07 maja 2013, 11:01 | Autor: Małgorzata Bugaj-Martynowska
Uciec z kraju przed prawem

Po 2004 roku ruszyła fala wyjazdów Polaków z kraju na Wyspy. To zjawisko społeczne, mimo, że na mniejszą już skalę, trwa jednak do dziś. Ludzie młodzi, niejednokrotnie wykształceni wyjeżdżają z Polski za pracą, za chlebem, za polepszeniem warunków życia dla siebie i swoich bliskich, sami lub emigrują z całymi rodzinami.

Wśród nich są także i tacy, którzy azymut Anglia, wybrali z zupełnie innych powodów – ucieczki przed grożącymi im sankcjami karnymi z powodu licznych nadużyć w postaci zadłużeń, niespłaconych kredytów, niezapłaconych mandatów, zobowiązań alimentacyjnych i braku rozliczeń z polskim urzędem skarbowym lub ZUS-em w przypadku nieprzerwanej ciągłości prowadzenia interesów w kraju. Ci Polacy także wyruszyli w poszukiwanie lepszego jutra na Wyspach, puszczając w niepamięć to, czego nie uregulowali wyjeżdżając z Polski. Wszystko w myśl zasady, że skoro o tym się nie mówi, to nie ma problemu, lub jak sądzi Marek – respondent Dziennika – długi po jakimś czasie ulegają przedawnieniu. Kto po kilku latach pamięta o niezapłaconych mandatach na jakieś tam drobne sumy, skoro Polacy mieszkający w Polsce, także ich nie płacą, a komornik nie ma z czego im tego zadłużenia „ściągnąć”. Podobnie z alimentami, czy kredytami. W Polsce jest zresztą fundusz alimentacyjny, który powinien te sprawy regulować ze skarbu państwa. Niech mi tam w Polsce naliczają odsetki. Mój ośrodek życiowy znajduje się od lat w Anglii, a Polskę odwiedzam jedynie podczas wakacji – mówi Marek.

Fot. Wikipedia
Fot. Wikipedia

Tylko, czy aby na pewno nic mu nie grozi i podobnym jemu, czy Polacy, którzy nie uregulowali swoich zobowiązań finansowych w kraju, mogą czuć się bezkarni i bezpieczni na terenie UK?

 

Niespodzianka na lotnisku

Mąż Agnieszki Adam od 7 lat pracuje w Londynie. Jest właścicielem prężnie działającej firmy budowlanej, jak sądzi, jemu i jego partnerce powodzi się nieźle. Nie myślą o powrocie do Polski, z Anglią wiążą swoją przyszłość, ale często odwiedzają rodzinę w kraju. Zazwyczaj jadą samochodem, bo to i coś przywieźć i zawieźć można, a i samochód na miejscu jest potrzeby – mówi Agnieszka. Adam przyznał się, że zdarza się mu złamać prawo drogowe w Polsce i otrzymać mandat, ale nigdy nie ma zamiaru go zapłacić, ponieważ jak twierdzi – nie mam stałego meldunku w Polsce i nic mi nie mogą zrobić. Biorę taki mandat i tyle mnie widzieli. Auto mam na angielskich blachach, unijne prawo jazdy i brak adresu w Polsce, a w Anglii nie ma czegoś takiego, jak posiadanie stałego zameldowania – wyjaśnia Adam.

A jednak okazało się, że rozumowanie Adama było błędne. W lutym br. poleciał na kilka dni do Gdańska w nagłych sprawach rodzinnych. Na miejscu podczas kontroli paszportowej został zatrzymany pod zarzutem zadłużenia na rzecz skarbu państwa. Widniał w rejestrze dłużników. Wysokość sumy wynikającej z niezapłaconych przez Adama mandatów wraz z odsetkami karnymi i opłatą administracyjną uniemożliwiła mu uregulowanie zaległości na miejscu. W rezultacie Adam spędził dzień w areszcie, zanim zdołał się skontaktować ze swoją żoną i zgromadzić pieniądze na zadłużenie.

