09 listopada 2014, 11:02 | Autor: Małgorzata Bugaj-Martynowska
Zbyt mało dzieci uczęszcza do polskich szkół

Zgodnie z danymi udostępnionymi PAP, pochodzącymi z 33 gmin brytyjskiej stolicy, które odpowiedziały na zapytanie złożone w ramach ustawy o wolności informacji, tzw. Freedom of Information Act, 25 tysięcy polskich dzieci uczęszcza tylko w samym Londynie na zajęcia do szkół brytyjskich i tym samym objęte jest brytyjskim systemem nauczania. Z każdym rokiem przybywa polskich dzieci w tych szkołach coraz więcej, podobnie jak rośnie liczba polskich urodzeń na Wyspach Brytyjskich. Dzisiaj mówi się o ponad 20 tysiącach polskich urodzeń każdego roku w UK. Wzrasta liczba polskich uczniów w brytyjskich szkołach, wzrasta liczba polskich dzieci również w polskich szkołach uzupełniających, znanych jako polskie szkoły sobotnie, jednak mimo, że miejsc w tych szkołach z roku na rok brakuje, a tym samym rodzi się potrzeba zakładania nowych placówek, to bolączką instytucji i osób odpowiedzialnych za edukację dzieci w szkołach sobotnich, jest fakt, że zaledwie na całych Wyspach tylko 16 tysięcy polskich dzieci uczęszcza na zajęcia szkół sobotnich, nie zatracając w ten sposób kontaktu z językiem polskim, polską kulturą, historią oraz pogłębia wiedzę na temat obyczajowości i tradycji kraju pochodzenia swoich rodziców. 16 tysięcy to bardzo mało, zdaniem m.in. pracowników PMS. Jakie działania wiec należy podjąć, aby dotrzeć do tych polskich rodzin, które nie posyłają swoich pociech na cosobotnią naukę w ojczystym języku?

 

Nie z wyboru, lecz z obowiązku

O tym jak ważna jest edukacja polskich dzieci w języku polskim i jakie ma ona znaczenie dla ich przyszłości bez względu na fakt, który w przyszłości z krajów wybiorą one na swój ośrodek życiowy, od lat przekonuje m. in. Polska Macierz Szkolna, która sprawuje pieczę nad 130 polskimi szkołami uzupełniającymi pełniąc dla nich rolę doradcy i służąc wielopoziomowym wsparciem. Misja organizacji skierowana jest nie tylko do zarządów szkół, dyrekcji, nauczycieli i wychowawców, ale także rodziców i dzieci. Wszystkie działania podejmowane przez organizację mają na celu motywowanie dzieci i młodzieży, a także ich rodziców do tego, by pielęgnowali w swoich pociechach potrzebę polskojęzycznej edukacji.

A może szkoła w sieci...?/ Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska
A może szkoła w sieci...?/ Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

Do działań w tym kierunku dołącza się również ZNPZ, które co roku przygotowuje program skierowany zarówno do nauczycieli, jak i uczniów polskich szkół, oraz liczne organizacje i instytucje społeczne, także te w kraju, jak i na Wyspach, jak chociażby Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, który tylko w ciągu kilku ostatnich miesięcy zorganizował dla uczniów polskich placówek Konkurs „Odkryj Legiony” i przygotował cykl Lekcji muzealnych specjalnie z myślą o dzieciach; czy SOS Polonia Southampton – organizacja wspierająca Polaków na Wyspach od ponad 10 lat, ale podejmująca też wyzwania na gruncie szkół. Jej pracownicy, w dużej mierze wolontariusze, również podjedli trud przygotowania m. in. konkursu dla uczniów szkół sobotnich, nagradzając wszystkich uczestników pamiątkowymi dyplomami oraz podejmują trud organizowania wydarzeń o charakterze patriotycznym, w których uczestnicą uczniowie polskich placówek. Swój udział w promowaniu polskości na gruncie szkół ma również POSK – służąc udostępnianiem pomieszczeń z przeznaczeniem na organizację wydarzeń, których odbiorcami jest społeczność polska zgromadzona wokół szkół uzupełniających. Wreszcie na straży tego obowiązku stoją zarządy i dyrektorzy szkół, którzy staranie dobierają ofertę placówek, aby była ona atrakcyjna nie tylko pod kątem edukacji, ale także i innych przedsięwzięć skierowanych pod adresem uczniów. Nie brak wiec w placówkach możliwości uczestniczenia w licznych konkursach, zabawach, zajęć pozalekcyjnych rozwijających pasje uczniów, a nawet oferty dla rodziców, którym często również przydałaby się motywacja do podjęcia trudu i zobowiązania posyłania dziecka na zajęcia do szkoły uzupełniającej. O tym, że pod hasłem polska szkoła ukryta jest nie tylko bogata oferta edukacyjna, ale także inny aspekt funkcjonowania placówki, na który składa się mi. in. wsparcie dla całych polskich rodzin, praca woluntarystyczna, spotkania i namiastka polskości, której brakuje pokoleniu mieszkającemu na emigracji, powiedziano i napisano już wiele, i to na kilka różnych sposobów, starając się przekonać i dotrzeć do świadomości tych, którzy fakt uczestnictwa w takim aspekcie życia emigracyjnego bagatelizują. – Polskie szkoły są bardzo istotnym elementem kształtującym charakter oraz osobowość młodego pokolenia. Uczęszczanie do nich ma wiele zalet, uczniowie nie tylko uczestniczą w lekcjach, ale biorą udział w wielu wydarzeniach kulturalnych – mówiła Barbara Osuch z PSS im. Marii Konopnickiej w Londynie (DP luty 2013).

