10 grudnia 2018, 09:48
Felieton Kisiela: Bigos i zakąska

Pewnego dnia wyszedłem z domu tą samą, stałą od lat trasą. 50 metrów prosto, potem na drugą stronę ulicy, przez most i dalej prosto.

Już schodziłem z mostu, kiedy poczułem dziwne uczucie. Coś tu nie gra – intuicja mnie ostrzegła. I rzeczywiście. Cofnąłem się i stanąłem jak wryty na środku mostu. Pode mną nie było wody! Zniknęła.

– To po co budowali most, skoro nie ma wody? – zapytał kolega. On zawsze zadaje proste pytania, na które brakuje logicznej odpowiedzi. Tym razem jego kpina nie była na miejscu, bo jeszcze wczoraj woda była, a zniknęła dopiero dzisiaj. Więc do wczoraj most był potrzebny. Kto w takim razie ukradł wodę?

– Woda jest w Szwecji – poinformowało radio. Polska woda popłynęła w wielkich ilościach na północ. Przez kilka dni silnie wiało z południa i ten paskudny wiatr pogonił naszą piękną, patriotyczną wodę na obczyznę. Wywiał wodę z rzek i strumyków, pogonił do jeszcze większych rzek i kanałów, potem tymi kanałami prosto do morza a morzem do Szwecji. Wyobrażam sobie miny Szwedów, którzy rano, tak jak ja wyszli z domów, skręcili w lewo (albo w prawo), poszli chodnikiem w stronę centrum, a tu bęc! Nie ma drogi, bo zalana. Ten chodniczek, którym chodzili oni, a wcześniej ich rodzice i dziadkowie, ileś tam pokoleń wstecz, od Karola Gustawa zaczynając, więc oni wszyscy stanęli dziś tak jak ja durni i zaskoczeni: bo jest woda a powinna być droga. I zaraz w ich prasie zacznie się narzekanie na Polaków, że znowu coś kombinują, wodę do Szwecji pompują i potop szwedzki robią. Zemsta 450 lat po pierwszym potopie?

– Cholera – mówi ojciec – od wojny tak nie było – martwi się czy cieszy, sam nie wiem. Ojciec urodził się w II Rzeczypospolitej, więc wie, co mówi albo przynajmniej tak mu się wydaje.

– Nigdy w życiu nie widziałem, żeby cała woda uciekła. Na drugą stronę można przejść po dnie zamiast mostem.
Mama z kolei uważa, że to nie wiatr z południa jest winny, tylko ludzie i zmiany klimatyczne, których dokonują.
Wszystko przez tych naukowców. Przed wojną nie było rakiet, ani komputerów, ludzie nie podróżowali tyle, nie spieszyli się i też było dobrze. Zimą była zima, śnieg leżał od listopada aż do kwietnia i jakoś się żyło. A teraz? Wszystko powariowało. Ledwie przymrozek z rana a już ogłaszają klęskę żywiołową.

Nie mogą sobie poradzić z najprostszymi rzeczami codziennymi a latają w kosmos.

– Dziś w radiu mówili, że Polacy wysłali na Marsa jakieś urządzenie. To jakiś kret, taka sonda, co ma się wwiercić w skorupę Marsa i zbadać go od środka. Obce planety oglądają a nie umieją zrobić porządków we własnym kraju – denerwuje się mama. – Wszystkie krety powinni wysłać na Marsa – dodaje. – Teraz tyle kretowisk na trawniku, że przejść nie można. A to przecież już zima i krety powinny spać. Niech lepiej lecą na Marsa!

Dopiero co wysłali kreta na Marsa a już słyszę, że następna afera w drodze. To właściwie nie afera, ale cały Bigos. Tak, to nie pomyłka, Bigos pisany wielką literą, taki on ważny.

Kilka dni temu poleciał w kosmos „Bigos 4”. Polska rakieta, która – jak dobrze pójdzie – wkrótce wyniesie w przestrzeń pierwszego całkowicie polskiego satelitę. Inżynierowie, którzy zbudowali rakietę, nazwali ją właśnie Bigos i chyba mieli dobre przeczucie, że będzie z tego jakaś mieszanka wybuchowa, bo poprzednia wersja rakiety zamiast w kosmos poleciała do ogródka leżącego kilka kilometrów od wyrzutni. Z tamtego startu zrobiła się niezła afera, przyjechała policja i nawet na chwilę aresztowała konstruktorów pod zarzutem terrorystycznym. Że niby szykowali zamach, potem co prawda wszystko się wyjaśniło, ale widzicie, że niełatwo być w Polsce geniuszem. Jednak kolejna wersja Bigosu będzie już zapewne latać do góry a nie w bok i wtedy pokażemy światu na co nas stać. Najpierw będzie „Bigos ze schabem”, na drugie danie poleci „Zapiekanka z łososiem” a na deser „Seta i galareta”. I w ten sposób staniemy się władcami kosmosu.

Andrzej Kisiel

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Andrzej Kisiel

komentarze (0)

_