09 października 2014, 15:40 | Autor: Jacek Kornak
Opera to emocje

W nadchodzącym sezonie Royal Opera w Londynie zamierza wystawić „Króla Rogera” Karola Szymanowskiego. Będzie to pierwszy raz w historii gdy na deskach tej sceny będzie można usłyszeć język polski. Reżyserii opery podjął się dyrektor opery w Royal Opera House Kasper Holten, z którym rozmawiał Jacek Kornak.

Przez jedenaście lat stworzył Pan w Kopenhadze wysokiej klasy scenę operową. Był Pan uwielbiany przez duńską publiczność oraz krytykę. Kilka lat temu został Pan dyrektorem opery w Londyńskiej Royal Opera House. Jak wygląda praca w Wielkiej Brytanii? Czy czuje się Pan u siebie w Covent Garden?

"Zafascynowała mnie partytura „Króla Rogera”. Ta opera po prostu mnie urzekła" - mówi reżyser / Fot. Archiwum autora
"Zafascynowała mnie partytura „Króla Rogera”. Ta opera po prostu mnie urzekła" - mówi reżyser / Fot. Archiwum autora
– Z jednej strony to ta sama praca. W każdym teatrze operowym są te same zadania: trzeba wybrać śpiewaków oraz innych artystów do przedstawień, współpracować z orkiestrą, chórem oraz całym sztabem innych ludzi zaangażowanych w funkcjonowanie teatru operowego. Również kontakt z prasą, publicznością, ale także sprawy związane z budżetem są na mojej głowie. Z drugiej strony, oczywiście praca w Operze Królewskiej w Londynie jest wyjątkowa. Londyn ma swoją specyfikę. Tutaj presja oraz oczekiwania ze strony publiczności są nieporównanie większe. Poza tym również Wielka Brytania ma swoją specyficzną kulturę, której musiałem się nauczyć, aby tutaj funkcjonować. Jednak jako dyrektor artystyczny oraz reżyser mam w Londynie nieporównanie większe możliwości. W ROH mogę zatrudnić najlepszych śpiewaków z całego świata. Tutaj tworzymy coś, co ma konkurować z najlepszymi przedstawieniami na świecie. Użyję takiego porównania sportowego: to tak jakbym poprzednio szefował FC Copenhagen, a teraz jestem trenerem Manchester United. To stopień wyżej. Wprawdzie podstawowe problemy są podobne, jednak tutaj w Londynie wszystko jest na najwyższym poziomie. Nikt nie idzie do Opery Królewskiej aby zobaczyć przeciętne przedstawienie operowe. Ludzie pragną zobaczyć tutaj coś wyjątkowego, a ja i moi koledzy mamy za zadanie im to zaprezentować.

Jakie są zatem największe wyzwania dla dyrektora opery w Royal Opera House w Londynie?

– Największym wyzwaniem jest znalezienie równowagi. Należy znaleźć nie tyle najlepszych śpiewaków, co raczej najwłaściwszych do określonych ról. Podstawowym wyzwaniem w każdym teatrze operowym jest wystawienie ekscytującego przedstawienia. Trudnym wyzwaniem jest dobór repertuaru. Staram się znaleźć pewną równowagę między klasycznymi dziełami, kochanymi przez szeroką publiczność, ale także zaprezentować mniej znane dzieła oraz nowe opery. Dla mnie osobiście bardzo ważne jest aby na scenie Opery Królewskiej zaprezentować tytuły, które rzadko się tutaj pojawiają lub jeszcze nie pojawiły się wcale. Częścią mojej pracy jest zrozumienie wielorakości oczekiwać oraz artystycznych wyzwań. Z jednej strony więc ważna jest różnorodność w repertuarze, z drugiej jednak staram się zachować i wzbogacić unikalną tożsamość Opery Królewskiej. Poza tym obecnie dla większości nas, ludzi kultury, wyzwaniem jest znalezienie środków finansowych na nasze projekty. Obecnie publiczne dotacje na kulturę zostały poważnie ograniczone. Stało się to dość gwałtownie i zmusiło nas do przemyślenia naszego modelu finansowego. My jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że udaje nam się pozyskiwać wielu sponsorów. Bardzo ważne jest dla nas aby nie podwyższać cen biletów. Chcemy, aby przedstawienia operowe były dostępne dla zwykłych ludzi, ale jako dyrektor jestem też odpowiedzialny za to, aby mój teatr poradził sobie finansowo w ciężkich czasach dla kultury. To jest nieustanna walka.

Czy mógłby Pan nam coś powiedzieć o nadchodzącym sezonie operowym w Operze Królewskiej?

