16 marca 2020, 10:00
Małe ojczyzny Ewy Kwaśniewskiej: Bard
Są tomiki wierszy, które nosi się w kieszeni, aby zaraz, już, natychmiast, sięgnąć po nie w chwilach gwałtownej potrzeby. Ukoją zbolałą duszę, odsuną niepokoje, uśmierzą ćmiące jak ból zęba strachy otaczającego nas świata.

fot. Jarosław Roland Kruk / Wikipedia

Są piosenki, które stale nucimy, znamy ich słowa na pamięć, pogwizdujemy, poświstujemy, płyty wozimy w samochodzie, aby mieć je zawsze pod ręką. Piosenki dobre na wszystko! Są artyści, z którymi spotkania, to jak minięcie na schodach dobrego sąsiada, odnalezienie kolegi ze szkoły, otworzenie starego albumu ze zdjęciami… A na tych zdjęciach, no przecież wypisz, wymaluj – my sami! I pomimo drobnych różnic… „tacy sami!” Jedność czasu, miejsca i akcji. Epoka nam się zgadza, podwórko na którym szaleliśmy też to samo, a na nim zasady zabaw i kody zachowań szlachetne przecież, można by rzec nieomal… przedwojenne.

Artystą, na którego koncerty leci się jak na skrzydłach (bo też i wyjdzie się uskrzydlonym!), jest dla mnie, jak i na szczęście dla wielu, Andrzej Sikorowski. Jak sam o sobie mówi „krakus z urodzenia i wyboru”. A jak Kraków… to wiadomo, że magia! Magia wielowiekowej i tak cudownie widocznej tu naszej historii i magia mieszkających w tym mieście i tworzących w nim ludzi. Bo i Matejko i Przybyszewski i Wyspiański i Boy-Żeleński, a potem nam współcześni: aktorzy, poeci, muzycy, kompozytorzy, śpiewacy, bardowie… Ileż tu wszelakiego talentu! I tylko tu, mógł powstać o tym wiersz, który śpiewała i śpiewa cała Polska. „U nas chodzi się z księżycem w butonierce, u nas wiosną wiersze rodzą się najlepsze, i odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze”. Piosenki Andrzeja Sikorowskiego śpiewały między innymi takie gwiazdy jak Danuta Rinn, Maryla Rodowicz, Irena Santor, Krystyna Prońko, Alicja Majewska czy Zbigniew Wójcicki… No i my! Bo też kto nie śpiewał „Ciotki Matyldy” czy „kap, kap, płyną łzy, w łez kałużach ja i ty” albo kultowego „ale to już było i nie wróci więcej i choć tyle się zdażyło to do przodu wciąż wyrywa głupie serce, ale to już było, znikło gdzieś za nami choć w papierach lat przybyło to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami”. Znacie to? No pewnie, że znacie! Kto nie zna?!

Andrzej Sikorowski to tytan pracy! Ma na koncie ponad 4000 koncertów! W Kraju i za granicą. Skomponował muzykę do ponad 20 animowanych filmów dla dzieci, wydał tomiki tekstów poetyckich „Lecz póki co żyjemy” i „Moje piosenki” i to właśnie te, które zawsze mam „na podorędziu”. O rzeczach zwyczajnych pisze nadzwyczajnie. I odwrotnie. Zaczarowuje i oczarowuje. A wszystko to językiem przystępnym, urzekającym wrażliwością, eleganckim i pozbawionym patosu. Codziennym. Wydana została właśnie jego autobiograficzna opowieść o życiu, rodzinie, szkolnych kolegach, przyjaźniach, ukochanej żonie (Greczynce, Charikli Motsiou, potocznie zwanej Franką) i o córce. O mistrzach których ceni, o poezji, muzyce, podróżach, o jedzeniu i dobrym piwie, o tym co ważne a co nie, o tym wszystkim, co składa się na nasze życie. To książka, którą czyta się jednym tchem. I do której się będzie powracać, tak jak do piosenek i filozofii życiowej artysty, którą można by zamknąć w krótkim określeniu „im prościej tym piękniej”. W jego koncertach nie ma miejsca na flety, balety, piruety i tak zwane „cuda na kiju”. Nie miotają się z tyłu tancerze w wygibasach obowiązkowej i nieznośnej choreografii, nie snują się puszczane nie wiadomo po co sztuczne mgły i dymy, nie kręci się świecąca kula. Są świetna gitara, nieskazitelna polszczyzna, artysta i my. I tak jest dobrze. I niech tak będzie zawsze!

Czytając książkę Andrzeja Sikorowskiego, którą podczas koncertu w Jazz Café (1 marca 2020) autor opatrzył dla mnie miłym autografem, zaznaczyłam sobie zakładką „Moje dwie ojczyzny”. Wzruszający tekst o Grecji i Polsce. Oto jego fragment:

 

Jest taki kraj tu nad Wisłą

pod nieba szarym ołowiem

tu moje imię nazwisko

tu w ziemi moi ojcowie.

 

I chociaż wciąż narzekają

że stąd daleko do świata

to tylko w tym jednym kraju

potrafię kochać i płakać.

 

Bo tylko tutaj sprzedają chleb

który z dzieciństwa pamiętam

skrzypi pod nogą wczorajszy śnieg

i najpiękniejsze są Święta

i choć mnie czasem zalewa krew

i myśli mam niezbadane

to tutaj wrosłem po wieków wiek

drzewem którego nie złamiesz.

 

Oj, chyba coraz bardziej tęsknię, za tym co naprawdę moje. Ot co!

Ewie Becli jak zwykle gorące podziękowania, za uparte zapraszanie do Londynu artystów wielkiej klasy!

Ewa Kwaśniewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Ewa Kwaśniewska

komentarze (0)

_