09 października 2015, 09:38 | Autor: Agnieszka Okońska
Henryk Górecki: Historia niedopowiedziana

Zaproponowane w zeszłą sobotę w Barbican Centre całodniowe obcowanie z fenomenem Henryka Mikołaja Góreckiego musiało pozostawić w jego uczestnikach wiele myśli, wrażeń i pytań. Nie tylko dlatego, że program obejmował aż trzy koncerty, projekt wokalny, wykład i film, ale i z powodu samej zagadkowości tego człowieka i twórcy tak złożonego, a jednocześnie gdzieś głęboko w swoim wnętrzu i w swojej muzyce zespolonego.

BBC Symphony Orchestra / BBC Jamie Simonds
BBC Symphony Orchestra / BBC Jamie Simonds
Przewodnikiem po tym fascynującym programie był brytyjski znawca polskiej muzyki Adrian Thomas, który przyznaje, że Górecki wymyka się definicjom. Jeśli jednak wnikniemy w strukturę jego dzieł, zobaczymy wiele miejsc wspólnych, jak choćby tendencja do przetwarzania niezwykle ograniczonego materiału muzycznego w maksimum ekspresji. To zaś z czym się popularnie jego muzyka kojarzy (powolne, medytacyjne tempo) jest raczej wyjątkiem w twórczości tego kompozytora, tak jak jego największy „hit” – „Symfonia pieśni żałosnych”. Sam kiedyś powiedział: „A ta cała awangarda! Wydaje mi się, że właśnie III Symfonia jest najbardziej awangardowym utworem, jaki zrobiłem”.

Niespokojny duch

Wykonany w sobotę Koncert na klawesyn i orkiestrę smyczkową to dzieło z antypodów: frenetyczne, dynamiką nawiązujące do wielu innych utworów Góreckiego. Szaleńcze tempo 9-minutowego Koncertu przywodzi na myśl cechy dzieł, których niesłychany wigor kompozytor opisywał w partyturach określeniami w rodzaju „con massima passione”, „con massima espressione”, „furioso”, „con bravura” czy „con grande passione”. Wykonany przez solistę Mahana Esfahaniego z towarzyszeniem BBC Symphony Orchestra pod dyrekcją Antoniego Wita, został przyjęty przez publiczność entuzjastycznie i był wstępem do drugiej części wieczornego koncertu, zdominowanej przez monumentalną II Symfonię „Kopernikowską”, ze świetnymi partiami wokalnymi Marie Arnet (sopran) i Marcusa Farnswortha (baryton).

Najwyraźniej organizatorom zależało, by przybliżyć Góreckiego w całej jego złożoności, bo wśród granych tego dnia utworów znalazły się kompozycje od najwcześniejszych aż po część nieukończonej mszy, pisanej na zamówienie Jana Pawła II. „Kyrie” miało tego wieczoru swoją brytyjską premierę, a poprzedziło ją wykonanie „Muzyki staropolskiej” – fascynującego dialogu instrumentów dętych blaszanych i smyczków. Wieczorny koncert był naładowany energią i niespokojnym duchem kompozytora, który – z drugiej strony – nie stronił w swej twórczości od nastrojów medytacyjnych, odzwierciedlonych w takich zapisach tempa, jak „tranquillissimo” czy „contemplativo”. Symfonia „Kopernikowska” wspaniale ukazała te kontrasty i ich syntezę.

Muzycznym wprowadzeniem w klimat twórczości Góreckiego (po wcześniejszej prelekcji Adriana Thomasa) był pierwszy popołudniowy koncert, w kościele St Giles’ Cripplegate. Dwa kwartety smyczkowe „Już się zmierzcha” i „Quasi una fantasia”, wykonane przez Kwartet Śląski,  ukazały Góreckiego jako kameralistę. Polscy instrumentaliści zaprezentowali te niełatwe w odbiorze dzieła jako atrakcyjne muzyczne eksperymenty, włączające w oryginalną tkankę dzieła tak ważne dla tego kompozytora inspiracje polskim folklorem i dawną muzyką polską.