– Myślę, że naprawdę ekscytujące w nadchodzącym sezonie jest to, iż znajdziemy tam przekrój dzieł z całej historii opery. Będzie zatem „Orfeusz” Monteverdiego – jedna z pierwszych oper, która będzie wykonana w Roundhouse, ciekawym i dziwnym miejscu, w którym normalnie opery nie są wykonywane. „Orfeusza” wyreżyseruje Michael Boyd, który jest reżyserem teatralnym, zatem myślę, że będzie to dramaturgicznie i wizualnie ciekawe przedstawienie. Wystawimy również „Annę Nicole”, operę, która ma zaledwie kilka lat. Pomiędzy tymi operami zamierzamy zaprezentować całe spektrum dobrze i mniej znanych dzieł, które dzięki doborowi wybitnych artystów, mam nadzieję, publiczność pokocha. Będziemy mieli okazje zobaczyć „Andrea Chénier” w reżyserii już niemal stałego reżysera Opery Królewskiej Davida McVicara, z Jonasem Kaufmannem w tytułowej roli. Ta produkcja będzie z pewnością wydarzeniem sezonu, szczególnie, że będzie to debiut Kaufmanna w tej partii.

Wśród nowych reżyserów, których udało mi się zaprosić do współpracy w nowym sezonie jest Martin Kušej. To już uznane nazwisko w świecie opery. Przygotuje on dla nas „Idomeneo” Mozarta. Znacząca postać włoskiej opery Damiano Michieletto podjął się reżyserii „Guillaume Tella”. Natomiast Katharina Thoma wyreżyseruje „Un ballo in maschera”. Myślę, że jest ona niezwykle skupioną na szczegółach reżyserką. Zupełnie inną tradycję reżyserską zaprezentuje Thaddeus Strassberger, amerykański twórca, który do opery podchodzi w sposób bardzo narracyjny, niemal filmowy. Zatem nadchodzący sezon będzie mieszanką różnych stylów oraz różnych podejść do opery. Jednak zawsze naczelną zasadą jest dla nas najwyższa jakość artystyczna.

Muzycznie z pewnością nadchodzący sezon nikogo nie rozczaruje, jako że aż sześć produkcji będzie dyrygowanych przez naszego dyrektora muzycznego Antonio Pappano. Dzieła, którymi Pappano będzie dyrygował stanowią niezwykły wachlarz, który rozpoczyna opera Rossiniego, następnie są opery Verdiego, Wagnera i Giordano, a kończą opery Szymanowskiego oraz Turnagea. Oczywiście będziemy mieli też w nadchodzącym sezonie wspaniałych śpiewaków, począwszy od wspomnianego już Jonasa Kaufmanna, poprzez Annę Netrebko, która wystąpi w naszej klasycznej produkcji „La Boheme”, obecnej w repertuarze od 41 lat. W przyszłym sezonie zobaczymy ją po raz ostatni. Warto też wspomnieć, że w nadchodzącym sezonie na naszych deskach pojawi się „Rise and Fall of the City of Mahagonny” Kurta Weilla. Jest to dzieło, które nigdy nie pojawiło się w Operze Królewskiej. Dla mnie ekscytujące będzie pracować z Mariuszem Kwietniem nad „Królem Rogerem” Szymanowskiego. Będzie to również moja pierwsza opera, którą zrealizuję z Antonio Pappano. Myślę, że „Król Roger” to wspaniały utwór i cieszę się, że wreszcie będę mógł go zrealizować, szczególnie, że w roli głównej będzie Mariusz Kwiecień. Wspaniale mi się z nim pracowało w tym sezonie przy „Don Giovannim”. Obie opery „Roger” i „Mahagonny” reprezentują dwie diametralnie różne tradycje operowe, które pojawiły się w XX wieku. Chcę zaprezentować naszej publiczności to bogactwo tradycji operowej.

Po raz pierwszy „Król Roger” pojawił się w Londynie w 1975, wtedy była to raczej kameralna produkcja. Później już nigdy nie wracano do tego dzieła. Dlaczego zdecydował się Pan sięgnąć właśnie po „Króla Rogera” Szymanowskiego?

