24 października 2019, 09:36
Anna Sanders: Bieszczadzkie historie (część druga)

„Anioły są takie ciche

zwłaszcza te w Bieszczadach

Gdy spotkasz takiego w górach

Wiele z nim nie pogadasz…”

To fragment tekstu ballady „Bieszczadzkie Anioły” zespołu Stare Dobre Małżeństwo. Z pewnością usłyszymy ją w większości barów i restauracji tego regionu. Jednak to nie anioły osiedliły się jako pierwsze na tych pokrytych puszczą połoninach, ale biesy. Jak mówi legenda od wieków osiedleńcy toczyli tutaj walkę z diabłami. Czy to z wyimaginowanymi rogatymi stworami, czy też z wewnętrznymi demonami, które przygnały ich w te pustkowia.


Bieszczadzki „western” i OHP

Po akcji „Wisła” pozostało wiele opuszczonych wsi. Te dawały schronienie pierwszym uciekinierom szukającym odosobnienia. Potem bieszczadzkie pustkowia zaczęto wypełniać junakami i junaczkami z Ochotniczych Hufców Pracy. Była to reaktywowana organizacja z czasów przedwojennych (1936) mająca za zadanie wychować poprzez pracę młodzież w wieku 16- 24 lata. Na stacji Bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej w Majdanie znajdziemy głaz upamiętniający powstanie OHP. W latach 1960 pracowały w Bieszczadach cztery hufce czyli około 1200 osób przy budowie dróg i kolejek wąskotorowych do zwożenia drzew. Młodzi otrzymywali zakwaterowanie, mundury,wyżywienie i niewielkie wynagrodzenie. Pracowali sześć godzin dziennie. Resztę czasu przeznaczano na przysposobienie wojskowe i edukację. Był to system zastępujący w pewnym sensie obowiązkową w PRL służbę wojskową. Za junakami zaczęli przybywać ludzie pokiereszowani przez życie, którzy często uciekali przed swoimi problemami. Bieszczady przedstawiano wówczas jako wręcz „westernowe tereny” gdzie można odkupić swoje winy i zaszyć się w dzikości przyrody. Przybywali więc byli więźniowie, opozycjoniści, ludzie poszukujący alternatywnego stylu życia a nade wszystko wolności, towaru deficytowego w komunistycznym państwie. Po ukazaniu się kultowej powieści Edwarda Stachury „Siekierezada” Bieszczady otoczył nimb poetyckości, miejsca twórczego, gdzie można żyć „prawdziwym życiem” i na dodatek pofilozofać. Naprzeciw tym oczekiwaniom nowych przybyszy wyszedł Zarząd Budownictwa Leśnego, który w latach 1956- 1980 postawił w Bieszczadach oprócz gajówek i domków dla leśników 30 hoteli pracowniczych i 116 baraków przenośnych. Tam mieszkali prawdziwi desperaci, pilarze i wypalacze węgla drzewnego. Ci ostatni przebywali jednak raczej ” na świeżym powietrzu” pilnując pieców. Dymy z retort snuły się nad dolinami tworząc jakiś fantasmagoryczny, piekielny raczej niż anielski klimat regionu.


Tereny myśliwskie

Bieszczady w latach komunizmu były też miejscem, gdzie kształtowały się relacje dyplomatyczne uściślane za pomocą polowań na grubego zwierza, którego najbardziej popularnym przedstawicielem okazał się świeżo zasiedlony żubr. Miejscem, skąd wyruszali na polowania partyjni towarzysze i ich goście był legendarny ośrodek wypoczynkowy „Arłamów”. Obejmował on 23 tysiące ha i miał nawet lotnisko. Stamtąd po myśliwskie „trofeum” wyruszył między innymi, osiemdziesięcioletni wówczas marszałek Josip Broz Tito, przywódca nieistniejącej już dziś Jugosławii. Wódz bratniego kraju oczywiście żubra ustrzelił, a nawet przewiózł go sobie państwowym samolotem do Belgradu. Nieco dalej musiał wieźć swój łup myśliwski brat szacha Iranu książę Pahlawi. Żubry i inną bieszczadzką zwierzynę zabijali w ramach rozrywki liczni przedstawiciele władzy ludowej. Koła Łowieckie funkcjonują zresztą w Bieszczadach do dziś i mają się dobrze, ale oczywiście na innych zasadach i nie tylko dla przedstawicieli elit. W Arłamowie mieści się obecnie luksusowy hotel z polem golfowym, stadionem piłkarskim, ośrodkiem jeździeckim oraz kompleksem do sportów zimowych.


