24 maja 2020, 13:00
Florencja w czasach zarazy

Dostałam z Włoch list: „Tysiące ludzi choruje, setki umiera. Każdego dnia 800-900 osób. Krematorium działa przez całą dobę. Część zwłok samochody wojskowe przewożą na pozamiejskie cmentarze. Moich znajomych zmarło już siedemnastu. Nie mogłem pożegnać się z nimi ani przed śmiercią, ani po śmierci, ani uczestniczyć w pochówku. Ze względu na mój stan zdrowia kilkanaście dni temu przeniosłem się do mojego letniskowego domu w Santa Brigida, pół godziny samochodem od Florencji. Nie wiem jak długo tu zostanę. Nie nudzę się. Mam tu część mojej ogromnej biblioteki i trochę pracuję fizycznie (w świętego Józefa sadziłem kartofle), i trochę piszę. Także i tu obowiązuje zakaz spotykania się z ludźmi i nawet na koniu nie można się przejechać. Patrole straży miejskiej i wojsko kontrolują, czy zakaz jest przestrzegany. Telewizji w ogóle nie oglądam. Histeria powszechna! Gosposia, wystraszona, zniknęła. Do Florencji musiałem pojechać na jeden dzień na badania do szpitala. Miałem wizytę na 12.00. W przeddzień zadzwoniono do mnie, abym przyjechał godzinę wcześniej, bo pacjent, który miał być o 11.00 zmarł. W godzinę później kolejny telefon – znowu wizyta przesunięta o godzinę wcześniej. Zmarł kolejny pacjent. Szpital wyglądał dziwnie. Cisza, mało osób, a wszyscy pracownicy w strojach ochronnych od stóp do głowy. Nie wiadomo z kim się rozmawia, bo nie widać twarzy. Opustoszała Florencja robi przerażające wrażenie.”

Czytając ten list przypomniałam sobie, że jest opis Florencji w czasach epidemii pochodzący sprzed ponad 650 lat. Uczynił to Giovanni Boccaccio w „Dekameronie”. Utwór ten pamięta się przede wszystkim ze względu na opowieści snute przez dziesiątkę florentyńczyków (7 kobiet i 3 mężczyzn), którzy szukali schronienia przed epidemią dżumy w okolicach Florencji i dla zabicia czasu opowiadali sobie różne historie. Z „Dekameronu” dowiadujemy się o obyczajach epoki Renesansu, o bujnym życiu ludzi tej epoki, pełnym miłości i przygód erotycznych. To opisy pełne zmysłowości, ale też zawierające podziw dla inteligencji, bystrości i koniecznego czasem sprytu. Spotykamy na stronach „Dekameronu” pewnych siebie i aroganckich arystokratów, księży i zakonników zachowujących się jak świeccy i to ci najmniej święci, chłopów gotowych na wszystko, by tylko zadowolić swoich panów. To opowieści snute z różnej perspektywy, czasem szokujące. Książka po raz pierwszy wyszła drukiem w blisko sto lat po śmierci autora i była na tyle gorsząca, że znalazła się w indeksie ksiąg zakazanych Kościoła katolickiego.

Rzadko kto pamięta wstęp, jakim Boccaccio poprzedził swoje sto opowieści. A właśnie w tym wstępie zawarta jest relacja z tego, co działo się w świecie zmagającym się z epidemią dżumy. To wyjątkowy dokument i pomimo, że powstał tak dawno, brzmi bardzo współcześnie. Epidemia i ludzkie zachowania w starciu z nią są podobne.

Giovanni Boccaccio był nieślubnym dzieckiem toskańskiego kupca. Niezbyt chętnie studiował prawo i handel. Interesowała go głównie literatura. Napisał szereg poematów epickich, powieści miłosnych i wiersze, a także biografię Dantego i komentarze do jego „Piekła”. Należał do florenckiej elity. Rok 1348, rok dżumy, był we Włoszech przełomowy. Kraj zmienił się tak bardzo, że określając czas mówiono, „przed” lub „po” zarazie. Jedna trzecia mieszkańców Florencji zmarła, w tym ojciec, macocha i przyrodnia siostra Boccaccia, który niemal natychmiast zaczął opisywać świat, w jakim przyszło mu żyć. We wstępie do „Dekamerona” pisze obszernie o zmianach, jakie wywołała epidemia. Zmieniły się praktyki pogrzebowe, pisze Boccaccio, bo nie wolno gromadzić się publicznie, ani oddawać hołdu zmarłym. Wiele osób umiera samotnie. Zwłoki wywożone są za miasto, bo w mieście zabrakło miejsca na pochówek. Pojawili się lekarze, którzy nie znając przyczyn choroby, ale aplikują różne medykamenty i szarlatani, ofiarowujący „lekarstwa” nie tylko bezwartościowe, ale wręcz szkodliwe dla zdrowia. Pomimo rozwoju nauk w XIV wieku nie wiedziano w jaki sposób następuje rozpowszechnianie się choroby. Izolacja zarażonych nie skutkowała. Winiono więc „obcych”: heretyków, Żydów, chorych na trąd i inne choroby.

Zamożni izolowali się od reszty, pisze Boccaccio, zaopatrując swoje domy we wszystkie możliwe dobra pozwalające na przetrwanie: „ich spiżarnie pełne były wyszukanego jadła i wina”. Nie chcieli widzieć zewnętrznego świata. Dżuma była na zewnątrz i ich nie dotyczyła. Byli też tacy, którzy uznali, że jest to dobry czas, by zapomnieć o wszelkich regułach i oddawali się epikurejskim rozrywkom, traktując dżumę jako jedno wielkie oszustwo. Zaopatrywano się w aromatyczne i egzotyczne zioła, mające chronić przed chorobą. Tak postępowała większość mieszkańców Florencji, starając się prowadzić w miarę normalne życie. A kto tylko mógł, jak bohaterowie „Dekameronu” i sam Boccaccio, uciekali z miasta na wieś. Podobnie uczynił mój znajomy, broniąc się przed koronawirusem.

Dla Boccaccia dżuma była swoistym testem dla humanistycznych wartości. W tym świecie zdominowanym przez chorobę cienka linia oddzielała wiedzę od ignorancji, prawdę od złudy, chciwość od współczucia. W zetknięciu z chorobą wszyscy okazywali się bezsilni.

„Dekameron” w wydaniu angielskim był jedną z pierwszych książek jaką kupiłam w Londynie w jednym ze sklepów z używanymi rzeczami. Kosztowała grosze, choć jest to ładne wydanie w twardej oprawie. Dlaczego właśnie wybrałam dzieło Boccaccia? Nie pamiętam. Kiedy sięgnęłam po nie teraz, zauważyłam ze zdumieniem, że zapisałam na książce datę kupna: 12 grudnia 1981. Jeszcze tej samej nocy cała Polska została odcięta od świata. Rządzący tą częścią Europy obawiali się, że polska zaraza rozprzestrzeni się na inne kraje. Zdołali ją zatrzymać, ale tylko na kilka lat.

Katarzyna Bzowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_