– Zafascynowała mnie partytura „Króla Rogera”. Ta opera po prostu mnie urzekła. Niewiarygodna jest siła tej muzyki. Poza tym od strony reżyserskiej uważam, że jest to jedno z tych uniwersalnych dzieł, które jest jakby komentarzem o życiu i tym, co się nam w życiu przydarza. Jest to dzieło wyjątkowo otwarte na teatralne interpretacje. Można do niego podejść na różne sposoby. Zatem „Król Roger” wydaje się idealnym materiałem dla reżysera. Gdy dostałem pracę dyrektora opery w ROH rozmawiałem z Antonio Pappano o tym co mogłoby być naszym pierwszym wspólnym projektem. Obaj zdecydowaliśmy, że „Król Roger” będzie idealny na tę okazję. Chcieliśmy na naszą pierwszą operę wybrać dzieło, które będzie dla nas obu wyzwaniem, które pozwoli nam zrealizować się artystycznie, „ubrudzić” sobie tym ręce i zrobić coś wielkiego. Stąd właśnie „Król Roger”. Oczywiście ekscytujący jest też fakt, że dzieło Szymanowskiego nigdy nie pojawiło się na deskach Opery Królewskiej, zatem przedstawimy naszej publiczności coś świeżego.

Wielu reżyserów widzi „Króla Rogera” jako głęboko symboliczne dzieło, dobrym tego przykładem jest produkcja Davida Pountney’a sprzed kilku lat. Myślę, że taki sposób wystawiania tej opery jest bardzo stereotypowy, często chodziło też o to aby ukryć wątki homoerotyczne, które są w tej operze. Myślę, że jest to wbrew Szymanowskiemu, dla którego ta opera była wyrazem jego własnego zmagania z seksualnością. Czy mógłby Pan zdradzić jak wyobraża sobie „Króla Rogera”? O czym to dzieło jest dla Pana? Jak zamierza je Pan interpretować?

– Zapewne są elementy symboliczne w tym dziele. Dla mnie „Król Roger” nie jest operą religijną. Nie zamierzam się skupić na transcendencji czy też religii jako takiej. Znacznie bardziej interesuje mnie na przykład jak ludzie wykorzystują religię aby zdobyć władzę nad innymi, jak ludzie, czy nawet społeczeństwa odnoszą się do religii oraz o samej roli, jaką religia może odgrywać w życiu ludzi. Oczywiście myślę, że próba wymazania z tej opery homoseksualizmu jest po prostu niemądra. Wątek homoerotyczny po prostu tam jest i nie zamierzam go rozmywać, ale z drugiej strony myślę, że w tej operze jest znacznie więcej. Ta opera jest bardzo zmysłowa, ale gdybym zrobił ją jedynie jako opowieść o zmaganiu Szymanowskiego z jego seksualnością, to myślę, że spłyciłbym to dzieło. Widzę w tej operze to zmaganie, ale chcę je ująć w sposób bardziej uniwersalny. Myślę, że mogę przetłumaczyć Szymanowskiego na język zrozumiały dla każdego. Każdy w pewien sposób odczuwa wewnętrzne zmaganie między intelektem a cielesnością. To jest coś czego doświadczają osoby homoseksualne, heteroseksualne, jak i transseksualne. Intelekt mówi nam, że musimy zachowywać się w określony sposób, a nasze ciało mówi nam coś innego. Każdy w określonych okolicznościach doświadcza wewnętrznego zmagania między bestią a człowiekiem, naturą a kulturą. Często w tych przypadkach nie ma właściwych rozwiązań. Być może dopiero gdy spróbujemy połączyć w nas bestię i człowieka odnajdziemy właściwą równowagę. Myślę, że opera ta nie jest symboliczna w tym sensie, że nie chodzi tutaj o coś abstrakcyjnego. Oczywiście wiele zależy od sposobu wystawienia, samo libretto jest niezwykle otwarte. Najlepszym tego przykładem jest zakończenie. Może ono znaczyć cokolwiek, albo nawet nic. Jako reżyser oczywiście muszę dokonać wyborów na czym skupić uwagę. Nie będzie to homoseksualizm. Ja „Króla Rogera” widzę jako uniwersalne pytania: kim jestem? Jak mogę żyć z moimi demonami? Jak mogę być sobą w społeczeństwie? To są bardzo konkretne pytania. Tutaj nie chodzi jedynie o problem homofobii. Byłoby to spłaszczeniem opery. W pewny sensie Roxana jest częścią Rogera, podobnie jak Pasterz oraz Edrisi. To są elementy jego psychiki, które walczą ze sobą. Jest też wątek homoerotyczny, nie zamierzam go wymazywać, ale nie chcę teraz zdradzać zbyt wiele. Zobaczysz w przyszłym roku.

Jak przebiegała współpraca z Mariuszem Kwietniem przy „Don Giovannim”? I jak generalnie się pracuje ze śpiewakami? Oni nie są przecież zawodowymi aktorami. Zatem zapewne reżyser na tym polu ma wiele do zrobienia.

