01 czerwca 2020, 13:00
Kto ratuje Unię Europejską?
Gdy ponury cień coronavirusa zawisł nad Europą, nikt nie był gotowy. Ani Komisja Europejska, ani parlament, ani indywidualne rządy. Przyjmowano przyjezdnych z Chin i innych państw azjatyckich bez żadnych kontroli a europejski establishment zajmował się innymi sprawami, choćby ostatecznym głosowaniem w Londynie nad Brexitem czy groźbą rozbicia nowej koalicji we Włoszech. Europejski moloch przetrwał w ostatnich latach całą serię niby nierozwiązalnych problemów. Przeminął kryzys finansowy, opadły fale uchodźców, konflikt z Polską był zawieszony a Wielka Brytania wybrała ostatecznie pełną suwerenność i wypuściła się sama na szerokie wody.

Przez cały luty rządy europejskie traciły czas ignorując nowe wskazówki ze strony Światowej Organizacji Zdrowia ale Komisja Europejska prowizorycznie założyła ambitny plan zakupienia masek, kitlów i rękawiczek dla unijnych służb zdrowia kosztujący 1,5 mld euro. Tylko Wielka Brytania nie skorzystała z udziału w tym zakupie. Już w pierwszym tygodniu marca Włochy, zaszokowane nagłym rozpowszechnieniem śmiertelnej zarazy, wprowadziły kwarantannę lokalną w miastach Lombardii. W następnych tygodniach poszczególne rządy przejęły inicjatywę ratując własnych mieszkańców własnymi zarządzeniami nie zawsze zgodnymi z decyzjami swoich sąsiadów. Każdy kraj zaczął również wprowadzać swój budżet antykryzysowy inwestując bajońskie sumy, aby ustabilizować własną gospodarkę, gwarantować zawieszone etaty i zamrażać długi i niespłacone pożyczki komercyjne i indywidualne. 

W czasie tych panicznych zarządzeń państw unijnych, kierownictwo Unii Europejskiej mogło z początku tylko obserwować bezradnie narzucony zastój gospodarczy obejmujący każdy z kolei kraj. A każdy kraj, za wyjątkiem Szwecji, wstrzymując działalność gospodarczą, stanął przed groźbą rychłego bankructwa wielu swoich przedsiębiorstw, a na długą metę oczekiwał cofnięcia się na stałe całych sektorów starej ekonomii jak np. przemysłu samochodowego czy turystyki. Choć każdy kraj przechodził swoje piekło to właściwie niemal wszędzie to piekło było identyczne. Każdy kraj oblicza swoje indywidualne straty ale według ekspertów gospodarczych gospodarce europejskiej jako całość grozi skurczenie w tym roku o 7,5%. 

Ale dla Unii pandemia przestawała już być tylko kryzysem gospodarczym; przekształca się w kryzys polityczny i konstytucyjny. A więc groził kryzys egzystencjonalny. Przy rozpaczliwej walce sam na sam każdego kraju członkowskiego o przetrwanie kryzysu, komentatorzy w każdym kraju pytali po co w ogóle jest nam potrzebna Unia Europejska? To retoryczne pytanie słychać było w każdym eurosceptycznym komentarzu medialnym w każdym kraju a rządowe środki komunikacyjne tak były zajęte walką z wirusem na swoim podwórku, że nie reagowały na takie zarzuty, tylko je pogłębiając. 

Sytuację pogarsza to że wiele krajów wprowadzało środki walki z wirusem i z kryzysem gospodarczym, które nie były zgodne z unijnymi wymogami. 

Unia zagrożona była na trzech poziomach. 

Po pierwsze, kluczową zasadą unijnego jednolitego rynku są ograniczenia w wsparciu finansowym ze strony rządu dla własnego rynku. Tymczasem każdy rząd wprowadził masowy przekaz funduszy, jak np. polską tarczę antykryzysową, aby ratować swój rynek przed zarówno natychmiastowym, jak i przyszłym, masowym bezrobociem. Oblicza się że rządy unijne wydały w sumie około €2trl aby ratować swoje przedsiębiorstwa przed upadkiem, a połowę tej sumy wydano w tradycyjnie pro-unijnych Niemczech.

Innym ciosem, tym razem dla strefy euro, był nieograniczony wzrost zadłużenia w tej walucie u poszczególnych państw członkowskich Tu najgorszym, ale nie jedynym, przestępcą były Włochy, których dług publiczny przekraczał 135% własnego PKB.

Jeszcze innym zagrożeniem, tym razem dla nadrzędności prawa unijnego, była decyzja niemieckiego sądu konstytucyjnego w Karlsruhe kwestionująca kompetencję Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w upoważnianiu emitowania waluty euro przez Europejski Bank Centralny do pokrycia długów poszczególnych państw unijnych. Ten precedens niemiecki komplikował dla Unii niezałatwiony jeszcze spór z rządem polskim o legitymizację podległych sądów polskich. 

