09 stycznia 2016, 15:29
Wielonarodowy Londyn

Jeśli ktoś obudził się z nadmiarem optymizmu w Nowym Roku, radzę zajrzeć do „Daily Express”. Przeglądanie tej gazety przywróci mu wewnętrzną równowagę i będzie wiedział jedno: największym zagrożeniem na najbliższe lata są emigranci. Lepiej martwić się na zapas niż tryskać dobrym humorem.

Tytuły artykułów mówią same za siebie (opieram się na wydaniu internetowym z 5 stycznia): „Policja ściga 1000-osobowy gang Arabów podejrzanych o ataki seksualne”, „Dziecko-żołnierz ISIS na video, to prawdopodobnie syn ekstremistów z południowego Londynu”, „Liczba dzieci starających się o azyl najwyższa od 7 lat”, „Jaka jest różnica między Shunni i Shia? Tłumaczymy na czym polega odwieczna rywalizacja wśród muzułmanów” i wreszcie: „Za 15 lat połowa mieszkańców Londynu to będą imigranci”. Zainteresował mnie ten ostatni artykuł, do którego dołączona była mapa z podziałem miasta na dzielnice oznaczone kolorowymi flagami różnych państw. Zabrakło wśród nich jednej: brytyjskiej.

Otóż, jak twierdzą autorzy tekstu, opierając się na danych ze spisu powszechnego z 2011 r. populacja Londynu wzrosła w ciągu ostatnich pięciu lat o 113 tys. To najszybszy przyrost w historii. Jeśli tempo to utrzyma się, za 20 lat w stolicy Wielkiej Brytanii mieszkać będzie ponad 10 mln osób, przy tym połowę stanowić będą osoby urodzone poza Wielką Brytanią. Największą mniejszość etniczną stanowią obecnie przybysze z Indii (290 tys.), Polski (178 tys.), Pakistanu (134 tys.) i Bangladeszu (109 tys.), a w dalszej kolejności znajdują się imigranci z Irlandii, Nigerii, Rumunii i Sri Lanki.

Autorzy tekstu martwią się, że ten przyrost imigrantów odbije się ujemnie na szkolnictwie, mieszkalnictwie, a zwłaszcza na służbie zdrowia. Tu rodzi się pytanie, czy gdyby liczba mieszkańców Londynu rosła tak samo, ale przenosiliby się do stolicy Brytyjczycy, to tych problemów by nie było? Oczywiście, to założenie czysto hipotetyczne, bo Brytyjczycy z Londynu uciekają. I słusznie. To miasto trudne do życia. I jeszcze jedno: jeśli obecni imigranci (a są to w większości ludzie młodzi) będą mieli dzieci, to czy będą one wyjeżdżać z Londynu w takim tempie, że zastąpi ich kolejna ogromna rzesza imigrantów? To założenie jest absurdalne, ale pokazuje, że nie o przedstawienie realiów tu chodzi.

Przyjrzałam się dokładnie zamieszczonej mapie. Otóż okazuje się, że polskimi dzielnicami są Wandsworth i Hammersmith & Fulham. Polacy z Ealingu: mieszkacie w dzielnicy hinduskiej! Nie zauważyłam też, aby Wandsworth był aż tak bardzo polski, choć w ostatnich latach z pewnością liczba Polaków mieszkających w tej dzielnicy znacznie się zwiększyła, ale tak jest w całym mieście.

Cały ten artykuł, w dodatku w kontekście pozostałych, ma stworzyć wrażenie, że największym wyzwaniem na rok 2016 jest problem napływu imigrantów, co jeszcze podkreśliła wypowiedź kandydata na mera Londynu z ramienia UKIP, Petera Whittle’a. Innych ubiegających się o opinie kandydatów do tego urzędu redakcja nie poprosiła o komentarz.

Z pewnością Londyn jest miastem wielokulturowym i wielonarodowym. Dla jednych to niebezpieczna mieszanka, dla innych – powód do cieszenia się z różnorodności. Redaktorzy „Expressu” należą do tych, co widzą tylko czarne strony wszelkich zjawisk. Nie tak dawno martwili się – w oparciu o dane z tego samego spisu powszechnego – że w 2080 r. liczba mieszkańców całej Wielkiej Brytanii wzrośnie do 84,6 mln, co stanowić będzie przyrost o 20 mln w stosunku do stanu obecnego. Niestety, żaden z redaktorów tego pisma nie będzie mógł w odpowiednim czasie zakrzyknąć : „A nie mówiłem!” lub przyznać do pomyłki.

Przewidywanie trendów demograficznych jest bardzo trudne i na ogół kończy się porażką. Już w XVIII wieku Thomas Malthus w dziele „Prawo ludności” straszył, że ludzkości grozi katastrofa i powszechny głód, wynikający z braku odpowiedniej ilości żywności na świecie. Znalazł wielu naśladowców, którzy co jakiś czas mówią i piszą podobnie. W 1928 r. Robert René Kuczynski (1876-1947), niemiecki demograf żydowskiego pochodzenia (po dojściu Hitlera do władzy wyemigrował do Wielkiej Brytanii) w piśmie „Foreign Affairs” opublikował artykuł, w którym przewidywał, że w 2000 r. ludność świata będzie liczyła 5 mld, co stanowić ma górną granicę, gdyż więcej na planecie Ziemi nie będzie można wyżywić. Pomylił się o 1 miliard (ludność na przełomie wieków liczyła 6 mld) i jakoś dalej można ten dodatkowy miliard wyżywić, pomimo terenów, głównie w Afryce, gdzie panuje głód, ale jego przyczyny są inne niż sama produkcja rolna.

Wielki raport na temat trendów rozwoju ludzkości wydany został w 1972 r. na zlecenie Klubu Rzymskiego. Nosił znamienny tytuł: „Granice wzrostu”. Dziś ma wartość historyczną, bo większość prognoz nie sprawdziła się. Przede wszystkim zbyt optymistycznie opisywano sytuację ekonomiczną Związku Sowieckiego (zapewne opierając się na tamtejszych statystykach) i nie przewidziano zapaści gospodarczej po przemianach politycznych, których nota bene także nie przewidziano.

Szkoda, że ci, którzy bawią się zawodowo we wróżby rzadko sięgają do prac swoich poprzedników, a jeśli nawet to czynią, nie ogłaszają oficjalnie ich porażek. Zapewne z obawy, że taki kontekst pozbawiłby ich własne prace „naukowości” i jedyną reakcją byłoby lekceważące machnięcie ręką.

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Julita Kin

komentarze (0)

_