23 czerwca 2019, 09:56
Kira Banasińska: My home India
Myślę, że nie wielu czytelników „Tygodnia” wie coś o niej, a była to osoba zadziwiająca.  Gdy po raz ostatni odnawiała paszport, urzędnik w biurze paszportowym zwrócił jej uwagę, że w starym dokumencie jest omyłka. „Data urodzenia 1899? To przecież niemożliwe.” Musiała go długo przekonywać, że – jak pisze w swojej autobiografii, wydanej w Indiach w 1997 r. – „jest naprawdę of 19th century vintage”. Atrakcyjna uroda, sprawność umysłu, a przede wszystkim wielka żywotność, entuzjazm i energia, towarzyszyły jej przez całe życie.


Długa droga jej życia przez Syberię, Mandżurię, Japonię, Polskę, doprowadziła ją do Indii, które wybrała na ostatni port ziemski. Ale – bez względu na różne obywatelstwa, adresy i międzynarodowe grono przyjaciół – nigdy nie przestała czuć się Polką.

Swoją autobiografię zaczęła pisać w latach 70. zięć, brygadier Sam Waller, zasugerował oddanie jej w ręce tzw. ghost writer, gdyż język angielski, jako drugi język autorki, według niego potrzebował usprawnienia. Lecz tekst angielskiego pisarza nie oddawał jej stylu ani ducha i praca została przerwana. 20 lat później, jako już bardzo zaawansowana wiekiem dama, powróciła do tego projektu i z pomocą hinduskiej współautorki Geety Verghese, ukończyła autobiografię, wydaną w małym nakładzie przez hinduskiego biznesmena Madhu Kotak, viceprezesa firmy Kotak & Co.PVT. Ltd w Bombaju.

Urodziła się jako Kira Ćwirko-Godycka w Śretyńsku na Syberii. Jej ojciec był wyższym urzędnikiem rosyjskich kolei państwowych. Wczesne lata jej życia to szkoła w Mary (Turkmenistan) i Jekaterynburgu (Ural), nauka polskiego, historii i muzyki z ojcem, sporty i – od najwcześniejszych lat – drobne romanse, przeważnie z partnerami dużo od niej starszymi. Jak pisze w autobiografii – w mężczyznach imponowała jej nie uroda, lecz intelekt i zainteresowania, a tego nie znajdowała wśród rówieśników. Jedynym cieniem w tej beztroskiej młodości była separacja rodziców.
Rewolucja Październikowa spowodowała exodus wielu Rosjan, a także przedstawicieli innych narodowości. 20-letnia Kira, z matką, dzięki pomocy przyjaciela załadowały swój dobytek do wagonu towarowego, doczepionego do jednego z 75. pociągów wiozących uciekinierów, koleją transsyberyjską na Wschód. Transporty zatrzymano w Werchneudinsku spodziewając się, że „czerwoni” nie dotrą tak daleko.

Zatrzymał się tam również pociąg wiozący szpital amerykańskiego Czerwonego Krzyża, a Amerykanie jako jedyni w zdewastowanym i wygłodzonym mieście, mieli zapasy żywność. Lekkomyślne dotąd dziewczę okazało niespodziewaną przedsiębiorczość. Od napotkanego jeńca węgierskiego wzięła kilkanaście lekcji angielskiego (crash course – głównie dotyczący medycyny) i zgłosiła się do szpitala jako tłumaczka. Amerykanie, nieznający języka rosyjskiego, przyjęli ją z otwartymi rękami, zapewniając jej i matce wyżywienie oraz inne dostępne im dobra.

Tuż przed Bożym Narodzeniem 1919 r. trójka tłumaczy zjawiła się o świcie w przychodni otoczonej już tłumem tubylców, gdyż miało się odbyć rozdawanie transportu odzieży otrzymanej z Ameryki. Amerykanie jednak nie stawili się – okazało się, że poprzedniej nocy otrzymali poufną wiadomość o zbliżających się poważnych siłach bolszewików i po cichu ewakuowali cały szpital i ekwipunek. Kira popędziła do domu. Spakowały się z mamą błyskawicznie i udało im się dostać do wagonika towarowego, doczepionego do transportu byłych jeńców niemieckich, głównie Czechów, którzy jechali do Władywostoku.
Po wielu przygodach dotarły do Harbina w Mandżurii, który był jedną z prowincji Chin. Tam przygarnęła je duża kolonia polska. W mieście pełnym uciekinierów z carskiej Rosji, życie było trudne, ale bywało też wesołe – bawiono się w myśl zasady: „dziś żyjemy a jutro może nas nie być”. Sprzedawszy większość swoich rzeczy, matka Kiry zaczęła produkować i sprzedawać kosmetyki, co okazało się doskonałym interesem. Kira bawiła się i – jak zwykle – zawierała nowe, nie zawsze w oczach rodziców właściwe znajomości. By uchronić ją od niepożądanego małżeństwa z dwa razy od niej starszym kandydatem, matka i wujek zwrócili się o pomoc do pracującego w Hrabinie Eugeniusza Banasińskiego. Zaopiekował się Kirą tak dobrze, że po kilkunastu miesiącach pobrali się, tym razem przy całkowitej aprobacie rodziny.