Podobny los może czekać Paulinę. Ona ma świadomość takiej sytuacji i obawia się, że w wyniku zatrzymania jej na lotnisku, zatrzymane zostaną także jej nieletnie dzieci (roczny Tomek i 4-letnia Alicja – przp. red.), które zamiast w ramiona stęsknionych za nimi dziadków, którzy nie są ich prawnymi opiekunami, mogą trafić do pogotowia opiekuńczego, na wypadek zatrzymania ich mamy podczas kontroli paszportowej. Paulina ma od kilku lat nieuregulowane sprawy z polskim ZUS-em. Dawniej miała w Polsce zarejestrowaną firmę, w ramach której sprzedawała ubezpieczenia na życie Polakom w Polsce i na Wyspach, ale zapomniała opłacać składek do ZUS-u. Uznała, że wystarczające i mnij kosztowne będą opłaty na brytyjski NIN. Nie odbierała również korespondencji, która najpierw z ZUS-u, a potem z sądu (ZUS – oddał sprawę do rozpatrzenia w sądzie – przy. red.) została wysyłana na jej adres zamieszkania w Polsce. Korespondencję odbierał ojciec, regularnie informując córkę o bieżącej sytuacji, ale Paulina nakazy ignorowała, łudząc się przedawnieniem sytuacji. Sprawa nie została przedawniona, ale jej tok postepowania nasilił się. W efekcie Paulina jest na liście dłużników w Polsce i ma do zapłacenia ponad 15 tysięcy złotych wraz z odsetkami i kosztami sądowymi i przynajmniej na jakiś czas, jak sama sądzi, zamkniętą możliwość przyjazdu do Polski, dopóki sprawy nie zostaną ostatecznie rozstrzygnięte, a ona nie zapłaci pieniędzy zasądzonym instytucjom. Na razie jednak na to się nie zanosi, ponieważ Paulina jest samotną matką, mieszka na Wyspach i oszczędności, jak twierdzi, nie posiada. Ma jednak obawy, co do przyszłości swojego postepowania, mimo że jak mówi, na razie pogodziła się z niemożnością odwiedzenia rodziny w kraju.

– Zastanawiam się jednak, czy nie zacznie mi coś grozić z tego powodu na Wyspach, bo skoro przyznałam ZUS-owi w rozmowie telefonicznej, że mieszkam większość roku kalendarzowego w UK, tutaj pracuję, tutaj mam firmę, tutaj urodziły się moje dzieci, to wówczas poproszono mnie o przesłanie do urzędu w Polsce stosownej dokumentacji na odpowiedniej formie, którą mogę otrzymać z tutejszego Inland Revenue. Wybrałam się po taki druk do Inland Revenue, ale odmówiono mi jego wydania, ponieważ argumentowano, że tutaj tego typu praktyk się nie stosuje. To może pogarszać moją sytuację, w celu wyjaśnienia jej w Polsce, ponieważ nie jestem ani rezydentem, ani obywatelem UK, co z kolei mogło przypieczętować mój pobyt na Wyspach  – mówi Paulina.

 

Rozsądek, czy banicja

Historia „Barego” wydaje się być nieprawdopodobna, ale wydarzyła się naprawdę i może być przestrogą, ale także lekcją, dla tych, którzy znajdują się w podobnej sytuacji. „Bary” 8 lat temu był poszukiwany listem gończym w Polsce za kradzieże, rozboje i handel narkotykami. Udało mu się uciec do Anglii, z nadzieją na zrzucenie z siebie piętna. – Z czasem uświadomiłem sobie, że i tak niby wolny, ale nadal jestem w więzieniu. Muszę się ukrywać, żyć w strachu, nie wolno mi pojechać do Polski, nawet po to, aby odwiedzić matkę – mówi Dziennikowi. W wyniku rozważań o przyszłości, „Bary” udał się autokarem do Polski i sam zgłosił się do sądu z informacją, że jest poszukiwanym przestępcą. Został przesłuchany i osadzony w zakładzie karnym. Sam musiał dopilnować aby w protokołach zaznaczono, że dobrowolnie poddał się wymiarowi sprawiedliwości. Po latach okazuje się, że nie mógł dokonać lepszego wyboru. Spodziewał się kilkuletniego wyroku, a w zamian tego otrzymał rok, z czego w zakładzie karnym spędził 10 miesięcy. Uczył w więzieniu angielskiego swoich kolegów – „po fachu”, nie sprawiał kłopotów. – Rozliczyłem się z przeszłością i mam czystą kartę. Zaraz po wyjściu na wolność wróciłem do UK, pracuję jako hydraulik i pozbyłem się tego ciągłego oglądania się za siebie – mówi „Bary”.

 

Dziennik Polski zapytał o komentarz Barbarę Storey z SOS Polonia, organizacji charytatywnej wspierającej Polaków na zakrętach ich życia w UK. Barbara Storey pracuje również jako tłumacz w sądzie i na policji, tłumaczy zeznania Polaków mających konflikt z brytyjskim prawem.