Miody, fuczki i prozaki

Obecnie znacznie więcej niż myśliwych jest w Bieszczadach pszczelarzy. Wybór miodów w tym regionie jest fantastyczny. Znajdziemy je na każdym straganie oferującym miejscowe produkty. Stoją na półkach i dżemy, i inne przetwory takie jak na przykład świetne pesto z czosnku niedźwiedziego, którym wiosną pachną bieszczadzkie lasy. Lokalni wytwórcy oferują też „huculskie” sery oprócz tradycyjnych górskich oscypków. Warto spróbować parę regionalnych potraw, których nie znajdziemy gdzie indziej w Polsce. Dania kuchni podkarpackiej cechuje prostota i różnorodność związana z wieloetniczną historią tego regionu. Znajdziemy więc ukraińskie wersje pierogów i pierożków czyli wareniki i pielmeny, „fuczki” czyli pyszne, smażone placki z ciasta i kiszonej kapusty. Hreczanyki to kotlety z mięsa, kaszy gryczanej i czosnku: podawane z sosem grzybowym lub czosnkowym. Są też i gołąbki, ale z farszem z ziemniaków. Jednak chyba najbardziej miejscowe danie to proziaki czyli proste placki mączne z sodą, pieczone na blasze i podawane z sosami. W Sanoku istnieje nawet ” Proziakownia” czyli restauracja w stylu „fast- food” specjalizująca się w tym specjale. W sezonie letnim warto też spróbować chłodnika z czosnku niedźwiedziego. W Uhercach Mineralnych działa browar Ursa Maior, który jako pierwszy w Polsce zasilany jest całkowicie przez energię słoneczną. W przyjemnie smakującym piwie można nawet to słońce wyczuć.


Wąskotorówki i galerie

Obiektem, który da nam posmak dawnego, bieszczadzkiego życia jest na pewno Bieszczadzka Kolejka Leśna jeszcze z XIX wieku, ze stacją główną w Majdanie. Można przejechać się starymi wagonikami do Balnicy, czyli sklepiku w środku lasu, lub do widokowej Przełęczy Przysłup. W Majdanie, w budynku stacyjnym jest muzeum gdzie odkryjemy historię tego bieszczadzkiego transportu. Inne historie ujawni nam legendarny bar „Siekierezada” znajdujący się w pobliskiej Cisnej. To kultowe miejsce z diabelskim wręcz nastrojem. Czarcia rogacizna wykonana została przez pionierskich artystów Bieszczad takich jak oryginalny Dziadek Rodos czy wykształcony w rzeźbiarstwie Zubow. Restauracja nawiązuje do dawnych mitów „ludzi lasu”, którzy byli głównymi klientami tego lokalu i to zapewne oni pozostawili po sobie siekiery malowniczo powbijane w stoły. Jedzenie jest bardzo smaczne i w sezonie panuje tam iście „piekielny” ruch w interesie. Jeśli po wizycie w tym przybytku poczujemy niedosyt wrażeń artystycznych w Cisnej znajdziemy kilka galerii miejscowych twórców, w tym także pracownię ikon. Kto woli bardziej aktywną formę wypoczynku, może oczywiście powędrować przez leśne krajobrazy Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Ciekawiej jednak sprawdzić alternatywny transport kolejowy w wypożyczalni Bieszczadzkich Drezyn Rowerowych w Uhercach Mineralnych. Przez 50 kilometrów możemy sobie pedałować na tym rzadko dostępnym wehikule szynowym. Stare cerkwie najlepiej oglądać podczas samochodowej wycieczki, przemierzając Szlak Architektury Drewnianej. Są tam budowle umieszczone na Liście Dziedzictwa Światowego UNESCO, jak na przykład bojkowska cerkiew w Smolniku. Bieszczady to teren już oswojony turystycznie, i aby go lepiej poznać na pewno będzie trzeba więcej niż kilka wypraw na te tereny.Ten wielki obszar wprawdzie stracił już trochę ze swojej legendy miejsca pustego, zagubionego, gdzie można się ukryć czy też szukać duchowych przemian. Wolimy po takie wrażenia jeździć na drugi koniec świata, do Indii czy Tajlandii. Czy nie lepiej jednak tam odkryć, że:

Anioły są wiecznie ulotne

Zwłaszcza te w Bieszczadach

Nas też czasem nosi

Po ich anielskich śladach…

 

Tekst i zdjęcia: Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Anna Sanders

komentarze (0)

_