24 czerwca 2016, 13:53 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Jesteśmy uchodźcami

Tegoroczny Tydzień Uchodźcy, Refugee Week  w Wielkiej Brytanii przebiega pod hasłem „Welcome”. „Uchodźcy, jesteście tu mile widziani.” W kontekście agresywnej kampanii zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej opartej na lęku przed niekontrolowaną imigracją, trudno uwierzyć w to zaproszenie, przynajmniej tu, na Wyspach.

Oczywiście. Nie można generalizować. Są też ludzie, którzy pomagają, często jako wolontariusze, z czystej potrzeby serca. To dzięki nim w całym Zjednoczonym Królestwie w gorącym przedreferendalnym okresie zorganizowano blisko 100 różnych wydarzeń poświęconych edukacji na temat uchodźców. Warsztaty w szkołach, wystawy, projekcje filmów, promocje książek, happeningi, wykłady – to wszystko aby zwiększać świadomość i edukować mieszkańców kraju, który może być schronieniem dla tych, którym przyszło żyć w chaosie wojny. Dla osoby, która nigdy nie doświadczyła konfliktu zbrojnego, motywacja tych zdesperowanych ludzi, którzy wstawiają wszystko na jedną kartę, może być niezrozumiała. Jak do tego dodamy różnice kulturowe, inny język i obyczaje, wtedy rodzi się strach. Strach przed nieznanym, przed obcym. Strach tłamszący wszystkie racjonalne argumenty. A stąd już tylko krok do równie destrukcyjnych emocji –  gniewu i nienawiści.

Dwie skrajności

To nie kryzys imigrantów zarobkowych, tylko kryzys uchodźców. 62 proc. spośród z tych, którzy przybyli do Europy drogą morską, pochodzi z Syrii, Erytrei i Afganistanu – podaje Organizacja Narodów Zjednoczonych. Podobnie jest z Darfurem, Irakiem, Somalią i Nigerią – są to kraje ogarnięte wojną, dyktatura polityczną lub ekstremizmem religijnym. To nie są warunki do życia i rozwoju.

Przy czym bynajmniej nie jest to problem ostatnich dwóch czy trzech lat. Ryszard Kapuściński już w latach 90. pisał o zjawisku „boat people” uciekających z Afryki do Europy przez Gibraltar. Przewidział także, że ta tendencja będzie się nasilać. Ostrzegał także, że Europa nie jest gotowa na przyjęcie tak dużej liczby uchodźców, ale jak długo Afryka Północna i Bliski Wschód są częścią basenu Morza Śródziemnego, od tego problemu Europa nie ucieknie.

Od tego czasu niewiele zostało zrobione w tym kierunku. Za to w Europie wzmaga się skrajny nacjonalizm, który i tak już trudną sytuację dodatkowo komplikuje. Aleksandra Łojek, pisarka, iranistka, obecnie mieszkająca w Belfaście, wcześniej wykładająca ideologię dżihadu na Uniwersytecie Jagiellońskim, widzi pewną zależność pomiędzy radykalizacją społeczeństwa a procesami ekonomicznymi.

– Norman Davies w swojej książce „Europa. Rozprawa historyka z historią” pisze, że w latach 30. XX w. dało się zauważyć rosnące w siłę ekstremizmy. Ekonomiści także mówią o tym, że gdy w gospodarce pojawia się kryzys, wtedy postawy ludzkie stają się coraz bardziej radykalne, a przede wszystkim te, w których występuje obawa przed odebraniem praw lub dóbr. Kryzys uchodźczy dla wielu ludzi oznacza, że będą musieli się dzielić, a nawet zrezygnować z pewnego komfortu, do którego Europa jest przyzwyczajona. Nie zdają sobie sprawy, że wielu uchodźców, aby przeżyć, często zrezygnowało z podobnych wygód. W końcu Syria nie była biednym krajem – stwierdza Łojek.

Jej zdaniem Europa w pewnym sensie rozpadła się na dwa obozy., co jest bardzo niepokojącym zjawiskiem.

– Pociesza mnie myśl, że znawca fundamentalizmu islamskiego Johannes Jansen zaznaczał, że ludzi o umiarkowanych poglądach nie słychać. Nie krzyczą, właśnie dlatego są umiarkowani. Dobrze byłoby, gdyby oni zaczęli być w końcu bardziej widoczni i zabrali głos w tej dyskusji, wprowadzając do niej trochę równowagi – akcentuje iranistka.

Doraźne rozwiązania

Przy okazji Refugee Week warto także rozprawić się z mitem o rzekomej fali uchodźców, która zalewa Wielką Brytanię. W 2014 r. o azyl ubiegało się tam 25870 osób i tylko 10050 go otrzymało. Częściej niż na Wyspach uchodźcy znajdą schronienie w Niemczech, Francji czy Włoszech.

Jednak nie da się ukryć, że przeciwnicy przyjmowania uchodźców mają też argumenty trudne do podważenia. Bowiem między ludźmi, które potrzebują wsparcia i pomocy, rzeczywiście znajdą się także osoby niebezpieczne dla kultury europejskiej – fundamentaliści i terroryści. Jak powiedział Klaushammer, publicysta amerykański, wraz z zamachem na World Trade Centre zakończył się nasz urlop od historii. Zdaniem Łojek od tej pory popełniono sporo błędów.