Szkoła jest instytucją niezbędną w okresie kształtowania się osobowości dziecka, edukację w niej można zastępować innymi formami nauki, ale nie będzie ona pełniła kluczowych pełniła kluczowych w procesie nauczania funkcji. – My, nauczyciele i pracownicy polskich szkół w Anglii, mamy prawo i obowiązek kontynuować osiągnięcia Polonii XX wieku, która stworzyła nam mocny fundament do rozwijania i wzbogacania nowej rzeczywistości – podkreślała Janina Alina Bytniewska – dyrektor PSS im. Jana Pawła II na Stamford Hill (DP luty 2013). Zdaniem Katarzyny Wełny ze szkoły na Willesden Green nauka w szkole daje dziecku możliwość kontaktu z rówieśnikami, dzięki polskiej szkole dzieci maja szansę stać się częścią większej polskiej społeczności i mocniej poczuć swoją polskość (DP luty 2013). Z tą opinia zgadza się również Renata Sejnowicz z PSS im. Mikołaja Reja, która uważa, że polska szkoła nie dość, że uczy języka i literatury, to jeszcze zaznajamia z tajnikami innych przedmiotów. I nie chodzi tutaj tylko o wiedzę merytoryczną – jak przekonuje Sejnowicz – ale o cały przekaz kulturowy, również ten, w wyniku którego dzieci i młodzież zawierają przyjaźnie, które często zastępują rodzinę, która została w Polsce (DP luty 2013).

 

(Nie) iść na łatwiznę…

Na pytanie, dlaczego wielu rodziców z różnych powodów wybiera inną drogę kształcenia w tym kierunku, np. prywatne lekcje, bądź decyduje się tylko na kształcenie w szkole polskiej do osiągniecia przez dziecko określonego wieku lub całkowicie z tej edukacji rezygnuje, pozbawiając tym samych swoje dzieci możliwości uczestnictwa w rodzimej kulturze, pracownicy szkół starają się znaleźć odpowiedzi, by móc usunąć przyczynę takiego stanu rzeczy i przekonać zarówno rodziców, jak i ich dzieci, to tego, że nauka w szkole uzupełniającej nie może być wyborem, a wręcz koniecznością i obowiązkiem, który powinien mieć miejsce na równi z edukacją dziecka w szkole brytyjskiej.

„Dziennik Polski” zapytał rodziców, którzy zrezygnowali z edukacji swoich dzieci w szkołach uzupełniających lub wybrali dla nich inna drogę kształcenia w tym kierunku, o podanie przyczyn takiego wyboru i o to, czy rozważają możliwość powrotu na grunt szkół sobotnich oraz o ich oczekiwania względem tych szkół.

– Wcześniej mój syn nie uczęszczał do sobotniej szkoły, uczyłam go sama w domu. Wybrałam dla swojego syna szkołę internetową Libratus. Na platformie są podane lekcje, które razem robimy. Tłumaczę dziecku jak wykonać zadania, jeśli nie jestem pewna czegoś zawsze mogę zajrzeć do poradnika dla rodziców. Lekcje są zrobione bardzo przejrzyście i pomysłowo. Ten system nauczania wymaga zarówno od rodziców i dzieci dużej mobilizacji i systematyczności. Dawid zakończył w maju pierwszy rok z Libratusem i jest bardzo zadowolony. W tym roku kontynuujemy dalszą naukę. Jest to dla nas wygodny sposób nauczania. Nie musze rezygnować z sobotniej pracy dlatego żeby zawieźć syna do sobotniej szkoły. Mamy też więcej czasu do przebywania razem podczas nauki. Podczas odrabiania lekcji widzę z czym syn ma problemy, a z czym radzi sobie doskonale. Jest to system jeden na jeden, czyli uczeń i nauczyciel, a nie jeden nauczyciel i ok.20 uczniów, co uważam daje też większe możliwości dotarcia do dziecka, ponieważ poświęca się więcej czasu na jednostkę. Dodatkowym atutem jest to, że syn otrzymał szkolną legitymację – mówiła Justyna Mosakowska.