Gwarancja za spłatę powyższych długów leżała ostatecznie w zasobach Europejskiego Banku Centralnego i to było wspólnym mianownikiem dla każdego kraju ze strefy euro. Ale wiadomo było że wierzytelność Banku oparta była na długotrwałym zaufaniu do przyszłego rozwoju głównie państw północnych, które w ten sposób biorą na siebie odpowiedzialność zarówno za długi własne i zadłużenia państw śródziemnomorskich. Problem istniał już wcześniej ale dopiero teraz nabrał tak dramatycznego rozmiaru. Opinia publiczna w Niemczech, Holandii, Danii czy Szwecji obracała się już co raz bardziej przeciw utrzymaniu długów południa. Od szeregu lat Europejski Bank Centralny był pośmiewiskiem codziennym w prasie niemieckiej, nawet tej liberalnej, a politykę i gospodarkę włoską czy grecką oceniano jako będącej w stanie zupełnej anarchii. Wyraźnie Europa dryfowała w kierunku politycznego rozkładu, osłabiona szczególnie secesją brytyjską która tworzyła jakby kierunkowskaz dla najbardziej zagorzałych anty-unijnych ruchów nacjonalistycznych jak włoska Liga czy niemiecka AfD. Potrzebna była inicjatywa europejska aby opanować ten bezwład i wprowadzić dyscyplinę w emitowaniu dalszych koniecznych funduszów w walucie euro. 

Zaproponowano wówczas na szczycie Rady Europejskiej 26 marca aby uruchomić tzw. europejskie coronabondy które pokrywałyby długi publiczne 19 państw w strefie euro spowodowane przez środki walki z gospodarczym efektem wirusa. Dziewięć państw wsparło ten projekt, w tym Włochy, Francja i Hiszpania. Propozycja zapewniała by dalsze pożyczki ale przy niższym wspólnym procencie. Jednak Niemcy i ich północni sąsiedzi odrzucili ten projekt dość brutalnie, świadomi że ich podatnicy nie będą chcieli w tak oczywisty sposób wspierać długi bardziej rozrzutnych sąsiadów. Holenderski minister finansów Wopke Hoekstra dość wyraźnie orzekł że państwa południowe same są winne że są tak zadłużone i sprzeciwił się powstawaniu nowych ponadnarodowych funduszy unijnych do spłacenia długów narodowych. Premier portugalski Antonio Costa, ocenił te uwagi jako „wstrętne”, co było wyjątkowo niedyplomatycznym określeniem w salonach unijnych. W tej atmosferze groził Unii prawdziwy polityczny rozłam. 

Świadomi potrzeby wspólnej walki z nadchodzącą europejską recesją, kanclerz Angela Merkel i prezydent Emmanuel Macron zgłosili 18 maja dramatyczną wręcz propozycję założenia tymczasowego funduszu sięgającego €500mld, zaciągniętego wspólnie ze światowych rynków finansowych, aby dotować rekonstrukcję najsłabszej części gospodarki europejskiej wymagającej największych inwestycji. Częścią pakietu miała również być „wspólna strategia zdrowotna” oparta o wspólny bank leków i współpracę w odkryciu szczepionki. Ofiarowano też reformy w cyfryzacji i polityce klimatycznej. Projekt ten powstał w przekonaniu, że była to ostatnia deska ratunku aby zachować działalność jednolitego rynku i ratować Unię. Oparty był na przeświadczeniu, że państwa europejskie powinny wspólnie przetrwać nadchodzącą recesję wobec zapowiedzianych konfliktów handlowych i konkurencji w kurczącym się rynku światowym. Indywidualne państwa nie wytrzymałyby same wobec dalszego protekcjonizmu amerykańskiego i drapieżnej konkurencji Chin. Aby to przeprowadzić trzeba mieć wizję która sięga dalej niż widnokrąg narodowy i przetrwa doczesne ambicje polityczne i gospodarcze w poszczególnych krajach. Lecz czy elektoraty państw zamożniejszych będą gotowe na takie poświęcenie dla państw, do których nie mieli już ani zaufania, ani nawet szacunku?  

Ten solidarnościowy projekt może zadowolić państwa południowe ale Parlament Europejski już pierwszy go skrytykował proponując aby fundusz ten pomnożyć czterokrotnie do €2trl. Poza tym Parlament proponował aby kosztami tego funduszu obarczyć gigantów informatyki i innych firm które unikają płacenia podatków czy zanieczyszczają środowisko. Tymczasem kanclerz austriacki Sebastian Kurz ogłosił gotowość wsparcia takiego funduszu, ale ofiarującego tylko pożyczki, ale nie dotacje. Pytanie jak i przez kogo będą spłacone obligacje. 

Problem z operowaniem takiego funduszu leży nie tylko w przekonywaniu opinii publicznej sceptycznych już elektoratów, ale i w potrzebie adekwatnej ponadnarodowej niezależnej kontroli administracyjnej. 

Czy ten śmiały projekt uzyska zatwierdzenie wszystkich 27 państw? Przeszkód jest mnóstwo. Wrogowie zewnętrzni i sceptycy wewnętrzni liczą na to że Unia Europejska nie zdobędzie się na tak odważny krok. Obawiam się że projekt nie będzie przyjęty od razu w całości na następnym szczycie, ale po refleksji zręby tego śmiałego planu przetrwają i szansa uratowania Unii pozostanie. 

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_