak świetnie opanować język chiński.

– Hipnoza – odpowiedział ze śmiechem aktor. – Tak naprawdę to po prostu ciężka praca, ale co najważniejsze uczyłem się tego języka z pasją, ponieważ odnalazłem w nim niesamowitą melodię. Mam nadzieję, że to widać na filmie. Na przykład w scenie, w której kapitan każe usunąć ogród z pokładu statku, miałem wrażenie, że dosłowne tłumaczenie tej kwestii jest tekstem wiersza, który brzmi: „Kwiaty, kwiaty, kwiaty… zniknijcie, proszę was!” – opowiadał. Dodał te, że język chiński jest o tyle ciekawy, że nie ma w nim zupełnie gramatyki. Sens zdania zależy od kolejności słów, wymowy i intonacji. – Najmniejsza zmiana tonu głosu powoduje odwrócenie znaczenia, na przykład bardzo łatwo pomylić miłość z… tostem – dodaje.

Gwiazda serialu "Sherlock Holmes", Jack Laskey oraz zdobywca Oskara, Piotr Fudakowski odpowiadali na pytania publiczności / fot. Magdalena Grzymkowska
Gwiazda serialu "Sherlock Holmes", Jack Laskey oraz zdobywca Oskara, Piotr Fudakowski odpowiadali na pytania publiczności / fot. Magdalena Grzymkowska

Widzów również najbardziej interesowały kwestie językowe, m.in. czy były problemy z komunikacją i z edycją filmu w tym języku.

– Raczej byliśmy do tego przyzwyczajeni, nasza ekipa mówiła jednocześnie chyba pięcioma, czy sześcioma językami – opowiadał Fudakowski. – Jednak nie przywiązywałabym do tego tak dużej wagi. Język jest oczywiście istotny, ale nie jest najważniejszy. Film jest przede wszystkim obrazem. Mieliśmy oczywiście specjalistów-sinologów, ale przy edycji filmu kierowaliśmy się przede wszystkim wyborem najlepiej zagranych scen – kwitował.

Język chiński nie jest jedynym w tym filmie. Niektóre kwestie są również po angielsku. – Załoga każdego statku ma obowiązek mówić po angielsku, musi rozumieć polecenia i móc na nie odpowiadać. Toteż marynarze są dwujęzyczni i w naturalny sposób przechodzą z jednego języka w drugi. Dlatego oficjalne fragmenty ich wypowiedzi nie były tłumaczone na chiński, natomiast te bardziej emocjonalne już tak – dodał.

Człowiek o wielu twarzach

Piotr Fudakowski jest jednocześnie reżyserem, producentem i scenarzystą w swoim filmie. Gości interesowała, jak udało mu się pogodzić te trzy role.

– To faktycznie niełatwe zadanie. Musisz być liderem, a czasem wręcz despotą. Sam fakt, że nadzorujesz pracę 120 ludzi z ekipy filmowej, którzy ciągle zadają pytania, jest niezwykle trudny. Przede wszystkim należy być decyzyjnym, mieć zdanie na każdy temat, nawet jeżeli chodzi o fryzury aktorów, i umieć je wyrazić – tłumaczył.

Piotr Fudakowski jest ciekawą osobą o niebanalnej historii. Studiował ekonomię na Uniwersytecie w Cambridge, a po graduacji rozpoczął swoje życie zawodowe jako bankier. Jednak jego pasją zawsze było kino, więc porzucił pracę w City i zaczął kręcić filmy fabularne. Jego talent został doceniony przez Akademię Filmową, która w 2005 r. nagrodziła Oskarem jego film „Tsotsi”. Dla zgromadzonych Fudakowski był inspirującą postacią, pozwalającą wierzyć, że warto podążać za swoimi marzeniami.

– Sama nominacja to był dla mnie cud. Oczywiście, jako producent musiałem wierzyć w sukces tego filmu, ale takiego wyróżnienia się nie spodziewałem – powiedział, a po chwili namysłu dodał: „zawsze trzeba wierzyć w siebie, marzyć i nie bać się realizować te marzenia.”

Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_