27 maja 2020, 09:00
Covid wygrywa, Johnson przegrywa

Jest to ciekawa zagadka. W końcu Wielka Brytania przeżywa pandemię koronawirusa Covid-19 z większym przypadkiem śmiertelności niż jakikolwiek inny kraj europejski. Jak dotychczas naliczono już przeszło 34 tysięcy śmiertelnych ofiar wirusa. Wciąż są braki w dostarczeniu adekwatnego ubioru ochronnego dla pracowników w służbie zdrowia i w domach starców. Ilość osób testowanych dziennie wciąż nie przekracza 70,000 dziennie, mimo że minister zdrowia zapowiadał 100,000 na koniec kwietnia i 200,000 na koniec maja. Co gorsze te testowania nie są jeszcze wystarczająco wykorzystywane do sprawdzenia źródeł zakażeń wynikających z testów. Najostrzej krytykuje się teraz zaniedbanie zdrowia pracowników i mieszkańców domów starców. Przeszło 7 tysięcy ofiar choroby zmarło w tych domach mimo zapewnień rządu jeszcze w marcu, że życie ich nie będzie zagrożone. Przez niemal cały kwiecień, gdy ogłaszano codziennie liczbę osób zmarłych, zupełnie nie brano pod uwagę zgonów w domach opieki. Liczono tylko zgony w szpitalach.

Rząd stara się nadrobić poprzednie błędy. Powodem były opóźnienia wynikające z braku masowych testów, gdy rząd poddał się, na szczęście tylko tymczasowo, iluzji uzyskania „stadnej odporności” na zarazę zamiast podjęcia próby ograniczenia jej zasięgu. Premier Johnson przez cały luty zaniedbywał ostrzeżenia ze strony WHO o nadchodzącej epidemii z Chin i nie przybył na żadne zebranie specjalnego komitetu od bezpieczeństwa, zwanego Cobra, zwołanego parokrotnie do monitorowania możliwości zagrożenia. Z tego powodu w marcu nastąpiło dwutygodniowe opóźnienie we wprowadzeniu regulaminów izolacyjnych, gdy już zachorowania we Włoszech wskazywały co grozi Brytyjczykom. Konsekwencje tej zwłoki dla mieszkańców tych wysp były fatalne. 

Obiektywny obserwator mógł stwierdzić już wówczas, na podstawie powyższych błędów i negatywnych statystyk, że Wielka Brytania przeżywa klęskę żywiołową. Mógł też przypuszczać, że panikujące społeczeństwo brytyjskie straciło zaufanie do tak niedołężnego rządu. 

Tymczasem nic podobnego. W czasie najcięższej kwarantanny Brytyjczycy darzyli Johnsonowi pełnym zaufaniem. W sondażach, rząd cieszył się ogromnym poparciem, „konstruktywnie krytyczna” opozycja traciła na popularności, a społeczeństwo tak się przyzwyczaiło do reżymu pozostania w domu, że wcale nie spieszyło się by ten stan rzeczy zmienić. Mimo lęku panowała nawet atmosfera optymizmu. Dzieci zatrzymane w domach rysowały tęcze, pielęgniarki śpiewały po salach a cały naród klaskał. Nudę samoizolacji we własnych murach mieszkańcy zwalczali wyczynami sportowymi, psychiczne stresy łagodzili jogą i puzzlami, indywidualną bezsilność zastępowali zbiorowymi dotacjami a strach przed wirusem opanowywali nostalgią za okresem jeszcze większego strachu, czyli II wojny światowej. Poranny dziennik BBC ograniczał podawanie wiadomości ze świata i preferował prezentację istnego karnawału dobrych uczynków, zebranych inicjatyw na cele charytatywne i aktów hołdu dla ofiar wirusa, szczególnie w służbie zdrowia. Mimo ciężkich strat i cierpienia i mimo nieobliczalnych strat materialnych, Brytyjczycy zachowywali się jakby mieli wychodzić z obecnego kryzysu pogodniejsi, mocniejsi, niemal zwycięzcy. Właściwie to oni nakłaniali rząd do wprowadzenia kwarantanny w kwietniu a nie na odwrót. To mieszkańcy dobrowolnie poddawali się rygorom zamknięcia bez potrzeby nagany czy patroli policyjnych na ulicy.

A mimo swoich wyraźnych niedociągnięć premier, zarówno przed jak i po swojej chorobie, tryskał optymizmem. Z kipiącą energią budowano improwizowane szpitale i nakłaniano społeczeństwo najprostszymi hasłami do samoizolacji, aby w ten sposób ochronić służbę zdrowia przed lawiną zakażonych pacjentów. Trzeba przyznać że wówczas instrukcja rządowa była wyjątkowo wyrazista. „Jeżeli siedzisz w domu, ratujesz życie swoje i cudze, i chronisz służbę zdrowia”. Rząd brytyjski rzeczywiście miał dar w przekazywaniu prostych klarownych haseł. Przedtem było „Kończmy z Brexitem”. A teraz „Zostań w domu. Chronisz NHS”. Aż szkoda że na tym haśle głównie kończy się ich zasługa w obecnym kryzysie.

