10 grudnia 2015, 12:49 | Autor: Anna Sanders
Na plażach Kornwalii

Listopad to miesiąc, w którym wolimy siedzieć w domu. Może i słusznie bo i ciemno, i zimno, i mokro… Tak jednak zaczyna się jesienna chandra. By się z niej wyrwać wystarczy jednak wsiąść w samochód lub pociąg i wybrać się na zachodnio-południowy koniec Wysp Brytyjskich czyli do Kornwalii. Teraz jest tam sezon na sztormy, wichury, ulewy i wspaniałe tęcze. Wszystko to w scenerii fantastycznych klifów, piaszczystych zatok i soczystej zieleni. Możemy się do woli delektować pustymi plażami i trasami spacerowymi, wcale nie tak odległymi od zatłoczonych ulic Londynu. Nie dosięgnie nas obecny klimat strachu przed atakami terrorystycznymi, ani przedświąteczny zgiełk. Dzień lub dwa wytchnienia wśród szumu fal Atlantyku to najlepsze lekarstwo na jesienne mroki.

Świnia morska z krzywym nosem

Od września do listopada na świat przychodzą małe foczki. Choć małe to może one jednak aż tak nie są, bo po urodzeniu ważą do 14 kilogramów. Ale nie tylko dlatego widać je z daleka. Rodzą się pokryte mlecznobiałym puszystym futerkiem, które stopniowo zamienia się w żółtawe i ciemnieje. Ich matki przypominają granitowe głazy i o wiele trudniej wychwycić je z otoczenia. W Kornwalii możemy teraz obserwować całe kolonie tych morskich ssaków. Focze matki wychodzą na ląd, by urodzić swoje młode i tam je wykarmić. Obserwacje najlepiej możemy prowadzić z góry. Z wysokich klifów świetnie widać małe, piaszczyste zatoki, gdzie wylegują się jak plażowicze na wakacjach. Jedynie małe ruszają się niemrawo, ciekawe dopiero co powitanego świata. Do takich miejsc nie ma zwykle dostępu, bo wbrew pozorom to bardzo płochliwe zwierzęta i nie tolerują gapiących się na nie z bliska spacerowiczów. Czasami ujadający pies lub czyjaś głośna rozmowa może im napędzić takiego strachu, że uciekają w popłochu raniąc się o głazy i pchając wzajemnie. Dlatego, przy każdym miejscu, gdzie możemy je spotkać widnieje wyraźne ostrzeżenie i informacja o etykiecie towarzyskiej obowiązującej przy bliższym spotkaniu z foką. Przede wszystkim należy zachować spokój i ciszę. Szczególnie teraz gdy focze grupy składają się z matek będących w stałym napięciu i trosce o swoje młode. Nam nie grozi nic, fokom zaś trauma nieudolnej i często powodującej kontuzje ucieczki.

Kolonie fok mogą liczyć od 20 do 120 osobników, ale zwykle szukają miejsc gdzie tłok im nie zagraża. Mimo przyjacielskiej natury zachowują do siebie uprzejmy dystans. Jednym z miejsc, gdzie widać je świetnie z góry, jest Godrevy w pobliżu  Redruth. Miejscem opiekuje się National Trust, jest tam duży parking i świetne trasy spacerowe. Foki zjawiają się tam od pokoleń i żeby je obejrzeć starczy kilkuminutowy spacer. Kornwalijskie foki to najbardziej pospolity gatunek tego ssaka – foka szara. Ich łacińska nazwa: halichoerus grypus oznacza „krzywonosą świnię morską”. Trochę to niesprawiedliwe określenie, bo nosy mają ładne i do tego wcale nie świńskie oczy,  raczej wielkie i łagodne. Samce fok zwane „bykami” mają od 2,5 do 3 metrów długości i ważą od 170 do 310 kilogramów! Samice są nieco mniejsze do 2 metrów i 190 kg wagi. Dlatego łatwo je odróżnić. Samice są też jaśniejsze i zwykle niepoharatane, bo nie walczą między sobą. I może dlatego też żyją dłużej- do 35 lat. Samce tylko do 25… Małe foczki po  urodzeniu gwałtownie przybierają na wadze, codziennie do dwóch kilogramów. To dzięki matczynemu mleku, które zawiera aż 60% tłuszczu. W okresie wzrostu przebywają na lądzie, bo wtedy łatwiej się karmią i dopiero po miesiącu lub dwóch zaczynają wchodzić do wody i uczyć się  polowań na ryby. Wtedy dopiero widać jak są sprawne i wdzięczne.

Złote piaski i klify

Foki oczywiście to tylko jedna z atrakcji Kornwalii i do tego sezonowa. Linia brzegów tej części Anglii jest fantastyczna, a plaże należą do najpiękniejszych, bo nie tylko pokryte są złotym piaskiem, ale też są zwykle naturalnie podzielone głazami i klifami na małe enklawy, w których możemy znaleźć ciszę i uciec od tłumów. Wybrzeża północne przy Atlantyku są bardziej otwarte na żywioły, stąd też ich dzika natura. Pomiędzy Boscastle i St. Gennys znajdziemy klif , który opada gładką skałą do brzegu o wysokości 223m! To High Cliff, ta prozaiczna nazwa nijak jednak nie oddaje wrażenia jakie ta skała wywiera, szczególnie przy świszczących wiatrach oceanu. Przy Redruth znajduje się Porthtowan. To szeroka zatoka wśród klifów, skąd można powędrować do Lushington Cove na zachód, albo do Chapel Porth na wschód. Tam znajdziemy najbardziej fotografowane miejsce w Kornwalii: Wheal Coates. Przy zatoce Porthtowan możemy zostawić nasz samochód lub zrobić sobie postój w plażowej kafejce „Blue”. Ma ona nie tylko świetne widoki, ale też smaczne jedzenie i jest otwarta przez cały rok. Z zatoki widać też St Agnes Head i Bowden Rocks. Tutaj latem organizuje się też wycieczki by oglądać delfiny i morświny. Teraz jednak warto zwrócić uwagą na liczne kruki i sokoły, które zapewne będą towarzyszami naszych spacerów. Te ostatnie są szczególnie imponujące gdy „spadają” gwałtownie na upatrzoną ofiarę – ich prędkość może wtedy sięgać do 300 km/h!

Po północnej stronie Kornwalii znajdziemy też więcej długich piaszczystych plaży. Strona południowa to tak zwana „Cornish Riviera”. Miejsca tam są bardziej zagospodarowane, przemysł turystyczny rozwinięty i nie ma dzikich wiatrów, choć fale są wystarczająco wysokie by surfować. W całej Kornwalii jest cieplej niż w innych częściach Wysp Brytyjskich. Mrozy właściwie się nie zdarzają i stąd obecność palm w wielu przydomowych ogródkach. O tej porze roku pogoda jednak będzie się nam zmieniała co kilka minut i nie warto łudzić się słonecznym porankiem. Deszcze są niespodziewane i gwałtowne. Dlatego zawsze powinniśmy mieć dobrą, nieprzemakalną kurtkę i buty.

Na nasze spacery warto się też zaopatrzyć w miejscowy przysmak Cornish pasties. Tradycyjne – z wołowiną, ziemniakami, marchewką i gotowaną brukwią. Cały ten obiad zawinięty w ciastowym pierogu na pewno nas pokrzepi pomimo wiatru i deszczu. Do tego wspaniałe, dzikie widoki pozwolą nam cieszyć się listopadowymi dniami bez najmniejszego poczucia jesiennej chandry…

Tekst i zdjęcia: Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Anna Sanders

komentarze (0)

_