Polska akwarystyka zdecydowanie góruje nad brytyjską. Mamy swoiste zacięcie, które każe nam drążyć, poprawiać, upiększać – wylicza Monika Darewska, współprowadząca grupę „Akwaryści UK/PL”, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.
Co takiego pasjonującego jest w akwarystyce?
– Chyba każdy, kto miał okazję chociaż raz obserwować podwodne życie, zna towarzyszące temu uczucie odprężenia i błogiego spokoju. Akwarystyka daje niegraniczone możliwości odnośnie aranżacji i doboru obsady, stwarzając okazję do zatopienia się w zupełnie innym świecie.
To hobby dla każdego?
– Zapał, cierpliwość oraz dobre chęci to podstawa, dlatego w pełni podpisuję się pod starą maksymą, że w akwarystyce pośpiech jest wskazany wyłącznie przy zbieraniu wody z podłogi. Godziny spędzone na wyszukiwaniu ewentualnej usterki, wypatrywaniu i przenoszeniu ikry, a także cotygodniowy serwis zbiornika wymagają samodyscypliny. Przy czym warto podkreślić, że dobrze zaprojektowane akwarium w istocie funkcjonuje samo, przy niewielkim wkładzie z zewnątrz.
W jakim wieku najlepiej zacząć przygodę z rybkami?
– Im wcześniej, tym lepiej, a ideałem jest stawianie pierwszych kroków pod okiem doświadczonego akwarysty. Trzeba mieć jednak świadomość, że to wciągające hobby. Rozpoczynamy od jednego akwarium, a potem następują kłótnie rodzinne o kolejne szkła, nawet z groźbą rozwodu w tle. Różnorodność i mnogość gatunków pobudza wyobraźnię, nie pozwalając poprzestać na jednym zbiorniku.
Odbija się to na portfelu.
– Na pewno, przy czym wszystko zależy od fantazji. Można zorganizować cały zestaw już za 100 funtów, ale są i takie z jednym zerem więcej.
W Wielkiej Brytanii mieszka sporo polskich akwarystów.
– Tworzymy ciekawą i barwną społeczność, jednak trudno mówić o konkretnych liczbach. Z moich obserwacji wynika, że najwięcej jest osób w przedziale 20 – 50 lat, które na co dzień wykonują różne profesje – od kierowców i budowlańców, przez pracowników umysłowych, po biznesmenów. Jeśli mieszkamy niedaleko od siebie spotykamy się, wymieniamy sprzętem, wyposażeniem, podwodnym życiem, ale to dość ograniczony zasięg, dlatego staramy się utrzymywać kontakt poprzez internetowe grupy akwarystyczne. W najbliższych miesiącach planuję zorganizować zlot skierowany do całego naszego środowiska w UK, gdzie będzie okazja bliżej się poznać.
Polska akwarystyka różni się od brytyjskiej?
– Zdecydowanie! Mamy swoiste zacięcie, które każe nam drążyć, poprawiać, upiększać. Do tego dochodzi wyższa świadomość rynku oraz rybich potrzeb, a większość zbiorników jest naprawdę zachwycająca. Polacy duży nacisk kładą na naturalny wygląd akwarium. Wielu z nas odtwarza namiastkę natury charakterystyczną dla danego gatunku, często prześcigamy się w aranżacjach, wiemy jak stosować odżywki, wspomagać nawożenie za pomocą dwutlenku węgla czy dobierać rośliny. Mamy też większą wiedzę na temat podłoży.
Z kolei akwarystyka brytyjska, oczywiście nie cała, bo trudno generalizować, opiera się na zakupie przypadkowego akwarium, zasypaniu go pierwszym lepszym żwirkiem (im bardziej kolorowy, tym mocniej właściciel pęka z dumy), włożeniu kilku sztucznych roślin i wpuszczeniu ryb. Nikt się nie zastanawia nad tym jak przygotować wodę, żeby za tydzień stworzenia nie padły, a jak coś pójdzie nie tak, to zawsze można kupić następne. Czasami niedźwiedzią przysługę wyrządzają sprzedawcy w sklepach, ale na szczęście powoli się to zmienia. Przykładem może tu być duża sieciówka sprzedająca zwierzęta, według której już 24 godziny po zalaniu zbiornika można wpuścić do niego stado rybek. A przecież nie tędy droga, trzeba bowiem pamiętać o cyklu azotowym, który wymaga czasu i musi być przeprowadzony odpowiednio, żeby wszystko prawidłowo funkcjonowało. Nie na kilka dni, ale na miesiące i lata.
Mówiąc to wszystko mam świadomość, że wśród Brytyjczyków jest wielu prawdziwych fachowców i pasjonatów, niestety rzadko widuję ich na grupach akwarystycznych. Zapewne bardziej skupiają się na roli hodowców niż nauczycieli, co ma swoje odzwierciedlenie również w anglojęzycznych artykułach, z których wiele zawiera merytoryczne błędy.
Lokalne zwyczaje wpływają na mieszkających na Wyspach Polaków?
– Jeśli już, to głównie pod kątem wykorzystywania pomysłowości Brytyjczyków przy wciskaniu zbiorników w tutejszą mikro przestrzeń. Wydaje mi się jednak, że to raczej my dajemy przykład, przenosząc nasze doświadczenie oraz wiedzę na tubylców. Swego czasu zszokowałam sprzedawcę podczas zakupu zwykłej pompki. Biedak nie potrafił zrozumieć dlaczego wybrałam najtańszą, zamiast drogiego zestawu do podmian wody, skoro jej przeznaczenie jest zupełnie inne i „to się nie nadaje”.
Jakie akwarium najbardziej pasuje dla początkujących?
