04 grudnia 2020, 10:00
W szkocką kratę: Wynalazek, który nie przysłużył się tylko pingwinom

Zainspirowana lekturą publikacji „For Your Freedom and Ours. Poland, Scotland and Second World War” Alana Carswella, którą życzliwie przekazał mi pewien pół Szkot, pół Polak (jak nie przymierzając Bonnie Prince Charlie!) postanowiłam dziś przypomnieć historię Józefa Kosackiego (Kozackiego) – żołnierza i inżyniera, który podczas pobytu w Szkocji wynalazł ręczny wykrywacz, co było istotnym wkładem w zwycięstwo aliantów. Ten mały, ale ważny wynalazek jest nadal używany w wielu krajach, które ucierpiały z powodu wojny. Konstrukcja Polaka była tak dobra, że w brytyjskiej armii był używany aż do 1995 roku. Trudno nawet oszacować, ile żyć ludzkich uratował na całym świecie, ale spokojnie można je liczyć w milionach.

fot. wikipedia / Centralne Archiwum Wojskowe

Jeszcze przed wojną w 1937 r. Józef Stanisław Kosacki na zlecenie polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej opracował maszynę elektryczną zdolną do wykrywania niewybuchów. Jego pracownie mieściły się w wojskowych ośrodkach badawczych w Stalowej Woli i Radomiu. Prototyp maszyny został stworzony w słynnej warszawskiej fabryce AVA Electronics – tej samej, która zbudowała pierwszą tajną polską replikę „Enigmy”, która również przyczyniła się do skrócenia wojny i uratowania wielu istnień ludzkich.

Ale wracając do wynalazku Kosackiego. Wybuch wojny trochę pokrzyżował mu plany, ale stworzył też poligon doświadczalny na niewyobrażalną i przerażającą skalę. Czy czuł, że spoczywa na nim wielka odpowiedzialność? Czy spodziewał się, jak wielką rolę odegra jego urządzenie w historii ludzkości? Pod presją okoliczności Kosacki najpierw we Francji, a potem w Szkocji kontynuował swoją pracę, jednak zmienił przeznaczenie maszyny na wykrywanie min lądowych. W kompleksie kwatery głównej polskiej armii w Hotelu Ardgowan w St Andrews Kosacki otrzymał laboratorium, warsztat i pomocnika, z którym dokończył i udoskonalił wykrywacz min. Ważył 14 kilogramów i był obsługiwany przez jedną osobę. Niezawodny, skuteczny i stosunkowo łatwy w utrzymaniu – zupełnie jak polski żołnierz w boju. Pierwszy jego sukces wydarzył się w Centrum Wyszkolenia Saperów w Ripon (Yorkshire), gdzie rozrzucono w trawie monety. Józef Kosacki, dzięki swojemu urządzeniu odkrył wszystkie monety w niesamowicie krótkim czasie, zostawiając daleko w tyle sześciu innych brytyjskich konstruktorów.

Następnie prototypy Kosackiego zostały przetestowane na pustynnych połaciach północnej Afryki, gdzie duża liczba ukrytych w ziemi min skutecznie utrudniała operacje wojskowe armii brytyjskiej. Polski Rząd na Uchodźstwie, świadomy osiągnięć Kosackiego w tej dziedzinie, zgłosił jego projekt, który sprawdził się w tym trudnym terenie wyśmienicie i został natychmiast przyjęty jako stałe wyposażenie armii. 500 egzemplarzy urządzenia „Mine Detector no 2 (Polish)” zostało wysłanych do Afryki Północnej na czas kluczowej bitwy pod El Alamein, którą Churchill określił jako „nie jest to koniec, nie jest to nawet początek końca”. Kto wie, czy to rzeczywiście byłby „początek końca”, gdyby nie wynalazek Kosackiego.

Po wojnie Kosacki wrócił do Polski. Dużą rolę w tej decyzji miał jego bliski kolega, prof. Janusz Groszkowski, który za punkt honoru postawił sobie ściągnięcie do kraju wybitnego naukowca i wynalazcy. W kraju stał się jednym z pionierów maszyn elektronicznych i nuklearnych. Jeszcze w czasie wojny w celu ochrony rodziny Kosackiego przebywającej w okupowanej Polsce przed możliwymi represjami lub szantażem ze strony Niemców, nazwisko Kosackiego zostało utajnione. W dokumentacji występował pod różnymi nazwiskami: najczęściej jako Józef Kos, ale także Kozacki, Kozak. Po wojnie sam wynalazca nie dementował tej taktyki dezinformacyjnej, gdyż nie na rękę było mu, aby komunistyczne władze dowiedziały się na temat jego działalności na Zachodzie.

Kosacki zmarł w 1990 roku, doczekawszy powstania wolnej i demokratycznej Polski. Został pochowany z pełnymi wojskowymi honorami.

Nie jest przesadą stwierdzenie, że wynalazek Kosackiego ma ogromne dobroczynne skutki humanitarne. Ocalił on miliony ludzi (oraz ich kończyny) na całym świecie. Na niektórych obszarach powojennych nadal jest używany, przydał się w czasie wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku oraz w Iraku. Kosacki nie otrzymał ani zapłaty, ani oficjalnego uznania za swoją pracę, poza cennym listem wdzięczności od króla Jerzego VI. Swojego wynalazku nigdy też nie opatentował, dzięki czemu każdy na świecie mógł dowolnie go produkować i używać, chroniąc zdrowie i życie ludzkie.

Pamięć o Koseckim pozostaje żywa w Szkocji. Na terenie Ardgowan Hotel przy North Street w St Andrews można znaleźć tablicę pamiątkową, odsłoniętą w 2013 roku przez konsula generalnego w Edynburgu Dariusza Adlera.

Jedynym miejscem, gdzie jak się okazało poniewczasie, wynalazek Kosackiego się nie przydał, a same miny odegrały w pewnym sensie pozytywną rolę, są Falklandy. Wybrzeże zaminowane w czasie wojny argentyńsko-brytyjskiej stało się azylem dla… pingwinów. Pingwiny są zbyt lekkie, żeby uruchomić minę, więc mogą sobie swobodnie hasać po plaży, podczas gdy ludzie nie mają tam wstępu. To jedyne miejsce, gdzie miny celowo zostawiono w ziemi.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_