Małżeństwo to – pomimo 13-letniej różnicy wieku – okazało się szczęśliwe, choć nie bez paru burzliwych przejść. Urodziwszy córeczkę Lygit, Kira oddała ją pod opiekę mamy i niani, a sama z zapałem włączyła się we wszystkie towarzyskie i społeczne działania męża. Jej uroda i witalność pomagały w nawiązywaniu potrzebnych kontaktów. Przydawały się szczególnie wtedy, gdy Banasiński przeniósł się do służby dyplomatycznej – najpierw w Tokio, potem w Moskwie, by wreszcie w 1933 r. dotrzeć do Bombaju, gdzie stanął na czele pierwszego w Indiach konsulatu polskiego.

Gdy wybuchła II wojna światowa, Banasińscy zorganizowali hinduski Komitet Pomocy Uchodźcom Polskim (Kira była przewodniczącą Ladies Auxiliary Committee), a gdy Niemcy zaatakowały ZSRR i nastała w Rosji t.zw. „amnestia” dla Polaków, postanowili wysłać tam transport żywności i leków, który w powrotnej drodze miał przywieźć do Indii sieroty polskie. Była to impreza ogromnie trudna do przeprowadzenia – długa podróż przez kilka krajów, rozliczne granice, rozmaite przepisy i ograniczenia i przeróżne utrudnienia. Ale transport doszedł do skutku – 11 listopada 1941 r. pod kierownictwem wicekonsula Tadeusza Lisieckiego, doktora Stanisława Konarskiego i mechanika Jana Dajka, 6 wielkich ciężarówek obciążonych darami wyruszyło z Indii. We wszystkich pracach organizacyjnych ogromna rolę pełniła Kira Banasińska: wydelegowana do stolicy prowadziła pertraktacje z rządem Indii, (były to jeszcze Indie Brytyjskie); a jej czar osobisty, zapał i ogromny entuzjazm udzielał się rzeszy majętnych i ważnych biznesmenów angielskich i hinduskich, zjednywał poparcie finansowe i rzeczowe. A gdy wreszcie pierwszy transport polskich sierot znalazł się na terenie Indii, ta odważna kobieta wyjechała niebezpieczną drogą do miasta Queta, żeby go spotkać.

W Bombaju prace konsulatu szły dalej. Zajmowano się budowlą osiedli dla innych uchodźców. Kira znajdowała czas na wszystko – pełniła funkcję delegata, a potem zastępcy delegata MPiOS, delegata PCK, uruchomiła też polski szpital w Bombaju, w którym wielu hinduskich specjalistów ofiarowywało swe usługi za darmo.

W 1944 r., z powodu tarć personalnych, Banasiński rezygnuje z funkcji konsula generalnego w Bombaju i prosi o przeniesienie na inną placówkę. Gdy jednak Banasińscy docierają do Anglii, okazuje się, że wojna się skończyła, a emigracyjny Rząd Polski stracił uznanie. Eugeniusz przez pewien czas pracuje przy likwidacji placówek MSZ. Potem zaczęli życie od nowa.

Kobiecie przyzwyczajonej grać główne role w międzynarodowym towarzystwie, nie jest łatwo przestawić się do roli „zwyklej” osoby. Mąż bez powodzenia próbuje zakładać firmy handlowe. Mimo fiaska w interesach, Banasińscy wracają do Indii. Tam zakładają wytwórnię zabawek jako pomocy naukowych i przy poparciu Międzynarodowego Komitetu Szkół Montesori znajdują na nie zbyt. Po śmierci męża w 1964 r. Kira, gnębiona problemami ze związkami zawodowymi, przenosi firmę do Hyderabadu. Pracuje tam prawie do śmierci.

W 1960 r. Banasińscy przyjęli hinduskie obywatelstwo – nie chcieli bowiem paszportu PRL, a z dokumentem uchodźczym trudno było się poruszać w świecie handlowców. Pierwszy polski paszport Kira otrzymała po zakończeniu I. wojny światowej od polskiego konsula w Hrabinie. Teraz musiała się go z bólem serca wyrzec. W Polsce jednak spędziła tylko kilka lat, już jako dorosła kobieta. Całe życie przeżyła w środowisku kosmopolitycznym, ale nigdy nie przestała czuć się Polką! Po polsku mówiła płynnie, znała polską historię, literaturę i muzykę. Jakaż z tego nauka dla tych rodziców, którzy przyjechawszy do Anglii czy Ameryki kilka lat temu, rezygnują z uczenia dzieci ojczystego języka, „bo to zbyt trudne”!