Zawsze żądał więcej

Po pierwszym koncercie przyszedł czas na film dokumentalny z 2012 roku pt. „Please Find – Henryk Mikołaj Górecki”. Jego reżyserka, Violetta Rotter-Kozera świetnie ukazała nieukończony (bo nie dający się ukończyć) i bardzo poruszający portret kompozytora. „W filmie starałam się dotknąć fenomenu uniwersalnej muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego, nie wyjaśnić go, bo to tajemnica” – mówi autorka.

Na pytanie o istotę tego fenomenu z ekranu padają liczne odpowiedzi z ust różnych ludzi – od najbliższych, przez kolegów po fachu aż po osoby zupełnie przypadkowe, które zetknęły się tylko (i aż) z jego III Symfonią. Wszystkie wypowiedzi są jakąś częścią niezgłębionej prawdy o polskim kompozytorze, który tym jednym dziełem przemawia do każdego typu odbiorcy, do milionów. (Pierwsza zachodnia płyta z nagraniem III Symfonii, z 1992 roku, sprzedała się w ponad 600 tysiącach egzemplarzy.) Daje poczucie obcowania z sacrum, dostarcza wręcz dowodu na istnienie Boga. Adrian Thomas zwraca uwagę, że w ogromnej większości utwory Góreckiego, nawet jeśli nie mają charakteru religijnego ani żadnych elementów religijnych, immanentnie noszą w sobie sacrum.

Jaki był Henryk Mikołaj Górecki? W swoim warsztacie pracy, na przykład, obsesyjnie uporządkowany. Jak wspomina jego córka Anna – denerwował się najmniejszym przesunięciem jednego z ołówków, równiutko leżących na jego biurku. Gdy grał na fortepianie, z kolei, był jednym wielkim żywiołem. Pisząc o pierwszej i o ostatniej części jego I Sonaty na fortepian solo, Adrian Thomas podkreśla: „Kto widział Góreckiego grającego na fortepianie, nigdy tego nie zapomni; te dwie części ucieleśniają jego gwałtowny i intensywny styl wykonawczy”.

Muzycy ćwiczący pod okiem Góreckiego wspominają, że dla niego nigdy wykonanie nie było dość głośne czy dość drapieżne. „Zawsze żądał więcej”.  Z drugiej strony – tam gdzie trzeba było – domagał się niesłychanej wprost subtelności. Jeśli nie słyszał w wykonaniu tego, na czym mu zależało, potrafił opuścić próbę bez słowa i już na nią nie wrócić. Nie był jednak człowiekiem nieugiętym. Kiedyś w Ameryce po takiej próbie jedna z wykonawczyń utworu, poważnie zaniepokojona sytuacją, udała się ze swym dzieckiem na ręku do hotelu, w którym mieszkał Górecki. Kompozytor, zrazu niechętny, po chwili był już rozbrojony obecnością malucha. Nie był też nieprzejednany w sytuacji, o której wspominał w filmie Krzysztof Penderecki. Z jego relacji można było dowiedzieć się, że polscy kompozytorzy wzajemnie się nie tolerują. Tymczasem Górecki wyszedł naprzeciw Pendereckiemu i zaprosił go z jego utworem na swój festiwal w Bielsku-Białej.

Pozostawał sobą

Górecki był jednak człowiekiem bezkompromisowym w swojej twórczości (pisał kiedy chciał, co chciał i publikował dopiero, gdy był na to gotów), jak i w sprawach ważnych, wykraczających poza jego prywatny świat. Będąc rektorem Akademii Muzycznej w Katowicach (1975-79), zmagał się z trudnościami, jakie piętrzyła przed nim komunistyczna nomenklatura. Potrafił stanowczo odrzucić partyjną dyrektywę o zwolnieniu z uczelni asystenta Juliana Gembalskiego, a potem bez wahania zrezygnować ze swej funkcji, gdy partia blokowała plan przyjazdu Jana Pawła II do Katowic, a jemu samemu – pracę nad psalmem „Beatus vir”.

