01 czerwca 2020, 07:00
Izabela Szłuińska: Antokol i COVID 19

Jak to w życiu bywa, pomoc i serdeczność przychodziły i przychodzą nadal, od osób, od których najmniej byśmy się tego spodziewali. Dziękujemy wszystkim za okazane nam serce. Takie serdeczne gesty są po prostu bezcenne… – mówi Izabela Szłuińska, kierownik domu opieki Antokol.

Pierwsze potwierdzone przypadki koronawirusa w Wielkiej Brytanii pojawiły się w końcu lutego. Początkowo obowiązywała polityka opóźniania epidemii zamiast jej powstrzymywania. Pojawiły się zarazem wytyczne dotyczące dystansowania społecznego, przede wszystkim w celu ochrony osób starszych oraz osób o podwyższonym ryzyku. Jak wyglądało to w Antokolu?

– Zjednoczone Królestwo ma aż 40 tysięcy Domów Opieki, w których mieszka ponad pół miliona ludzi. 25 lutego został uaktualniony tzw. “Guidance for Care Homes”, w którym czytamy:

“This guidance is intended for the current position in the UK where there is currently no transmission of Covid-19 in the community. It is therefore very unlikely that anyone receiving care in a care home or the community will become infected. This is the latest information and will be updated shortly.” 

Ten sam document mówi dalej: “Facemasks are only recommended to be worn by infected individuals when advised by a healthcare worker, to reduce the risk of transmitting the infection to other people. It remains very unlikely that people receiving care in a care home or the community will become infected.”

Co w wolnym tłumaczeniu oznacza ni mniej, ni więcej jak to, że “nie ma potrzeby wprowadzać jakichkolwiek zmian w domach opieki, nie jest też konieczne zakładanie przez wszystkich maseczek na nos i usta, bo jest mało prawdopodobne, by rezydenci domów opieki zostali przez wirusa Covid 19 zainfekowani ”. 

13 marca okazało się, że jest już 798 przypadków zachorowań na Covid 19. Pierwsze z nich stwierdzono już pod koniec lutego, w mieście York.

Oficjalne komunikaty NHS i biura statystycznego ONS opierały się wówczas wyłącznie na zarejestrowanych aktach zgonu, które trafiały do bazy danych dopiero po ok. 17 dniach. Był to zbyt długi tryb, aby oddać skalę epidemii. Tym bardziej, że pojawiło się wiele alarmujących doniesień właśnie z domów opieki. W lutym bieżącego roku w Antokolu mieszkało 35 rezydentów. Dziś 23. Nie chcę zmierzać w stronę statystyk, rozmawiajmy o ludziach i ich domu… 

– Dziękuję za takie stawianie sprawy. Zacznę od tego, że Antokol, to pełen życia, regularnie odwiedzających go gości, dom dla naszych seniorów. Dom tak piękny, że ujął Pierwszą Damę, panią Agatą Kornhauser Dudę, która zaszczyciła go swoją wizytą, pod koniec ubiegłego roku.

Czytając i słuchając informacji, nie tylko w UK, ale również obserwując to, co dzieje się w Polsce i na świecie, Antokol zdecydował 13 marca, zamknąć drzwi dla rodzin i wszystkich, którzy regularnie do niego przychodzili. Nie było i nie jest to tak proste, jak się wydaje. 

Nagle zabrakło mszy świętej i codziennego Różańca. Nie było środowych ćwiczeń gimnastycznych, ani rehabilitacji, którą mieliśmy dwa razy w tygodniu. Rezydenci musieli przestać gotować i piec w środy, układać bukiety w czwartki. Celebrowanie uroczystych herbatek w piątki, też się skończyło. Każdy z naszych rezydentów nagle przebywał prawie 24 godziny w swoim pokoju. Nie było wspólnych posiłków. 

Potem doszło zalecenie, żeby opiekun spędzał z rezydentem tylko tyle czasu, ile to konieczne i by zachowywał 2m dystansu. Ale jak to wprowadzić w życie!? Jak wytłumaczyć naszym bliskim sercu seniorom, że nie można już ich obejmować, przytulać i być blisko, gdy jest im smutno. Przecież wielu z nich nie rozumiało, ani co to wirus, ani co się właściwie dzieje.

 

Zabezpieczenie rezydentów przed wirusem oznaczało także wprowadzenie procedur ostrożności i prewencji dotyczących personelu.

– Tak. Pracownicy nie jeździli już do pracy miejskimi autobusami, ani pociągami. Każdy był przywożony samochodem, by zredukować możliwość zarażenia. Zarząd Antokolu zdecydował, że każdy pracownik otrzyma w miejscu pracy darmowe posiłki.