– Im większe, tym lepsze. W obszerniejszym zbiorniku znacznie łatwiej zachować równowagę biologiczną, a pamiętajmy, że odzwierciedla on mały ekosystem, dlatego, żeby wszystko działało tak jak trzeba, lepiej mieć więcej, niż mniej. Jeśli już zdecydujemy się na to hobby, w pierwszej kolejności warto sprawdzić jaką wodę mamy w kranie, co łatwo znaleźć na stronie internetowej lokalnego dostawcy. Następnie zastanówmy się nad litrażem, na jaki możemy sobie pozwolić, a ukoronowaniem tego procesu będzie dobór rybek. Poszczególne gatunki muszą odpowiadać konkretnym wymaganiom i parametrom (temperatura, oświetlenie, filtracja, jakość wody itp.). Ideałem byłoby czerpać tę wiedzę ze specjalistycznych książek, ale jeśli ich nie mamy, to korzystajmy ze sprawdzonych, profesjonalnych stron internetowych.
I jeszcze jedna ważna uwaga – nie przerybiajmy zbiornika, gdyż grozi to załamaniem biologii, a efekt zazwyczaj jest taki, że zamiast kolorowych i szczęśliwych pupili mamy smutne truchełka.
W UK, podobnie jak w Polsce, królują gupiki.
– Wśród początkujących na pewno. Ale też mieczyki, molinezje, neony, zbrojniki – według zasady zarybiania góra, środek, dno. Trzeba wszakże podkreślić, że neony mają inne wymagania niż piękniczkowate i nie powinno się ich łączyć razem. Dużo ludzi startuje też od welonów, co wynika z ich dużej popularności oraz dostępności. Pod żadnym pozorem nie wolno ich jednak trzymać w kulach, co niestety często się zdarza, w konsekwencji fatalnie odbijając się na zdrowiu tych rybek.
To na początek, później, w miarę popadania w „chorobę akwarysty”, pojawiają się skalary, kiryski, razborki, pyszczaki, bocje i dziesiątki innych gatunków. Rynek jest bardzo bogaty, a to, czego nie znajdziemy w sklepach stacjonarnych, możemy zamówić online.
Ostatnio modne są krewetki…
– …wśród których wybór również jest bardzo duży. Najpopularniejsze, red cherry, nie mają wygórowanych wymagań, można je hodować w akwarium z rybkami, pod warunkiem, że nie trzymamy w nim jakiegoś krewetkożercy. Z kolei amano są genialnymi czyścicielami zbiornika z niektórych rodzajów glonów. Jest też grupa krewetek z rodziny caridina, jak na przykład crystal red, które są wrażliwsze i wymagają specjalnych parametrów wody, gdyż w przeciwnym razie długo nie pożyją.
Poza tym w akwarium możemy trzymać inne ciekawe stworzenia – od raków, małży czy krabów, po aksolotle meksykańskie i poskoczki mułowe. Zróżnicowaną grupę stanowią wszelkiego rodzaju ślimaki, które doskonale czyszczą dno z rybich odchodów, martwych części roślin oraz resztek jedzenia.
Akwarystyką zajmujesz się od dawna.
– Praktycznie od dziecka. Najpierw na moim celowniku były rybki z rodziny piękniczkowatych i kąsaczowatych, a z czasem, w miarę poszerzania wiedzy, powiększałam moje stadko o kolejne gatunki. Często zdarza się, że ryby pochodzące z różnych biotopów nie są ze sobą kompatybilne, stąd taki rozrost ilości zbiorników w domu, bo chciałoby się mieć i trochę Azji, i Ameryki, i Afryki, a nawet Oceanii. Naczelną zasadą dobrego akwarysty jest jak najwierniejsze odtworzenie danego środowiska.
Twojej pasji nie zastopował wyjazd z Polski.
– Nie, chociaż miałam trochę przerwy. W 2015 roku przeprowadziłam się z mojej rodzinnej Warszawy do Bristolu, gdzie na pierwsze akwarium mogłam sobie pozwolić dopiero dwa lata temu. Ale wróciłam z impetem, gdyż błyskawicznie stan posiadania piął się w górę, a apetyt rósł w miarę jedzenia. Najpierw był 80-litrowy zbiornik, a obecnie mam ich już siedem – 250-litrowy ze skalarami, kiryskami i zbrojnikami oraz pięć 30-litrowych z bojownikami. Z kolei niebawem rozpoczynam przygodę z hodowlą ślimakożerców, czyli kolcobrzuchami karłowatymi. Mam też ambitny plan podjęcia próby rozmnażania otosków, co jest bardzo trudne, jednak warto spróbować.
Zawodowo imałaś się różnych zajęć, ale być może niedługo akwarystyka stanie się twoją pracą.
– Skończyłam studia w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki w Warszawie na kierunku zarządzanie zasobami ludzkimi, po czym przez wiele lat pracowałam jako kierownik w branży FMCG, a następnie menedżer i później także dyrektor spółki świadczącej usługi e-commerce. Po przyjeździe do Anglii byłam menedżerem w jednej z największych firm zajmujących się sprzątaniem sklepów wielkopowierzchniowych, natomiast obecnie planuję rozwinąć usługi opieki i doradztwa w zakresie akwarystki w Bristolu i okolicach. Mam już wstępnie stworzoną stronę oraz pierwszych klientów, czuję się w tym jak ryba w wodzie…
mama katarzyna
super sprawa, wlasnie przeczytalam artykul i przyznam, ze tez chcialam miec rybki, ale jakos nie wyszlo, ale teraz moze sprobuje. serdecznie pozdrawiam. sorry za brak duzych liter, ale nie dziala mi caps lock.
mama katarzyna
super pomysl. ja tez chcialam miec akwarium ale nie wiedzialam jak sie do tego zabrac, bardzo prosze odpisz mi na emaila