19 sierpnia 2015, 09:23
Drogo kupić, tanio sprzedać

Jak twierdzą ekonomiści, była to bomba podłożona pod brytyjską gospodarkę, którą trzeba było jak najszybciej rozbroić. Dlatego ówczesny premier, Gordon Brown wraz ze swym następcą na stanowisku kanclerza skarbu Alistairem Darlingiem podjęli jak na gospodarkę wolnorynkową decyzję bez precedensu: wyłożyli £45 mld na kupienie akcji Royal Bank of Scotland, z czego £10 mld przeznaczonych zostało na zapłacenie grzywien i odszkodowań.

Na jesieni 2008 r. bank ten posiadał pasywów wartości £2,2 bln, a aktywa mogły wystarczyć na co najwyżej trzy godziny normalnej działalności bankowej. Do tego momentu sytuacja wydawała się dość dobra. Przed oddziałami banku nie ustawiały się kolejki klientów, próbujących wycofać swoje wkłady, jak działo się to rok wcześniej, gdy upadał bank Northen Rock. To nie prywatni klienci, a firmy likwidowały swoje konta, a to dla ogółu było niewidoczne. Decyzja rządu wydawała się słuszna. Nie doszło do katastrofy, a zarówno premier jak i kanclerz zapewniali, że gdy tylko sytuacja poprawi się, akcje banku zostaną ponownie sprzedane. Ta przeprowadzona na wielką skalę nacjonalizacja miała mieć charakter krótkotrwały. Jednocześnie zapowiedziana została restrukturyzacja samego banku.

Poprawę rozpoczęto od góry: stanowisko stracił Fred Goodwin, choć otrzymał „złoty uścisk” dłoni, czyli sowitą gratyfikację. W 2012 r. pozbawiony został tytułu szlacheckiego, nadanego mu z rekomendacji rządu za wyjątkowe osiągnięcia bankowe. To właśnie dzięki Goodwinowi RBS przestał być szkockim bankiem, a stał się światową potęgą. W pierwszym rzędzie wykupił podupadający angielski NatWest. Później rozpoczął kupowanie banków komercyjnych w wielu krajach. Ostatni kontrakt podpisał na kilka dni przed dymisją. RBS był światową potęgą – zatrudniał 200 tys. pracowników w ponad 50 państwach. W 2007 r. akcje RBS „chodziły” na giełdzie po £60 sztuka.

Obecnie przywracane są normalne rozmiary. Bank działa w 38 państwach, zmniejszył zatrudnienie do 110 tys. Większość przedsięwzięć zagranicznych zostało zlikwidowanych – 80 proc. dochodu to operacje dokonywane na terenie Wielkiej Brytanii. Perspektywicznie RBS ma działać jedynie w 14 krajach i zmniejszyć o 90 proc. zatrudnienie w komercyjnych bankach należących do RBS.

Pomimo że akcje banku mają wartość znacznie niższą niż wtedy, gdy były kupowane za pieniądze podatników (kupiono je za £5,02 za akcję), to obecny kanclerz skarbu George Osborne postanowił dokonać zasadniczej wyprzedaży. Nie podjął tej decyzji bez zasięgnięcia opinii specjalistów: analitycy inwestycyjnego banku Rothschildów. Ich zdaniem, jest mała szansa na to, by w najbliższym czasie akcje poszybowały w górę. W ub. tygodniu rząd sprzedał znaczącą część swoich udziałów po £3,40 za akcję, uzyskując £2,1 mld Skarb państwa na tej transakcji stracił £1 mld. To był najlepszy moment sprzedaży w myśl zasady drogo kupić tanio sprzedać. Choć akcje RBS na początku 2009 r. warte były po £1, to od tego czasu ich wartość szła powoli w górę; na początku tego roku doszły do £4. Ale nie wtedy podjęto decyzję o ich sprzedaży. Czy rzeczywiście jest mała szansa, by powróciły choćby do wartości z początku tego roku? Czy w momencie, gdy cięte są wydatki na cele społeczne, właściwe jest ponoszenie tak wysokiej straty dla skarbu państwa? W dodatku 60 proc. akcji kupiły tzw. hedge funds, a więc przez inwestorów specjalizujących się w ryzykownych przedsięwzięciach. Doradcy kanclerza skarbu twierdzą, że obecna sprzedaż przyczyni się do stymulacji rynku i akcje RBS pójdą w górę. Zwracają też uwagę, że skarb państwa ma tylko określone terminy w roku, kiedy może prowadzić działalność handlową. To był właśnie ten moment. Pozostałe akcje, które mają być sprzedane do końca tego roku, wyrównają straty. Jak na razie wzbogacili się nabywcy. Bardzo szybko wprowadzili je z powrotem do obrotu i zyskali na tym krocie. Tym razem nie była ryzykowna inwestycja.

Komentator dziennika „Independent”, Mark Steel, kpi. Kanclerz zachowuje się tak, jakby uczestnik jednej z edycji „Dragon’s Den” proponował: „Chcę zrobić dobry interes, kupić Kit Kats po 45 pensów i sprzedawać je po 30 pensów”. Najlepiej też poprosić jako „niezależnego doradcę” kogoś, kto chce ode mnie kupić samochód i spytać go, czy jest szansa, by jego cena wkrótce poszła w górę. Warto też poprosić o pomoc tych, którzy dobrze wiedzą, jak tracić pieniądze. Można tę kwestię przestawić inaczej, kpi dalej Steel. To tak, jakby złodziei brylantów zdeponowanych przy Hatton Garden poprosić o zorganizowanie aukcji, bo znają się na diamentach. Sprzedaż akcji RBS powierzono Goldman Sachs i Morgan Stanley, firm finansowych w dużym stopniu odpowiedzialnych za kryzys 2008 r.

Jak można było się spodziewać, wyprzedaż akcji RBS spotkała się z ostrą krytyką ze strony opozycyjnej Partii Pracy. Także część banków uznała, że nie był to właściwy moment.

To już druga transza sprzedaży. Pierwsza przyniosła także straty. Trzecia ma się odbyć na jesieni. Dla George’a Osborne’a najważniejszym celem jest to, by państwo miało mniej niż 50 proc. akcji, a więc przestało być właścicielem. Sprzedając akcje, obecnie pakiet kontrolny państwa został zmniejszony do 78,3 proc. do 72,9 proc. Kanclerz ma przed sobą jeszcze duże pole do popisu.

Jak to dobrze, że finanse państwa są w rękach polityka, do którego możemy mieć pełne zaufanie – kończy swe kpiny Mark Steel.

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Julita Kin

komentarze (0)

_