Pomogła rządowi w tym 94-letnia Królowa Elżbieta w swoim nagranym orędziu 5 kwietnia. Przy rytualnym podziękowaniu pracownikom służby zdrowia i służbom opiekuńczym królowa mówiła o narodowej dumie wynikającej z przetrwania i o tym jak następne pokolenia Brytyjczyków będą wspominać obecne czasy jako bohaterskie, tak jak obecnie wspomina się pokolenia wojenne. Kończąc powiedziała „Pocieszajmy się myślą że choć będziemy musieli jeszcze wiele wytrwać, lepsze dni powrócą; będziemy znów z naszymi przyjaciółmi; będziemy znów z naszymi rodzinami; spotkamy się jeszcze.” Te ostatnie słowa nadziei ze szlagiera z czasu wojny popularnej pieśniarki Very Lynn były jakby tym zaklęciem, który uruchomił tę rezerwę wytrwałości Brytyjczyków do przetrwania konfrontacji z wirusem. Wszystko co odtwarzało tamte czasy stało się modne, łącznie ze szlagierami, plakatami, filmami dokumentalnymi i występem nowych bohaterów 99-letnich jak weteran kpt. Tom Moore, który zebrał przeszło 33 miliony funtów na charytatywne cele wspierające służbę zdrowia. 

Jadąc na tym korowodzie nostalgii Johnson wstrzymał swoje oświadczenia o złagodzeniu obecnych przepisów antywirusowych aż po uczczeniu 75 rocznicy zakończenia wojny dnia 8 maja. Przy tak skutecznym zakamuflowaniu swoich dotychczasowych niepowodzeń w walce z wirusem Johnson czuł się na siłach, aby ogłosić że w wyniku obniżenia ilości nowych zakażeń i zgonów, a zwiększenia w ilości osób testowanych, gotów był dopuścić do złagodzenia przepisów. Odrzucono w końcu klarowne hasła „Zostań w domu. Chroń NHS”. Zastąpiono je bardziej ambiwalentnym hasłem „Bądź czujny. Kontroluj wirusa.” 

I wtedy dopiero zaczęły się jego kłopoty. Złagodzenie przepisów dotyczących kontaktów rodzinnych stworzyło cały węzeł nieporozumień. Na przykład dlaczego można było spotkać rodzica w parku, ale nie we własnym ogrodzie? Dlaczego dziadek nie mógł przebywać z wnuczką, ale mogła to zrobić płatna opiekunka? Premier zachęcał do ponownego otwarcia szkół od 1 czerwca, a pracowników nie mogących pracować zdalnie do powrotu do miejsca pracy. Lecz to wiązało się z masowym korzystaniem z publicznego transportu co jest wbrew zaleceniom o zachowaniu dystansu.

Zachęcano użycia rowerów i prywatnych samochodów. Potrzebne byłe nowe przepisy mogące zapewnić pracownikom poczucie bezpieczeństwa w miejscach pracy. Przy tym przygotowano cały szereg nowych przepisów, które często były sprzeczne ze sobą. Johnson nazwał je „mapą drogową”, ale media przezwały je „spaghetti junction”, czyli „makaronowym węzłem”.

Opozycja rozwinęła już bardziej wymierzoną krytykę rządowych błędów i niedociągnięć, związki nauczycielskie i szkoły zaczęły się buntować, zarządzenia rządowe stały się powodem drwin i nieporozumień, a Szkocja, Walia i Północna Irlandia ogłosiły swoją niezależność kontynuując wciąż poprzednie restrykcje rządowe. Publiczne media, dotychczas przychylne, zaczęły częściej pytać, czy na prawdę musiało być aż tyle ofiar. Rząd ma kłopoty polityczne nie tylko z Partią Pracy i nie tylko z administracją Szkocji i Walii, ale również z własnymi posłami, z którymi nie konsultowano decyzji. 

Wiele z tych kontrowersyjnych nieścisłości wynikało z próby powiązania dwóch kontrastujących celów. Z jednej strony chronić zdrowie mieszkańców, a z drugiej, próbować ożywić gospodarkę. Gospodarka brytyjska skurczyła się o 2% w pierwszym kwartale, a istnieje obawa, że z powodu wprowadzenia kwietniowych środków samoizolacji skurczy się o dalsze 25% w drugim kwartale. Rząd zmuszony jest też wprowadzić zabezpieczenie obecnych etatów i pożyczek bankowych i przejąć odpowiedzialność za węzłowe kanały gospodarki jak kolej. Dług w budżecie państwowym ma wynosić £516 mld w tym roku. Wobec tego gospodarce grozi recesja którą specjaliści uważają jako najgorszą w historii tego kraju od 300 lat. Dlatego te pierwsze kontrowersyjne kroki, „baby steps” jak je określa Johnson, są konieczne. 

Największe trudności wynikają obecnie w zapowiedzianym otwarciu szkół. Rząd chce, aby dzieci mogły znowu obcować z innymi dziećmi i mieć bezpośredni kontakt ze swoimi nauczycielami, a w ten sposób umożliwić ich rodzicom powrotu do miejsca pracy. Ale nauczyciele i rodzice boją się. 

W sondażach z 11 maja rząd wciąż posiadał poparcie 51% społeczeństwa, ale ten kapitał zaufania może teraz być roztrwoniony przez obecne błędy w prezentacji i brakiem wczesnej konsultacji. Tylko 36% godzi się na złagodzenie lockdownu. Zapomniane grzechy przeszłości mogą powrócić na porządek dzienny. A jeżeli premier i rząd straciliby teraz autorytet, to tym trudniej będzie przeprowadzić nowe zarządzenia rozluźniające przepisy antywirusowe i tym trudniej zjednoczyć podzielone obecnie społeczeństwo.

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Wiktor Moszczyński

komentarze (0)

_