31 marca 2020, 08:52 | Autor: Ewa Kwaśniewska
„Vokalinki”: Muzyka z prądem!
Londyński POSK nasz kochany zamknięty, teatr zamknięty, pączka z różaną marmoladą w kawiarni na dole nie zjemy, kaczki z buraczkami, co to się nam w ustach rozpływała w „Łowiczance” też już nie ma! Jacek Jezierzański nie wita nas wylewnie „ooo?? jesteście?”, a pan Makulski na samej górze nie powie „wiedziałem, że będziecie! – zjedzcie u mnie, będzie szybciej”. Jeszcze zapomniałam o miłej pani w księgarni – zawsze sobie gawędziłyśmy o tym co w wydawniczej trawie piszczy i jaką książkę warto kupić. Było, nie ma! Niczego juz nie ma! Życie jakie mieliśmy i lubiliśmy nagle się skończyło. Mamy teraz zarazę. Przerażającą, rozlewającą się jak złowroga lawa, po kiedyś pełnych szczęśliwości dolinach. Czego się tu uchwycić, żeby choć na chwilę odwrócić złe myśli? Co sobie przypomnieć, co w oczach przywołać, do czego się uśmiechnąć?

„Vokalinki” śpiewają muzykę ludową w alternatywnych aranżacjach. Ciekawych, niebanalnych.

 

Postanowiłam uśmiechnąć się do wspomnienia niedawnego przecież wydarzenia, które jak się okazuje, było naszym ostatnim „wyjściem do POSK-u”. Wydaje się teraz odległe o całe lata świetlne, a to raptem trzy tygodnie temu. W teatrze wystąpili z muzycznym programem „Hajlandery” z Podhala, „Karolinka” i śpiewające wielogłosowo muzykę ludową „Vokalinki”. Góralski folklor kochamy chyba wszyscy. Po to przecież jeździmy w nasze góry, żeby to zobaczyć i usłyszeć. Muzycy tym razem nie grali w guńkach i kapelusikach z muszelkami (jakaś pani za mną głośno wyraziła z tego powodu swoje rozczarowanie) – za to moi kochani – JAK oni grali! Usłyszeliśmy piękną muzykę polskiego Podhala, ale też tradycyjne melodie z różnych części Europy, Słowacji, Bałkan, jakieś nieprawdopodobne aranżacje grane z pasją, temperamentem i ogniem. To była prawdziwa góralska „herbata z prądem!” Wcale się nie dziwię, że z tymi muzykami wspólpracują gwiazdy takie jak Kayah czy Golec Orkiestra, i że radość ze słuchania ich miał zarówno Papież Franciszek jak i polski Prezydent. To muzycy z najwyższej półki! Warto zapamiętać ich nazwiska: Krzysiek Czech (skrzypce), Pawel Trebunia Tutka (altówka), Maciek Rybka (akordeon), Robert Czech (kontrabas).

…nieprawdopodobne aranżacje grane z pasją, temperamentem i ogniem

 

Jakże więc trzeba się cieszyć z tego, że nasze „Vokalinki” wywodzące się z Zespołu Pieśni i Tańca „Karolinka”, nawiązały współpracę właśnie z nimi. Koncert jaki zaprezentowano i płyta, którą wspólnie nagrano (a którą mogliśmy kupić), były znakomite. „Vokalinki” śpiewają muzykę ludową w alternatywnych aranżacjach. Ciekawych, niebanalnych. To nie jest typowa „ludowizna”, którą znamy, pogwizdujemy, przytupujemy. Słucha się jej wspaniale, ale nie da się jej ot tak, z marszu, odtworzyć. To wcale nie jest łatwe! I napewno wymagało wielogodzinnej skupionej pracy. Niezwykła harmonia, silne głosy, wielka wrażliwość i bardzo widoczna miłość do źródeł, z których wywodzi się taka właśnie muzyka. A miłość do folkloru, wieloletnia i wierna, to coś z czego tych sześć kobiet czerpie całymi garściami. Wiem coś o tym, bo… prawie wszystkie znam od lat. A niektóre… od dziecka!

Miłość do folkloru, to coś z czego tych sześć kobiet czerpie całymi garściami.

 

„Vokalinki” to: Jolanta Kutereba, Venessa Vee, Nina Potiszil, Jola Nowakowska-Jarosz, Jola Picridas, Helen Picridas. I wokalnie bardzo interesujące!

Częścią koncertu była też “Karolinka”, ewenement naszego emigracyjnego życia. Zespół, w którym nieprzerwanie od 40 lat występuje już trzecie pokolenie Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. To naprawdę wartośc sama w sobie. Kapelusze z głów! Wykonali tańce Podlaskie. Pięknie!

Nad koncertem napracowali się wszyscy, ale pewnie najbardziej Venessa Vee, która ten ambitny projekt zrealizowała od początku do końca. W rozmowie ze mną powiedziała: „nie przespałam wielu nocy, bo takie projekty zawsze są ogromnym ryzykiem. Uważam jednak, że aby coś osiągnąć, trzeba TO COŚ bardzo kochać, a po drugie… wierzyć w swoją wizję”.

 

Dziękuję za ten koncert. Dziękuję, że mogłam przeżyć coś pięknego i że teraz mam co wspominać. Pisząc felieton, nastawiłam płytę „Vokalinek”, posłuchałam Bandoski i Ondraszka i zapomniałam o zarazie. Koronawirus przegrał z muzyką. Na chwilę.

Bądźcie wszyscy zdrowi!

 

Ewa Kwaśniewska

 

Foto: Ula Sol

 

 

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Ewa Kwaśniewska

komentarze (0)

_