Barbara Storey
Barbara Storey

– Zdarza się i to dość często, że nasi rodacy uciekają z kraju przed zobowiązaniami finansowymi zapominając, że Polska i Wielka Brytania zawarły porozumienie o wzajemnej pomocy w walce z przestępczością. Śmigają więc listy gończe i europejskie nakazy aresztowania. Wielka Brytania nie jest już miejscem, gdzie można się ukryć jak igła w stogu siana unikając alimentów, niespłaconej pożyczki lub zaległych rat. Polskie prawo karne jak i cywilne tropi po nitce do kłębka swoich poszukiwanych nawet tu. Ekstradycji jest chyba więcej niż deportacji i powszechnie już wiadomo czym się różnią te dwie formy przymusowego powrotu. Nie dziwi nas, że niektórzy mieszkańcy Southampton znikają na pewien czas, po czym wracają z Polski po „załatwieniu swoich spraw”. Czasem deportacja wspomaga ekstradycję, kiedy obywatel polski wyproszony z Wielkiej Brytanii przez władze brytyjskiej po odbyciu kary tutaj, wpada w otwarte ramiona polskich władz, które już tam na niego czekają.

Kilka razy w roku SOS Polonia sponsoruje dobrowolny powrót do kraju w sytuacjach szczególnie kryzysowych, kupujemy bilet autobusowy i kanapki na drogę, upewniwszy się przedtem, że ktoś z rodziny będzie czekał na powracającego „na tarczy”. Jesteśmy wdzięczni polskiemu konsulatowi za szybkie wystawienia tzw. zjazdówek. Jednakże często, kiedy proponujemy komuś taką opcję, słyszymy że byłby to wyjazd z deszczu pod rynnę, ze względu na „takie tam różne sprawy”. W ostatnich latach pojawiła się nowa forma „wyjazdu”, jest to wydalenie (removal) osób, które w sposób chroniczny są nieaktywne ekonomicznie stanowiąc jednocześnie pewne stałe zakłócenie porządku publicznego. Nie wiem, czy ta sama procedura ma miejsce w Londynie, u nas w Southampton co jakiś czas policja organizuje zbiorowe wycieczki w jedna stronę, wysyłając do Polski tych najbardziej opornych na wszystkie ustawowe formy pomocy dla bezdomnych i bezrobotnych.

Poza tym wszyscy, nawet najbardziej aktywni ekonomicznie, którzy mają jakiekolwiek „takie tam inne sprawy” w Polsce powinni pamiętać, że jeśli zwrócą na siebie  wagę brytyjskiej policji nawet jakimś drobnym wykroczeniem, mogą liczyć na bezpłatny bilet do Polski. Każde zatrzymanie cudzoziemca zobowiązuje brytyjskiego policjanta do sprawdzenia, czy zatrzymany nie znajduje się w rejestrze poszukiwanych w Europie. Warto wiedzieć na wszelki wypadek: „Ostrzeżony – uzbrojony” mówią Anglicy, podczas gdy Polacy ufają pobożnie, że „strzeżonego Pan Bóg strzeże”.

 

Tekst: Małgorzata Bugaj-Martynowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (3)

  1. Polska nie jest dobrym miejscem do życia. Przenieśliśmy naszą firmę do Anglii, w zasadzie według tego schematu – http://dezi.pl/?jak-nie-placic-zus,10 Jakie efekty? Bez porównania niższe koszty, w ciągu roku po uwzględnieniu kosztów optymalizacji, kilkanaście tysięcy złotych oszczędności. I jak w takim wypadku dalej działać w Polsce? U nich sama kwota dywidendy wolna od podatku wynosi 180 tysięcy na nasze złotówki. Czy w takim wypadku ma sens działanie w PL?

  2. Takie zatrzymanie ‚na granicy’ dotyczy tylko spraw skarbowych. Od niedawna jest tez przepis pozwalajacy polskiemu komornikowi wejsc na aktywa (np. konto bankowe) poza Polska, jesli jest to sprawa skarbowa. Odnosnie dlugow ‚prywatnych’ nie maja takiej mocy prawnej, i cale szczescie. A za granica ukrywa sie masa ludzi ktorzy nie sa skorzy splacac swoje dlugi w Polsce, niestety. Pozdrawiam.

    • Jakie tam niestety, Państwo mam w dupie nas Obywateli. Miałem pracę umowę na stałe wraz z żoną 2 dzieci. Pewnego dnia firma bez żadnych uprzedzeń została zamknięta dostaliśmy ostatnia wypłatę i tyle… Zarabiam 3000 a teraz 1500 sam kredyt na dom mamy 2000 i za co mam spłacać? Za co utrzymać rodzinę? Za co tu kupić co kol wiek….. Polska jest tak zepsuty Państwem że oboje wyjechaliśmy za granicę splacilismy kredyt sprzedalismy dom staraliśmy się o obywatelstwo. Nie minęło kilka dni od otrzymania obywatelstwa jak złożyliśmy papiery o rozwód z Polską i nigdy więcej tam nie wrócę ani moja rodzina… Polityka żałosna a wynagrodzenia za pracę to są dawne jak jakaś zapomoga by tylko wyżyć do ostatniego…