Utwór powstawał na zlecenie otrzymane w 1977 roku od metropolity krakowskiego, kardynała Karola Wojtyły, dla uczczenia przypadającej w 1979 roku 900. rocznicy męczeńskiej śmierci św. Stanisława. Dzięki determinacji kompozytora premiera miała miejsce w kościele oo. Franciszkanów w Krakowie 9 czerwca tego roku, w obecności Papieża-Polaka, podczas jego pierwszej pielgrzymki do ojczyzny. Jak można przeczytać w relacjach związanych z wydarzeniem, Papież osobiście dziękował kompozytorowi, który głęboko wzruszony zachował to spotkanie w pamięci jako najważniejsze w swoim życiu.

Wiele lat później uczelnia, z której odszedł Górecki przyznała mu tytuł doktora honoris causa. To, co sławny już wówczas organista i profesor Julian Gembalski powiedział o muzyce Góreckiego w swojej laudacji mówi też wiele o osobowości kompozytora: „Muzyka niesie potężną energię, przemawia silnymi kontrastami, objawia tendencję do brzmień skrajnych i zdecydowanych. Jest świadomą opozycją wobec tradycji i przejawem gwałtownego charakteru twórcy, który mówi bez kompromisów – i w sposób zawsze uczciwy. Ta właśnie uczciwość, charakteryzująca Góreckiego w każdym bez wyjątku okresie jego twórczości, uchroniła go przed eksperymentem dla eksperymentu, przed sztuką dla sztuki. We wszystkim, co robił w kolejnych dziełach – z powrotem do prostoty i tonalności włącznie – pozostawał sobą, dążąc do przekazania prawdy o sobie i swoim świecie”.

Zaproszenie

Przy innej okazji prof. Gembalski  powiedział: „Jego twórczość wynikała z bezpośredniego kontaktu z wyższą, niematerialną rzeczywistością”. Ten kontakt na pewno pomagał Góreckiemu również w zmaganiach z własnym cierpieniem, wynikającym z powracających kłopotów ze zdrowiem i pomagał mu współodczuwać cierpienie innych. Projekcja filmu o Góreckim skłaniała do zastanowienia się nad wieloma sprawami. Jedno z utrwalonych w tym dokumencie wspomnień o kompozytorze może nie wybija się na plan pierwszy, niemniej wiele mówi o nim jako o człowieku. Jeden z muzyków i założyciel Kronos Quartet, David Harrington opowiada jak widział się z Góreckim miesiąc po śmierci swego szesnastoletniego syna. To spotkanie i muzyka Góreckiego pomogły Harringtonowi przejść przez jego tragedię życiową.

Jaki jeszcze był Górecki? Z całą pewnością można powiedzieć, że był to człowiek głęboko religijny, a jak się wydaje, szczególnie bliski był mu kult Matki Bożej. Podczas sobotniego „Total Immersion” drugi koncert w St Giles’ obejmował m.in. Pieśni Maryjne oraz „Totus tuus”, który miał swoją premierę podczas trzeciej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Utwory te wzruszająco wykonał chór BBC Singers pod dyrekcja Davida Hilla. W koncercie wystąpiła też pianistka Emiko Edwards, która brawurowo zagrała dwie kompozycje z lat pięćdziesiątych: Cztery preludia oraz I Sonatę fortepianową.

Wspomnienia o Góreckim zdają się nie mieć końca. Zagłębienie się w jego fenomen było zaledwie zaproszeniem do dalszych spotkań z tym fascynującym człowiekiem i jego muzyką.

Sobotnie wydarzenie odbyło się przy współudziale Instytutu Adama Mickiewicza w ramach programu „Polska Music”.

Agnieszka Okońska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Agnieszka Okońska

komentarze (0)

_