Zakupiliśmy mnóstwo maseczek, fartuchów, żelu do rąk i rękawiczek. Tego więc nigdy nie brakowało, ale tylko dlatego, że Antokol sam sobie kupił to co potrzebne, by chronić zarówno rezydentów jak i pracowników.

Pod koniec lutego przyjęliśmy do naszego domu ze szpitala nowego rezydenta. Od początku osoba ta miała duże problemy z oddychaniem. Pamiętam jak dziś dr Rakowicza, stojącego przy łóżku chorego, i zadającego sobie pytania: Co to jest? Nic na tą osobę nie działa!? Jakie badania jeszcze można zrobić? Gdy w końcu nasi opiekunowie nie mogli już dłużej patrzeć jak rezydent się męczy z trudem łapiąc każdy następny oddech, zdecydowano zawołać ambulans. Rezydent pojechał do szpitala i w niedługim czasie zmarł. Nikt nawet nie przypuszczał, że może to mogło być TO! I pewności nie ma do dziś, bo przecież nie było nawet wtedy mowy o testach.

Trzeba pamiętać, że rezydentami domów opieki są osobach, które już w punkcie wyjścia są schorowane, mają osłabione i mało odporne organizmy. Część pensjonariuszy to osoby leżące, wymagające wsparcia w podstawowej obsłudze i pielęgnacji. Dochodzi do tego mniejsza sprawność intelektualna. Izolacja jest w tych warunkach bardzo trudna.

– Do Antokolu przyszedł bardzo trudny, najtrudniejszy czas. Aby zachować jakąś normalność, zakupiliśmy tablet, by rodziny mogły widzieć swoich bliskich i rozmawiać z nimi przez video call.

A potem było już coraz smutniej. Tylko dzięki naszemu GP – doktorowi Stefanowi Rakowiczowi, pojawiała się jakaś nadzieja. Można było do niego zadzwonić o poradę i to o każdej porze. Każdy z naszych podupadających na zdrowiu rezydentów otrzymał dwa antybiotyki. Oczywiście nie na Covid 19, bo wtedy nie było szansy na testy, ale na infekcje płuc i komplikacje. Zawsze widzieliśmy potem ten sam tok zdarzeń: antybiotyk działał, rezydent zaczynał czuć się lepiej, i … po 8-10 dniach wirus atakował. Jedna śmierć, druga, kolejna. 

Dylematy rodzin naszych rezydentów – czy przyjechać? Czy zdążą? Czy to rozsądne? Czy bezpieczne? Kierownictwo Antokolu musiało podejmować decyzje na postawie humanitarnych przesłanek i poniższych zaleceń:

Professor Andrew Elder, president of the Royal College of Physicians of Edinburgh and Geriatrician said: “Decisions regarding the presence of family at the bedside of their dying relative are not simply matters of infection control. And we should not permit them to be such.

If applied, the principles mean that all people who are nearing death due to the coronavirus or other conditions are entitled to receive visitors. However, only one family member should visit at any time and as far as possible be the same person representing the family during the patient’s final time. (www.carehome.co.uk/advice/coronavirus-end-of-life-care-home-residents-during-pandemic)

Raz czy drugi się udało. Nasi rezydenci zmarli w obecności syna czy córki, ubranych w maseczki, fartuchy, rękawiczki. Większość jednak odeszła w obecności naszych sióstr zakonnych, opiekunek i pielęgniarek. Zapalona gromnica i cicha modlitwa, czasem pieśń Maryjna, płynąca z płyty. Umierali spokojnie i to uważam za nasze największe szczęście. Nikt nie odszedł do wiecznego życia samotny w szpitalu, wszyscy zmarli w Antokolu, w otoczeniu tych, którzy ich kochali i do ostatniej chwili się nimi opiekowali. A wśród nas, patrzących na to pracowników, był stały lęk o naszych słabych podopiecznych. Czy dadzą radę pokonać wirusa? Kto następny poczuje się gorzej? Mierzenie temperatury pracownikom i rezydentom stało się normą.

Jak powiedzieć zdrowym jeszcze seniorom, że ich znajoma, z którą niedawno siedzieli przy stole, zmarła? I ta obok też, i ten pan z sąsiedniego pokoju również. W końcu postawiliśmy zdjęcia zmarłych w kaplicy i modliliśmy się, po kolei wchodząc tam w ciszy.

Praca w domach pomocy społecznej jest bardzo odpowiedzialnym zajęciem. Rozumiem, że personel Antokolu w ostatnich tygodniach wykazał się szczególną odpowiedzialnością i troską o losy swoich podopiecznych.