Niektórzy rodzice argumentują, że szkół jest zbyt mało, że na miejsce w tej wybranej, blisko miejsca zamieszkania trzeba czekać kilka miesięcy i że program nie jest dostosowany do poziomu edukacyjnego ich dzieci, ponieważ w jednej klasie uczą się dzieci, które znają język na różnym poziomie. Dla wielu problemem jest również to, że za edukację w placówkach trzeba płacić. Narzekają też na brak odpowiednich ich zdaniem podręczników (każda placówka wybiera dowolnie podstawę programową – przy. red.), a także uważają, że nauka w szkole polskiej nie jest tak ważna , jak w szkole brytyjskiej.

Tomasz Zagórski, ojciec 14-letniej Magdy mówił, że jego córka uczęszczała na zajęcia do szkoły sobotniej, dopóki nie rozpoczęła edukacji w brytyjskiej szkole średniej. – Zajęć w „high school” było tak dużo, że nie można było pogodzić edukacji w obu placówkach. Zmuszaliśmy wręcz Magdę do chodzenia do polskiej szkoły, a sobotnie poranki zamieniały się w koszmar, była przemęczona, sfrustrowana, potrzebowała odpocząć. Obiecała nam, że będzie czytała w ciągu tygodnia książki po polsku w zamian za to, że przestaniemy ją dręczyć nauką w polskiej szkole. Zgodziliśmy się, ale z wywiązaniem się z obietnicy różnie bywa. Magda uczy się dobrze, dużo czyta, jednak raczej w języku angielskim i nawet z koleżankami – Polkami rozmawia po angielsku, bo jak zwiedzi jest jej tak łatwiej. Na szczęście w domu mówimy tylko i wyłącznie po polsku – powiedział Zagórski.

– Adam rozpoczął naukę w SPK im. Lotników Polskich przy Ambasadzie RP w Londynie. Uczył się tam przez dwa lata, jednak odległości, jakie co sobotę pokonywaliśmy do szkoły zmusiły nas do podjęcia decyzji, aby Adam przerwał edukację w szkole i kontynuował ją podczas prywatnych lekcji. Pracuje indywidualnie z nauczycielem, który w każdy piątek odwiedza nas w domu. W ten sposób zyskaliśmy również wolną sobotę – powiedziała Iwona Adamiak. Z kolei mama 12-letniego Maćka, której syn zakończył naukę w szkole uzupełniającej trzy lata temu, mówiła, że dla niej najważniejszą rzeczą było to, aby jej syn nauczył się pisać i mówić po polsku. W momencie kiedy takie umiejętności posiadł, decyzja o uczęszczaniu na cosobotnie lekcje stała się jej zdaniem oczywista. Według mamy Maćka, Agnieszki Sikory, mieszkając na emigracji należy skupić się wyłącznie na edukacji w szkołach brytyjskich i motywować swoje dzieci, by ukończyły je z jak najlepszymi wynikami. – A egzaminy z GCSE mój syn zda z innych przedmiotów, podobnie będzie z A-level, zresztą już dzisiaj widzę jego przyszłość na Wyspach, o powrocie do Polski nie ma mowy – powiedziała Agnieszka Sikora.

Dla polskich dzieci i młodzieży mieszkających na emigracji każda forma kontaktu z językiem polskim jest dobra i z każdej można czerpać korzyści na różnych poziomach. Ważne jest to, aby tej więzi nie zatracić. Jednak nie należy zapominać o tym, że szkoły uzupełniające są instytucjami, funkcjonującymi zgodnie z obowiązującymi normami i prawem brytyjskich, w których edukację i opiekę nad dziećmi powierza się odpowiednio przygotowanej ku temu kadrze. Warto też pamiętać o tym, że to rodzic nie dziecko, nawet nastoletnie, podejmuje decyzje, a już z pewnością te najważniejsze, które mogą zaważyć na przyszłości dziecka i przede wszystkim na jego tożsamości, jako dorosłego już człowieka. W wielu przypadkach, w przyszłości – Brytyjczyka, ale o polskich korzeniach, z których będzie dumny (?)…, jeżeli tylko na wiele lat wcześniej o to zadbamy.

 

Tekst i fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_