W 1989 r. Kira Banasińska przyjechała do Jamnagaru na uroczystość poświęcenia tablicy ufundowanej przez „jej dzieci”, dla których pomagała stworzyć tam ośrodek. Niestety, ze względu na stan zdrowia, nie mogła już wziąć udziału w poświęceniu pomnika, w Kolhapur w 1998 r., ani w londyńskiej promocji książki „Polacy w Indiach 1942-48″, w której jest o niej sporo wiadomości.

W 1990 r. Kira otrzymała order Polonia Restituta. Zmarła 25 maja 2002 r. w Hyderabadzie, gdzie spopielono jej zwłoki. Prochy zostały złożone w grobie jej męża na cmentarzu w Bombaju. Niestety, nie udało nam się pojechać do Bombaju na uroczystość złożenia prochów. Wspominaliśmy ją tego dnia na naszym zjeździe w Gdańsku, a 5 października – na spotkaniu w Londynie; na specjalnej mini-wystawie i herbatce z udziałem jej wnuka i prawnuka.
W naszej pamięci pozostanie na zawsze, jako jedna z najbardziej wyjątkowych kobiet spotkanych w naszej wędrówce.

Danuta Pniewska

My home India

Dzięki staraniom Konsulatu Generalnego RP w Mumbaju (dawniej Bombaj) i wsparciu FD (indyjskiej agendy zajmującej się produkcją filmową), premiera tego filmu odbyła się w tegorocznym Dniu Kobiet w Sali kinowej Muzeum Narodowego Indyjskiego Kina. Obecnie jest on wyświetlany w Londynie w ramach Indian Film Festiwal, a 27 czerwca ma trafić do POSK-u.

Początkowo ten film, na tle barwnych zdjęć z egzotycznych Indii miał przedstawiać życie kilkuset tysięcy polskich uchodźców z ZSRR, przeważnie kobiet i dzieci, którzy po wyrwaniu się z Rosji sowieckiej, znaleźli schronienie w tym słonecznym i przyjaznym kraju. Ale w czasie długich szperań w źródłach i nagrywania wywiadów, reżyserka Anjali Bhusnan i scenarzystka Małgorzata Czausow zafascynowały się osobą głównej bohaterki filmu, Kiry Banasińskiej i jej jest poświęcona duża część filmu. Autorkom udało się zgromadzić pokaźny materiał archiwalny, w tym nigdzie niepublikowane zdjęcia, nagrania i wywiady z panią Kirą Banasińską. Do najcenniejszych znalezisk należą czarno-białe nagrania z Indii z lat 40-tych XX w. dokumentujące pomoc dla Polaków organizowaną przez Konsulat Generalny RP w Bombaju. Trudno było wybrać z tak obszernego materiału jedynie 45 minut, które ostatecznie znalazły się w filmie.

Film został przyjęty bardzo ciepło i z dużym zainteresowaniem. Część widowni wzruszyła się do łez, a dla wielu indyjskich widzów, wśród których znalazły się osoby zarówno szeroko pojętej branży filmowej jak i kręgów biznesowych, politycznych i kulturalnych Mumbaju, dużą niespodzianką okazała się historia polskich uchodźców znajdujących gościnę na ziemi indyjskiej. Dla wielu inspiracją pozostaje postać pani Kiry Banasińskiej, głównej bohaterki filmu i małżonki pierwszego konsula RP pana Eugeniusza Banasińskiego, która jako przedstawicielka Polskiego Czerwonego Krzyża bez reszty oddała się pomocy polskim uchodźcom z ZSRR. Dodatkową atrakcją było spotkanie widzów tuż po seansie z prezeską Koła Polaków z Indii panią Wandą Kuraś, autorkami filmu Anjali Bhushan i Małgorzatą Czausow oraz wnukiem pierwszego konsula RP w Bombaju panem Jocelyn Waller. Pani Kuraś, która odwiedziła Indie po raz pierwszy od swego wyjazdu z obozu, opowiedziała o losach Polaków w czasie i po II wojnie światowej, a pan Waller streścił barwne życie swojej babci, którego intensywność wystarczyłaby na scenariusze co najmniej trzech filmów. Z widowni padło wiele pytań dotyczących filmu, Kiry, ale co bardzo ważne również przyczyn wojennej tułaczki Polaków zesłanych w pierwszej fazie II wojny światowej na tereny b. ZSRR. Były one okazją do odesłania zainteresowanych widzów do dokumentacji zebranej w książce „Poles in India 1942-1948”.

(Z listu konsulostwa J. i D. Irzyk w Mumbaju)

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_