17 marca 2014, 11:12 | Autor: admin
Każdy koncert to kontakt z ludźmi

Mateusz Borowiak, polski pianista, laureat wielu nagród, m.in. Nagrody Królowej Elżbiety w Brukseli, gdzie otrzymał również nagrodę publiczności Musiq’3, złoty medalista w konkursie Maria Canals w Barcelonie, 23 marca wystąpi po raz pierwszy w Wigmore Hall w Londynie. W rozmowie z Magdaleną Grzymkowską opowiedział o swoim muzycznych planach i o tym, jak każdy koncert jest dla niego ważny.

Mateusz Borowiak / fot. Bogdan Kułakowski
Mateusz Borowiak / fot. Bogdan Kułakowski
Od kiedy pasjonuje się Pan muzyką klasyczną?

– Moi rodzice są pianistami, absolwentami Warszawskiej Akademii Muzycznej oraz pedagogami. Muzyka rozbrzmiewa w naszym domu od rana do wieczora. Gry na fortepianie uczyłem się u nich obojga. Miałem też lekcje wiolonczeli i śpiewu, a w Junior Guildhall w Londynie, również kompozycji. Przed studiami pianistycznymi u prof. Jasińskiego w Katowicach, ukończyłem studia muzykologiczne na Uniwersytecie w Cambridge.

Dlaczego wybrał Pan fortepian jako główny instrument muzyczny?

– Fortepian wybrałem stosunkowo późno, bo dopiero jako nastolatek. Natomiast sama „dominacja” fortepianu w moim życiu trwa właściwie od kilku lat. Na wybór mojej profesji na pewno miały duży wpływ wykształcenie i zawód rodziców.

Został Pan wyróżniony szeregiem nagród w Wielkiej Brytanii. Która z nich jest dla Pana najważniejsza, najcenniejsza?

– Z nagród przyznanych mi w Anglii, szczególnie cenię sobie nagrodę Donald Wort Award Uniwersytetu Cambridge. Jest to coroczna nagroda przyznawana za najlepsze wyniki w nauce. Dyplom Uniwersytetu z muzykologii wiąże się z wszechstronnością. Składają się na to między innymi analiza dzieła muzycznego, kontrapunkt, kompozycja, historia notacji muzycznej, wykonawstwo muzyki dawnej, orkiestracja oraz realizacja basu cyfrowanego na klawesynie i organach, i każdy przedmiot wymaga odrębnej wiedzy i umiejętności. Nagrodę tę otrzymałem dwa razy pod rząd. Była to dla mnie duża niespodzianka, ponieważ na studiach moim priorytetem było nie stracić kontaktu z fortepianem.  Z nagrodą na Konkursie Królowej Elżbiety w Brukseli łączą się niezwykłe wspomnienia i emocje z 1,5 miesięcznego pobytu i występów transmitowanych przez radio, telewizję i internet na cały świat. Szczególnie cieszy mnie nagroda publiczności, ponieważ to dla niej właśnie grałem, a nie dla jury.

A pomijając nagrody, co jest dla Pana największym osiągnięciem w karierze muzycznej?

– Największe osiągnięcie to nie tyle nagroda czy dobra recenzja, lecz sama możliwość występowania. W dzisiejszym świecie koncert jest jedną z niewielu okazji kiedy człowiek może się wyciszyć, wsłuchać w siebie. Atmosfera na sali jest czymś niepowtarzalnym i coraz bardziej rzadkim.

Jacy są Pana ulubieni kompozytorzy? Ulubiony utwór, który gra Pan ze szczególną przyjemnością?

– Nie mam stałych ulubionych kompozytorów i utworów. To trochę tak jak z apetytem czy nastrojem. Czasem jest to Bach, innym razem Chopin. Po dłuższym okresie obcowania np. z muzyką rosyjską nabieram ochoty na wiedeński klasycyzm. Innym razem na francuski impresjonizm. Lubię też muzykę współczesną. Coraz wyraźniej widzę, że kompozytorzy niezależnie od epoki, stylu, temperamentu i kraju w zasadzie piszą o tych samych sprawach. Tak naprawdę człowiek wcale się nie zmienia. Jedyne, co różni dzieła, to język przekazu i ich szata, której wielobarwność jest szczególnie interesująca.

To znaczy, że prywatnie również słucha Pan muzyki klasycznej?

– Dla przyjemności słucham wszelkiej muzyki klasycznej, a ostatnio symfonii i oper. Muzyki fortepianowej raczej mało, i to głównie w „celach szkoleniowych”, chyba że jest to jazz.

