02 marca 2022, 11:41 | Autor: admin
Licoricia… a kto to taki (cz. 2)
Najpierw na spotkanie z Licoricią wybierał się książę Karol. Niestety, do Winchester nie dojechał. Siła wyższa – Covid! Książę był podobno niepocieszony. Teraz nie dojechałam ja. Siła wyższa – wichura! Odwołaliśmy hotel i… też byliśmy niepocieszeni. Bardzo się na to spotkanie szykowałam. Co prawda Licoricia jest tylko niemym pomnikiem, pogadać się z nią nie da, ale z samego patrzenia i tak dowiedzieć się można dużo. Stanąć tuż obok, (postać jest naturalnej wielkości), i wyobrazić sobie, jak też jej życie wyglądało, w tym średniowiecznym, ślicznym mieście… Książe Karol miał za zadanie pomnik odsłonić, ja chciałam go dla czytelników osobiście sfotografować. I obiecuję, zrobię to jeszcze! Uparłam się na ten Winchester i już!

Tymczasem parę zdań wyjaśnienia. Licoricia z Winchester, bo tak się o niej potocznie mówi, to bodaj najbardziej wyrazista kobieta średniowiecznych czasów w Anglii. Nie jakaś tam szara myszka, żona swojego męża (a nawet dwóch). O, nie! To odważna, mądra, władająca wieloma językami energiczna kobieta. Kochająca matka, sama po śmierci mężów wychowująca pięcioro dzieci (wiecznie więc nimi zajęta!), umiejąca przy tym doskonale poprowadzić wielki biznes. I nie tylko go nie zmarnować, ale wręcz rozwinąć. A jakiż to był biznes? Dokumenty historyczne, a jest ich wiele, mówią o tym, że była najbogatszą lichwiarką w Winchester. Nie lubię tego słowa, ale innego pewnie nie ma. Chociaż właściwie jest! To był przecież sprawnie prowadzony, jednoosobowy… bank! Udzielający pożyczek, badający rynek, zorientowany w polityce i gospodarce, przewidujący i kalkulujący. A kim byli klienci tego Licoriciowego banku? Ho, ho!? Nie byle kto! Na długiej liście szczęśliwców, których wydobyła z finansowych tarapatów byli chociażby znamienici dworzanie króla Henryka III. A nawet i on sam! Znając ją doskonale, i szanując pożyteczne i dla niego umiejętności, król w ramach wdzięczności też niejednokrotnie jej pomagał, wydobywając z takich czy innych kłopotów. Nasza bohaterka dwukrotnie bowiem „zaliczyła” pobyt w Tower (niezasłużenie!), co potem zresztą skwapliwie przyznano. Niewiele jednak było satysfakcji z tych mało szczerych i mocno spóźnionych przeprosin. Co się wysiedziała, to się wysiedziała! A ze znacznej części odebranych jej wówczas bezprawnie pomężowskich pieniędzy, wybudowano świątynię dla Edwarda Spowiednika w Westminster Abbey. Licoricia zamknięta przez siedem miesięcy w Tower, nie mogła protestować. I o to chodziło . 

Jej klientami byli (jak już wiemy), członkowie królewskiej rodziny, arystokracja, a także… (a jakże!)… kościół. Pecunia non olet. Pożyczała lokalnym właścicielom ziemskim, większym i mniejszym farmerom, biznes się kręcił, pieniądz zmieniał ręce, a wszystko to w końcu… służyło rozwojowi. Imię Licoricii pojawiało się często w średniowiecznych księgach rozliczeniowych, z czasem w duecie z jej dorastającym synem, który sprawnie pomagał matce w prowadzeniu interesów. A interesy te nie ograniczały się tylko do Winchesteru. Licoricia jeździła w tę i we w tę po południowej i południowozachodniej Anglii. Pańskie oko konia tuczy, trzeba było mieć rękę na pulsie! Prawdziwa bizneswoman swoich czasów! Zresztą, podobnych zaradnych kobiet w średniowiecznym Winchesterze było sporo, ale jednak żadna nie doczekała się pomnika. Jeśli przyjąć, że zaczęła działalność w 1234 roku, a tragicznie zginęła w 1277, to rzeczywiście na swój sukces solidnie się napracowała. Czterdzieści trzy lata. Jak na owe czasy, to dużo. Śmierć miała nagłą. Ciała matki i chrześcijańskiej gospodyni prowadzącej jej dom (Alice of Bickton), znalazła Belia, córka Licoricii. Mówi się o morderstwie na tle rabunkowym. Mówi się też o jakiejś nieprawdopodobnej jak na owe czasy sumie, dziesięciu tysięcy funtów, które skradziono. Oskarżano wielu mężczyzn, wreszcie uznano, że z fortuną zbiegł „ pewien ubogi rymarz”. Ale ani go nie znaleziono… ani chyba nie szukano zbyt gorliwie…