– Śpiewacy są aktorami, ale w innym sensie niż aktorzy filmowi czy też teatralni. Oni muszą przede wszystkim pracować z muzyką, określonym sposobem frazowania, zatem nie mogą grać w sposób naturalistyczny. Śpiewanie nie jest naturalistyczne, ale chodzi o to aby na scenie operowej przekazać emocje. Oczywiście zdarzają się tutaj świetni aktorzy i inni aktorzy. Ja czuję się szczęściarzem, że mogę współpracować z Mariuszem Kwietniem. On jest jak profesjonalny aktor na najwyższym poziomie. On rozumie techniczne elementy związane z aktorstwem i jest wrażliwy na idee reżyserskie, poza tym jest świetny w przedstawianiu emocji na scenie, co jest przecież kluczowe w operze. Poza Mariuszem mam okazje tutaj w Operze Królewskiej pracować z szeregiem wspaniałych śpiewaków – aktorów. Charyzmatyczni śpiewacy potrafią oddać emocje, dla których nie mamy słów i po to właśnie mamy operę. Ja uwielbiam pracować ze śpiewakami, szczególnie nad detalami rozgrywania określonych scen. Wiele osób myśli, że praca reżyserska to praca nad ideami, konceptami. To jest częścią pracy, ale dla mnie najważniejsze jest praca ze śpiewakami, tak aby oni byli w stanie wyrazić na scenie emocje. Fantastyczne jest to gdy widzę, że idee, do których przekonuję śpiewaków dojrzewają w nich tak, że później na scenie są oni w stanie stworzyć nowy świat.

A co z muzyką? Jak pracuje Pan nad muzyką? Jak Pan godzi własne idee reżyserskie z muzyką? Wiele osób krytykuje reżyserów operowych za to, że ich produkcje nie oddają właściwie muzyki. Myślę, że Pana produkcje podążają za muzyką, ale na przykład w pierwszej scenie Pańskiej ubiegłorocznej produkcji „Eugeniusza Oniegina” gdy rolnicy celebrują zbiory i śpiewają pieśń ludową, wszyscy oni są ubrani na czarno i stoją nieruchomo. Czy w tym przypadku idee reżyserskie nie przysłoniły muzyki?

 

– Zawsze w operze pojawia się pytanie co muzyka oznacza. Jest to kluczowe pytanie. Ta sama muzyka może dla mnie oznaczać coś innego niż dla ciebie. Gdy czytamy tekst częściej możemy się zgodzić na określone znaczenie, ale w przypadku muzyki znaczenia są niezwykle subiektywne. Odnośnie wspomnianego przez ciebie przykładu, gdy przeczytamy tekst Tatiana, który mówi: “Zwykłam marzyć gdy słyszę tę muzykę”, następnie gdy przeczytasz treść pieśni, którą śpiewają chłopi, dostrzeżesz, że jest ona w pewnym sensie dość erotyczna. Według mnie, tutaj muzyka ilustruje emocje Tatiany, zatem gdybyśmy w tej scenie mieli po prostu tańczący chór chłopów, nie dostrzeglibyśmy tych emocji Tatiany. Ta chłopska pieśń jest zbyt intensywna. Gdy jej słucham, to wydaje mi się, że jest tam coś więcej, że to ilustracje wewnętrznego stanu Tatiany, i dlatego to na niej skupiłem się w tej scenie. Zapewne nie ma właściwej odpowiedzi na pytanie o czym jest muzyka. Jako reżyser staram się być uczciwy. Chcę wyrazić to co czuję, gdy słucham określonej muzyki, ale też staram się zapoznać uważnie z muzyką oraz jej kontekstem. Czasem jest to przekonujące dla publiczności, a czasem nie. Uważam, że w operze muzyka jest najważniejsza i reżyser powinien być wierny muzyce, ale w tej wierności należy być odważnym. Czasem trzeba spróbować powiedzieć coś nowego, jeśli czuję, że jest to autentyczne. W tych przypadkach trzeba być gotowym na krytykę. Ostatecznie sztuka nie polega na właściwych odpowiedziach, ale na zadawaniu pytań. Czasem krytycy myślą, że znają ostateczne odpowiedzi. Dla mnie ważne jest aby być wiernym muzyce i sobie. Sztuka to nie pewność, lecz poszukiwanie. Ja tworząc przedstawienie nie mam ostatecznej wizji jak ono będzie wyglądać. Tworzenie przedstawienia to proces poszukiwania i eksperymentowania. Nie ma ostatecznej wizji „Oniegina” czy też „Parsifala”. Te dzieła przetrwają nawet najgorsze reżyserie, to jedynie moja kariera może się załamać, ale mimo tego ryzyka reżyser musi poszukiwać.

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jacek Kornak

komentarze (0)

_