04 kwietnia 2015, 10:18 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Połączył nas język polski

Jennifer i Stuart Robertsonowie są najlepszym dowodem na to, że języka polskiego na Wyspach uczą się nie tylko Polacy lub Brytyjczycy o polskich korzeniach. Tych dwoje połączyło zamiłowanie do języka i kultury kraju nad Wisłą, z czasem przeradzając się w prawdziwe i trwałe uczucie.

Robertsonowie w Rosji, na brzegu Zatoki Fińskiej
Robertsonowie w Rosji, na brzegu Zatoki Fińskiej

Jej przygoda z językiem polskim zaczęła się już w szkole. Jenny, będąc uczennicą liceum, przeczytała w czasopiśmie dla nastolatek „Girl Guide” artykuł na temat polskich przesiedleńców w obozach w Niemczech. Historia tych ludzi bardzo ją poruszyła. Postanowiła zacząć pisać listy do kobiety o imieniu Jadwiga, która była deportowana do Niemiec jako dwunastolatka. Niewolnicza praca i skrajnie trudne warunki spowodowały, że zachorowała na gruźlicę.

– Chciałam się nauczyć polskiego, aby móc pisać do niej w jej ojczystym języku. Ponieważ wśród języków nauczanych na Wydziale Języków Słowiańskich na Uniwersytecie w Glasgow był język polski, postanowiłam skorzystać z tej możliwości zrealizować moje marzenie, które wzbogaciło całe moje życie – opowiada.

W 1961 roku Jenny odbyła studencki wolontariat w Niemczech, gdzie odwiedzała wysiedleńców oraz pomagała im w powrocie do domu i ich ponownej adaptacji. Była pełna wrażeń.

– Po powrocie do Glasgow na początku nowego semestru usłyszałam, jak wysoki, młody mężczyzna z kręconymi włosami opowiada kilku innym studentom o swojej podróży do ZSRR, drugiej takiej w historii wyprawie studenckiej zorganizowanej przez British Council oraz o swojej dwukrotnej wizycie w Polsce. Zafascynowana podeszłam do niego i powiedziałam: „Opowiedz mi o Polsce”. Na co on odparł: „Czy chciałbyś nauczyć się języka polskiego?” I od tam tej pory jesteśmy razem, wciąż zaangażowani w polskie sprawy – wspomina.

W tym czasie Stuart studiował język rosyjski. Nauka drugiego języka słowiańskiego w tym czasie jawiła się jako bardzo perspektywiczna. Za namową swojego profesora zaczął chodzić do klubu im. gen. Sikorskiego, gdzie poznał Jennifer.

– Tam też prawie 50 lat temu, odbyło się nasze wesele – nadmienia Stuart. – W latach 60. byłem wielokrotnie w Polsce, w tym spędziłem tam roczny staż, podczas którego towarzyszyła mi narzeczona – dodaje.

Wrastanie w polską rzeczywistość

Oboje mieli stypendium na warszawskim British Council w ponurych czasach PRL-u. Obserwując codzienne życie Polaków i dzieląc się wzajemnie swoimi doświadczeniami, coraz bardziej wrastali w tę rzeczywistość.

– Polskę odwiedziliśmy także w latach 80., po morderstwie księdza Jerzego Popiełuszki. To były dramatyczne czasy! – mówi Jennifer.

Mieszkanie w Warszawie na terenie dawnego getta i poznawanie historii zapisanej w murach nielicznych ocalałych kamienic zainspirowały ją do napisania książki „Don’t Go to Uncle’s Wedding, Voices from the Warsaw Ghetto”. To bardzo osobista powieść o poszukiwaniu Boga w czasach wojny, opowiedziana z perspektywy zwykłych ludzi, których dotknęła ta tragedia.

Stuart został proboszczem kapelanii warszawskiej, misji kościoła anglikańskiego sprawującego opiekę duchową nad anglikanami na terenie Polski. Oboje bardzo miło wspominają ten okres ich życia.