Motywów zamordowania Licoricii, mogło być kilka. Warto jeden rozważyć. Otóż Żydom w tamtych czasach wolno było wykonywać niewiele zawodów. Jednym z nich było właśnie pożyczanie pieniędzy. Prawo kościelne zabraniało chrześcijanom udzielania komukolwiek pożyczek, ale nie zabraniało z nich korzystać. Z jednej więc strony bardzo kochało się kogoś, kto pieniądze w potrzebie pożyczył (uff, co za ulga!) ale zaraz się go nienawidziło, kiedy trzeba je było oddać. Była to więc profesja, z gatunku „love and hate”, i niestety jedna z niewielu dostępnych wówczas Żydom. Czy więc Licoricia padła ofiarą zwykłego rabunku, niczym więcej nie motywowanego, niż chęcią zagarnięcia wielkich pieniędzy? Czy była to już zbrodnia podszyta uprzedzeniami i nienawiścią? Zaplanowana i z precyzją przeprowadzona? Trzynaście lat po zamordowaniu Licoricii, wszyscy Żydzi (w tym także większość jej dzieci) byli wypędzeni z Anglii. Stało się to za sprawą rozkazu Edwarda I. I minęło kilkaset lat, nim powrócili tu w połowie XVII wieku. Ten fakt rzuca światło na życie w średniowiecznym Winchesterze, i być może, wyjaśnia zagadkę śmierci naszej bizneswoman. Wszak były to już mroczne lata brutalnych prześladowań i dyskryminacji.

Ale co nas to w sumie obchodzi? Jakieś tam średniowieczne sprawy. A jednak! Podczas obchodów upamiętniających ofiary Holocaustu, (o których pisałam w poprzednim felietonie), uznano, że dzień śmierci Licoricii, i to co nastąpiło wkrótce potem, wtedy, w średniowiecznej Anglii, stał się TYM DNIEM, w którym zakłócił się dotychczasowy porządek społeczny. Zachowania przyzwoite i etyczne, zastąpiła szybko eskalująca agresja, pojawiła się niechęć i nienawiść do „obcego”, w ludziach wyzwoliły się najgorsze instynkty. „One death led to so much devastation”, konkludowano. Czy to ,co się wtedy rozpoczęło, konsekwentnie brnęło do naszych czasów? Czy tak to mamy widzieć? O tym myśleć? Rozważałam sobie potem, już całkiem prywatnie i nie na temat… ten ONE DAY, który i w moim życiu był TYM DNIEM. Od niego wszystko się zaczęło . Coś potoczyło się tak, a nie inaczej. Poszło tą, a nie tamtą drogą. Wszyscy mamy taki dzień. Czytelnicy też. Jestem tego pewna. 

Książę Karol, któremu Covid przeszkodził w odsłonięciu pomnika Licoricii w Winchesterze (dosłownie w ostatniej chwili musiano go w tym zastąpić), uznał swoją tam obecność za ważną. Dlaczego? Bo opowieść o tej średniowiecznej kobiecie, daje lekcję nam, współczesnym. Nic ta lekcja nie straciła na aktualności. I powinny ją przerabiać wszystkie dzieci (i ich rodzice!) na świecie. „Licoricie” dawnych i obecnych czasów, często niechętnie przyjmowane w krajach do których przybywają, wyobcowane, traktowane obojętnie lub nawet wrogo, z determinacją wydeptują dla siebie i swoich rodzin ścieżki, po których chodzą z podniesioną głową. Znajdują prace, które wykonują rzetelnie i z oddaniem, przyczyniają się nie tylko do poprawy swojego życia, ale i prosperity kraju, w którym się znalazły. Licoricia jest symbolicznym przesłaniem. Wołaniem o tolerancję, gościnność i szacunek dla człowieka. Jest też zapewnieniem, że Wielka Brytania jest domem dla każdej mniejszości narodowej, która na tych wyspach znalazła dla siebie miejsce. U podstawy pomnika w języku angielskim i hebrajskim, umieszczono napis (któż go nie zna!): „kochaj bliźniego swego, jak siebie samego”. Powinien być wykuty we wszystkich językach świata. Naszym też. Czy ludzi to odmieni na lepsze? Wątpię. Ale starać się trzeba. 

Licoricia prawdopodobnie pochowana jest na średniowiecznym cmentarzu w Winchester. W którym miejscu… już nie wiadomo.

Ewa Kwaśniewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_