– To mógł być początek światowej debaty na ten temat. Tymczasem reakcje na atak sprowadzono do interwencji militarnej. Doszło do agresji na Afganistan, obarczając cały kraj winą za zamachy zorganizowane przez stosunkowo małą grupę ludzi. A przecież odpowiedzialność za ataki w Stanach Zjednoczonych ponosili Saudyjczycy – tłumaczy ekspertka od ideologii dżihadu.

refuu
refuu
Obecnie obserwujemy analogiczny mechanizm, jeżeli chodzi o uchodźców z Syrii, na których wielu Europejczyków patrzy jak na potencjalne zagrożenie – bojowników tak zwanego Państwa Islamskiego. Ale to nie koniec problemów z imigracją. Nie można zapominać o milionach Afrykańczyków, którzy także próbują przedostać się do Europy. Rene Dumont w swojej książce „L’Afrique noir est mal partie” sugeruje, że głównym problemem współczesnej Afryki jest błędne, zbyt optymistyczne założenie w latach 60. XX w., że modele gospodarcze stosowane w Europie sprawdzą się także w Afryce.

– Dekolonizacja była bardzo krwawym procesem, po czym zostawiono Afrykańczyków samych sobie. Nie dano im najmniejszych szans, żeby o sobie stanowili, nie dano im też żadnych wzorców, a jeżeli te wzorce były to tak naprawdę ich nie przestrzegano. Od zarania dziejów Afryka była rozkradana przez mocarstwa. Teraz Chiny w Afryce instalują swoje liczne przemysły i próbują eksploatować kontytnent. Odczucia Afrykańczyków są takie, że normą jest rozkradanie ich ziemi i że nie mają już czego w Afryce szukać – przekonuje Łojek.

– Rzecz jasna jest wiele akcji pomocowych organizowanych przez Zachód – budowa studni, szkół, akcje humanitarne – na poziomie politycznym niestety żadnych dobrych relacji i modeli po prostu w tej chwili nie ma nie ma. I nie będzie raczej przez dłuższy czas. Afrykańczycy szukają w Europie lepszego życia – sumuje.

„Ryba z frytkami też jest uchodźcą”

 

Organizatorzy Refugee Week w kontrze do mowy nienawiści kampanii „Leave” starają się znaleźć prowadzić dialog otwartości i przyjaźni. „Different pasts, shared future”, czytamy na plakatach. Najlepszym przykładem jest wystawa w St Pauls Cathedral w Londynie – anglikańskiej katedrze otwartej na mniejszości narodowe i etniczne. Ekspozycja zatytułowana „I Am A Refugee” została przygotowana przez Joint Council for the Welfare of Immigrants (JCWI). Składają się na nią kolorowe symboliczne tabliczki, przy czym każda tabliczka to historia uchodźcy, któremu przyszło żyć poza swoim krajem Dowiadujemy się z nich m.in., że uchodźcami byli wokalista zespołu „Queen” Freddy Mercury, Sir Montague Burton, założyciel marki Burton, czy piosenkarka Rita Ora. Uchodźcom Anglia zawdzięcza także swój narodowe danie – fish and chips – które jako pierwszy na Wyspach sprzedawał handlarz żydowskiego pochodzenia Joseph Malin. Na stronie internetowej www.iamarefugee.net można podzielić się własną historią lub wyrazić swoje poparcie dla uchodźców, tworząc własną tabliczkę.

Uchodźcami byli także Polacy w czasie II wojny światowej. Ale polskich wydarzeń w związku z Tygodniem Uchodźcy jest nie wiele. Jedynie w Bedford odbył się wykład Huberta Zawadzkiego, urodzonego w obozie dla polskich żołnierzy i ich rodzin w Szkocji, który podzielił się wspomnieniami swojej matki, która przeszła drogę przez Syberię, Bliski Wschód aż do Wielkiej Brytanii.

Dla londyńczyków British Museum przy współpracy z wieloma międzynarodowymi organizacjami przygotowało multidyscyplinarny program poświęcony tematyce uchodźczej „Moving stories”. Amnesty International przygotowało instalację z ręcznie malowaną mapą świata, a UNHCR, komórka ONZ do spraw uchodźców, zaprezentuje namiot pomalowany przez syryjskie dzieci. Będzie można też usłyszeć występy muzyków pochodzących z obszarów objętych konfliktem zbrojnym, obejrzeć filmy dokumentalne o uchodźcach, przygotować artykuły szkolne dla dzieci w Nigerii czy doświadczyć na własnej skórze wizyty tzw. Arrivals Bureau. Warto się wybrać, chociażby po to, aby nabrać dystansu do ostatnich wydarzeń politycznych. Dzisiaj, w piątek 24 czerwca, od godziny 18.00.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (2)

  1. Dali mi popalic Anglicy przez kilka lat.Rzucanie kamieniami w okna i dom .Wyzywanie , rzucanie kulkami sniegowymi w twarz Widoczna niechec do nas Polakow Nie lubie Anglikow wiekszosc z nich to leniwi ludzie , beneficiarze.Jak tylko bede mogl sprzedac dom to wroce z zona do Polski.Nerwy nieprzespane noce bo moze rzuca kamieniami albo co innego Wstret mnie bierze do Anglii

  2. Nie możemy patrzeć na bliźnich przez pryzmat jednostkowych zachowań. Tak się kształtują krzywdzące stereotypy.