– To było fantastyczne żyć w Polsce przez dłuższy czas. Jak tylko to było możliwe staraliśmy się żyć po polsku. Kupowałam prawie wyłącznie polskie ubrania, w tym także piękne buty ręcznej roboty. Z przyjemnością zawsze słuchałam wspomnień ludzi z czasów wojny. Część z nich zawarła w swojej kolejnej publikacji „From the Volga to the Clyde”. W tym czasie zaczęłam się żywo interesować twórczością Zofii Nałkowskiej. Zaczytywałam się w jej książkach, a obecnie pracuję nad angielską biografią tej niesamowitej kobiety – tłumaczy Jennifer.

Podczas krótkiej wizyty w Warszawie w 2008 roku zobaczyłam wystawę fotografii z czasów wojennych. – To tam po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcie niedźwiedzia, który walczył pod Monte Cassino. Zafascynowana historią Wojtka, postanowiłam ją zgłębić. Okazało się, że ten dzielny zwierzak dokonał swojego żywota w edynburskim zoo! – wspomina. Owocem tej fascynacji jest kolejna książka – „Wojtek War Hero Bear”, w której zawarła także opowieści żołnierzy Armii Andersa pochodzących w dużej mierze z Kresów. Kiedy wielebny Stuart służył później w kapelanii anglikańskiej w Kijowie odwiedzili razem miejsca związane z historią Polski, między innymi Kamieniec Podolski, Chocim, Lwów, Podole czy Wołyń.

– Zwiedziliśmy Krzemieniec, miejsce narodzin Słowackiego oraz wspaniały budynek dawnego liceum, obecnie centrum szkolenia dla nauczycieli, gdzie Stuart miał wykład dla ukraińskich studentów. To był bardzo owocny i wzbogacający dla mnie czas – podkreśla Jenny. Wielebny Stuart również nie pozostaje wobec Polski obojętny.

– Więzy z tym krajem trwają od czasu studiów. Mamy bliskich przyjaciół w Warszawie i ciągle jesteśmy zainteresowani tym, co się dzieje w Polsce – zaznacza.

Nowy fascynujący świat

Gdy Jenny po raz pierwszy usłyszała język polski w autobusie w Szkocji była bardzo podekscytowana.

– Nie mogłam się oprzeć, aby nie włączyć się do rozmowy. Zaangażowałam się w uczenie angielskiego przybyszów z Polski i dzięki temu nawiązałam długotrwałe przyjaźnie. Uczyłam również w polskiej szkole sobotniej w polskojęzycznym zgromadzeniu w Edynburgu. Pragnę przede wszystkim zachęcić dzieci do zachowania i doceniania własnego języka, co podkreślam również, gdy odwiedzam szkoły, na spotkaniach autorskich, opowiadając o Wojtku – mówi pisarka, która obecnie szuka wydawcy dla książki dla młodzieży: „Edi Sokol and The Crimson Fist”. To będzie pierwsza z trzech książek o losach młodego Polaka na Wołyniu w latach 1920-24. Wielebny Stuart jest teraz na emeryturze, ale działa jako wice-pastor anglikańskiego Kościoła polskojęzycznego w Edynburgu.

– Założyliśmy go 7 lat temu, kiedy zostałem pastorem zastępczym. Wraz z innymi miłośnikami polskiej literatury założyliśmy klub Zielony Balonik, skupiający zarówno Polaków jak i Szkotów. Przez pewien czas pomagałem też w katedrze katolickiej w nauczaniu języka angielskiego dla nowo przybyłych Polaków.

W czasie świąt wielkanocnych w domu Robertsonów nie może zbraknąć świątecznych akcentów. – Do świątecznego śniadania zasiadamy przy lnianym obrusie z Polski z kurczaczkami i kwiatkami. Natomiast do wiklinowego koszyka także z Polski wkładamy tradycyjne polskie pisanki – podsumowuje. Biorąc pod uwagę ich wielkie zaangażowanie w sprawy polskie i działania mające na celu podtrzymanie polskiej kultury i języka w Wielkiej Brytanii, nie powinien dziwić fakt, że oboje podpisali petycję w sprawie zachowania egzaminu polskiego na poziomie A-Level.

– To byłaby tragedia, jeśli ten egzamin nie będzie kontynuowany, ponieważ nie tylko pozwala on młodzieży polskiej docenić bogactwo dziedzictwa ich kultury i języka, ale otwiera drzwi dla ludzi nie będących Polakami wkroczyć w fascynujący nowy świat, przełamać bariery i uzyskać ogromny wachlarz nowych umiejętności – kwitują.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_