– Wszystkim powiedziałam, że to czas próby, że muszą sobie zadać ważne pytania o swoją pracę, powołanie, o to, czy są gotowi narażać się 12 godzin dziennie? Jak zabezpieczą swoje rodziny, wracając codziennie do domu? Ale byli oddani do końca. Mimo tego, że wielu z nich samych było dotkniętych wirusem, po 7 dniach wracali i znów oddawali swoje serce. Paru z moich pracowników bardzo ciężko przeszło Covid 19, ciągle bez testowania, ale z 40 stopniową gorączką, dusznościami i niekończącym się kaszlem, czasem trwającym 3 tygodnie.

Informowaliśmy wszystkich o naszej sytuacji, tak jak było zalecane; CQC i Public Heath England. Po śmierci kolejnej, już piątej osoby i dziesięciu pracownikach będących w izolacji, zgłosiłam, że test są nam niezbędne, by mieć jasność w sytuacji. Otrzymałam odpowiedź: „testów nie będzie, na razie. Zresztą nic by nie zmieniły, niezależnie od tego czy wynik byłby pozytywny czy negatywny. I tak nic by nie zrobiono. Proszę nadal zakładać rękawiczki, fartuchy i maseczki i trzymać dystans 2 metrów, jak najkrócej przebywać z rezydentami”. Po czym zawsze mówiono nam, że jesteśmy „excellent, on top of every procedure”.

A my zastanawialiśmy się, jak można trzymać przepisowy dystans 2 metrów, gdy trzeba kogoś nakarmić czy umyć?

Przyszły Święta Wielkanocne….

W ostatniej chwili poprosiłam ks. Mariana Nycza (który sam już przeszedł chorobę), by przyszedł do nas i symbolicznie poświęcił nasze pokarmy. Garstka naszych pracowników i rezydentów w maseczkach, fartuchach i okularach, stała dookoła prostego stołu z pokarmami. Namiastka świąt. Od tamtej pory ks. Marian odprawia wszystkie pogrzeby naszych rezydentów. Oczywiście są to tylko krótkie nabożeństwa w krematoriach, ale z modlitwą i śpiewem. Najczęściej w obecności tylko siostry zakonnej, księdza i mnie.

W tym krótkim czasie pożegnaliśmy 13 osób.

Wygląda na to, że minęliśmy szczyt epidemii; są powody, by mieć taką nadzieję w dłuższej perspektywie czasowej. Czy w Antokolu da się to odczuć?

– Życie powoli wraca do nowej, innej normalności. Trzy tygodnie temu przetestowaliśmy naszych rezydentów i pracowników. Wynik: 5 rezydentów i 4 pracowników pozytywnych. Na szczęście tym razem wszyscy pokonali wirusa. Wracają do zdrowia, a pracownicy kończą 10-dniową izolację. Interesujące jest to, że wynik pozytywny mieli ci pracownicy, którzy nie mieli żadnych objawów i rezydenci, którzy nie mieli tych oczywistych i wszędzie wymienianych symptomów.

Nasi seniorzy wrócili do jadalni. Siedzą dwa metry od siebie, noszą maseczki jak i my. Zaczęli chodzić lub jeżdżą wózeczkami do lasu i na spacery, bardzo dużo czasu spędzają w naszym przepięknym ogrodzie, który zakwitł jak nigdy, jakby wszystkiemu na przekór. Nasze ścieżki ogrodowe okazały się naprawdę wielkim przywilejem. 

Rezydenci zaczęli przychodzić do saloniku na zajęcia i choć muszą siedzieć w 2 metrowej odległości, to cieszą się, że mogą być razem i nie muszą być w swoim pokoju. Ostatnio umożliwiliśmy rodzinom trochę inne odwiedziny. Mogą przyjechać do Antokolu i nie wchodząc do domu, iść wprost do ogrodu. Tam w maseczce, w odległości 2 metrów, mogą spotkać swoją mamę, ojca, babcię.

Najtrudniejsze chwile już za wami. A optymizmem napawają dowody sympatii płynące z różnych miejsc, często niespodziewanych… 

– W tym czasie tak bardzo liczą się małe gesty prawdziwej troski i szczerej chęci pomocy. Często od anonimowych osób pracownicy dostawali kwiaty z pięknymi słowami, pocztą przyszło wiaderko miodu, ktoś inny ofiarował kosz owoców, przekazał dotację, by kupić witaminy pracownikom, a ktoś jeszcze, w dobroci serca, przyniósł pudełko maseczek czy rękawiczek. Poza tym wiele, wiele ciepłych słów wdzięczności przychodzi emailami od rodzin naszych rezydentów. Chislehurst Society ofiarowało nam słodkości i pomoc w zakupach lub dowiezieniu leków z apteki. Ciekawe, że tak jak to w życiu bywa, pomoc i serdeczność przychodziły i przychodzą nadal, od osób, od których najmniej byśmy się tego spodziewali. Dziękujemy wszystkim za okazane nam serce. Takie serdeczne gesty są po prostu bezcenne…

Rozmawiał Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_