16 sierpnia 2013, 10:02 | Autor: admin
Lękliwa łękotka w kolanie emigranta

Biada nam, zbiegi, żeśmy w czas morowy

Lękliwie nieśli za granicę głowy!…

Aż nas objęto w ciasny krąg łańcucha

I każą oddać co najprędzej ducha.”

A.Mickiewicz: Pan Tadeusz

Po demobilizacji w 1948 r. dostałem moją pierwszą pracę cywilną jako ordynans szpitalny. Miałem łut szczęścia, że miejscem tej posady był hostel dla polskich uchodźców z Afryki, gdzie był mały szpitalik z polskim doktorami i pielęgniarkami. Pech ujawnił się nieco później, gdy okazało się, że muszę być także tłumaczem dla pacjentów z hostelu, skierowanych na badania do angielskich szpitali.

Po dwóch latach pobytu na Wyspach, moja angielszczyzna była wprawdzie wystarczająca na codzienny użytek, ale terminologia lekarska była ziemią nieznaną. Pacjent jęczy, że go łamie w stawach i ma ból w miednicy. Jak to jest po angielsku? „His ponds are broken and he has pain in his washbowl?” Miałem do wyboru zaglądanie do kieszonkowego słowniczka, albo pokazywanie palcem bolesnych części ciała moich podopiecznych. Po kilku wizytach wiedziałem już, że stawy to joints, a miednica nosi nazwę pelvis. Nie myślcie, drodzy Czytelnicy, że po 65 latach pobytu nie mam już żadnych trudności w rozmowach z moim angielskim lekarzem lub, co gorsza, podczas nieuniknionych wizyt w ostrym pogotowiu. Młoda lekarka z Indii stawia mi diagnozę po wizycie w oczekiwalni szpitalnej i popisuje się swoją świeżo nabytą wiedzą. „Masz wszelkie objawy gerd,” oznajmia z uśmiechem. Widząc malujące się wśród moich zmarszczek trwożne niezrozumienie takich objawów, dodaje: „Gastroesophagal Reflux Disease – G.E.R.D!” Z dalszych wyjaśnień domyślam się, że mam objawy polskiej zgagi, którą moja córka przetłumaczy na potoczny angielski „heartburn” –chociaż to coś piecze w przełyku bardziej niż w sercu, ale Anglicy to dziwny naród, trudny do zrozumienia, nie tylko językowo.

Polska terminologia anatomiczna zachwyciła mnie swoim bogactwem wyobraźni w znajdowaniu naszych własnych słów, zamiast pożyczania ich z łaciny. Kto by pomyślał, że zwykłe kolano jest największym i bardzo skomplikowanym stawem mojego ciała, w którym wędrują gromady słów.

O tym jak one brzmią dowiedziałem się przypadkowo, gdy pewnego dnia zacząłem nagle kuśtykać z bolesnym prawym kolanem. Poprosiłem o domową wizytę lekarza, bo o chodzeniu do przychodni nie było mowy. Pani doktór spytała czy, broń Boże, nie trenuje się do biegu w maratonie, po czym obmacała bolesny i spuchnięty staw i wytłumaczyła mi, że kolana podtrzymują prawie całą wagę ciała i dlatego są wrażliwe na kontuzje. W moim wypadku, dodała, mam prawdopodobnie nadwyrężony „popliteus” i od razu dodała angielskie tłumaczenie: „your hamstring is kaput”. Sznurek szynki czyli po prostu ścięgno podkolanowe. Gdy przyszła fizjoterapeutka aby mnie odkuśtykać, jej diagnoza była inna: „naderwany meniscus”. Tym razem musiałem zajrzeć do słowników, gdzie znalazłem meniscus jako urocze polskie słowo „łękotka” – elastyczny twór, zbudowany z chrząstki w kształcie litery „C”.

Stefan Grass

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_