Przed Panem wiele koncertów o skali międzynarodowej. Między innymi koncert z Narodową Orkiestrą Belgijską, z koncertem Beethovena.

– Niektóre koncerty, takie jak tournée po Belgii z orkiestrą De Filharmonie znajdowały się w „pakiecie” pokonkursowym Królowej Elżbiety, inne, takie jak projekty z Belgijską Orkiestrą Narodową wyniknęły z dużego rozgłosu tego konkursu wśród dyrygentów i menedżerów orkiestr. Myślę, że nie bez znaczenia była opinia muzyków, z którymi występowałem w czasie konkursu i zaraz po.

Z kolei w kwietniu zagra Pan koncert Panufnika z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia na festiwalu Musica Polonica Nova we Wrocławiu. W tym roku obchodzimy także jubileusz Panufnika. Jakie jest Pana zdanie na temat tego kompozytora?

– Często, gdy mamy do czynienia z genialnym dziełem, to wydaje nam się, że zostało jakby wykute z jednej bryły. Koncert Fortepianowym Panufnika to właśnie taki utwór, w którym wszystko jest na swoim miejscu. Każda część jest oparta na osobnym motywie, w sposób organiczny rozwijającym się, a jednocześnie jest w nich niesamowite bogactwo kolorystyki, rytmiki oraz genialna współpraca fortepianu z orkiestrą. Wszystko to tworzy znakomite proporcje między treścią i formą dzieła – rzecz niezwykle cenna dla odbioru kompozycji. Uważam, że w Polsce Panufnik zasługuje na więcej uwagi, ale mamy ten rok aby to nadrobić. Natomiast bardzo cieszę się, że w Wielkiej Brytanii gra się go coraz częściej. Jest on, podobnie jak Lutosławski, Penderecki, Górecki czy Knapik wspaniałą wizytówką kultury polskiej.

Kolejny koncert to recital w Guildhall. Jest to koncert galowy organizowany przez Chopin Society. Wśród gości honorowych będzie między innymi HRH Princess Alexandra. Czy stresuje się Pan przed tym koncertem? Czy musi się Pan jakoś szczególnie do niego przygotować?

– O zagranie recitalu dla Chopin Society zostałem poproszony przez pana Marka Ostasa w zeszłym roku, w Katowicach, natomiast propozycja tego właśnie występu wyszła od Lady Rose Cholmondeley – Pani Prezydent Towarzystwa. Każdy koncert jest bardzo ważny, to przede wszystkim kontakt z ludźmi, ale występ w The Guildhall to również duża odpowiedzialność. Jest to miejsce ostatniego występu w Wielkiej Brytanii samego Fryderyka Chopina w 1848 r. Będzie to wyjątkowe spotkanie.

Z planów na nadchodzące miesiące: recital na Międzynarodowym Festiwalu Pianistycznym w Dusznikach…

– Tak, wystąpię tam po raz pierwszy. Ten coroczny festiwal pianistyczny o światowej już randze ma stałą, dobrze osłuchaną i wymagającą publiczność. Wśród tegorocznych wykonawców będą między innymi zwycięzcy konkursu Czajkowskiego – Daniil Trifonow i Mirosław Kultyszew, Francesco Piemontesi – III nagroda na Konkursie Królowej Elżbiety w 2007 r. i niesamowita Claire Huangci, a więc same doborowe towarzystwo.

Pod koniec roku festiwal ma drugą turę w Chinach, a potem koncertuje Pan w Korei. Czy występował Pan już w tych egzotycznych państwach? Jaka jest azjatycka publiczność? Czy różni się od tej europejskiej?

– W Chinach występowałem już latem zeszłego roku. Najbardziej uderzającą różnicą między publicznością europejską a chińską jest średnia wieku, która w Chinach jest dużo niższa. Tam koncerty traktowane są bardziej jako rozrywka, ale też jako forma edukacji. W Korei będę grał po raz pierwszy. Bardzo jestem ciekaw tego kraju i ludzi.

A jakie jest Pana nastawienie i oczekiwania przed koncertem w Wigmore Hall?

– Cieszę się bardzo na ten koncert. Od kilku lat nie grałem w Wielkiej Brytanii, więc będzie to jakby powrót do domu. W programie znajdą się między innymi dzieła Bacha, Chopina i Barbera – tradycja ponad 300 lat muzyki fortepianowej. Element łączący te utwory to wątek romantyczny. W każdej kompozycji mamy, pomimo różnic stylów i epok, podobny przekaz artystyczny, emocje i treści, których często słowami nie można wyrazić. Serdecznie zapraszam.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_