27 sierpnia 2019, 10:24 | Autor: admin
Dorota Górczyńska-Bacik: Idąc tam, gdzie pada śnieg
Prowadzi teatr, pisze poezję, maluje. Przedstawienia, festiwale, wystawy. Ale to tylko część rzeczy, jakimi się zajmuje. – Bywa, że nie starcza mi czasu na sen, niemniej właśnie takie życie uwielbiam, na szóstym biegu – mówi Dorota Górczyńska-Bacik w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

 

Założony przez ciebie Teatr Katharsis w Dunstable obchodzi właśnie 5-lecie istnienia.

– Ma on swoje korzenie w projekcie pasyjnym, który stworzyłam dzięki wsparciu naszego ówczesnego księdza proboszcza Artura Stelmacha. To było bardzo poruszające przedstawienie, będące współczesnym sądem nad Jezusem Chrystusem. Dzięki spektaklowi spotkałam wspaniałych ludzi otwartych na sztukę – z Dunstable, Luton, Milton Keynes i okolicznych miejscowości. Grupa z czasem ewoluowała, ale jej trzon pozostał niezmienny i na tej bazie powstał Teatr Katharsis.

Dziś mamy dziewięcioro aktorów. Na co dzień pracują w różnych profesjach, ale ich pasją są sceniczne występy i są w tym naprawdę dobrzy. Spotykamy się co niedzielę w sali parafialno-teatralnej w Dunstable, próby trwają zazwyczaj cztery godziny. Większość z nas jest również morsami.

Morsami?

– Jednym z aktorów był Arek Tymieniecki, który zaszczepił zespołowi pasję do tego sportu. Od września do marca regularnie, przynajmniej raz w tygodniu, jeździmy nad jezioro Blue Lagoon i wskakujemy do zimnej wody. To jedno z piękniejszych uczuć, jakiego doświadczyłam w życiu.

Ma to potem przełożenie na scenie?

– Jeśli chodzi o witalność i pogodę ducha na pewno (śmiech). Natomiast nasz artystyczny repertuar jest zróżnicowany, ale zawsze poprzez sztuki, które sama reżyseruję, a w niektórych też gram, staram się poruszać istotne dla mnie wartości. Z tą myślą powstała „Samotna jesień”, którą od trzech lat wystawiamy w okresie Bożonarodzeniowym, opowiadająca o tęsknocie i samotności ludzi starszych.

Następne były „Lustra”, gdzie poruszam problem dostrzegania jedynie własnego ego, umiłowania rzeczy materialnych i pozostawania nieczułym na potrzeby innych. Wszędzie lustra, w których uwielbiamy się przeglądać.

Z kolei spektakl „Kim ja jestem”, z którym gościliśmy na antenie Telewizji Polonia, szokuje i wywołuje emocje. Stosunek współczesnego społeczeństwa do Świąt pokazany jest w nim od strony diabla, który prowadzi dialog z człowiekiem, drwiąc jednocześnie z poświęcenia Boga. Sztuka wystawiana jest przed ołtarzem, a kończy się przybijaniem gwoździ do krzyża przez wszystkich zgromadzonych.

Występujecie w kościołach?

– Też. Ale także w szkołach, salach teatralnych i przyparafialnych, słowem wszędzie tam, gdzie jest możliwość, żeby spotkać się z publicznością. Podróżujemy praktycznie po całej Wielkiej Brytanii, a widownia jest bardzo zróżnicowana, nie wyłączając młodzieży i dzieci. Dla tych ostatnich mamy w repertuarze bajki, między innymi „Domek z piernika” czy „Kaktusik”. W międzyczasie organizujemy wieczorki poetyckie i poezji śpiewanej. Sytuacja, kiedy po spektaklu widz wraca do swojego życia chociaż troszkę odmieniony, jest dla nas najlepszą nagrodą.

Współpracujesz też z londyńskim Teatrem Syrena.

– Jestem w nim aktorką od ośmiu lat. Zagrałam również mniejsze role w kilku angielskich filmach. W „Gozo”, który opowiadał o tragedii dwojga ludzi, wcieliłam się w osobę zaproszoną na przyjęcie, a w „Project Evolution” w dziewczynę gangstera i kelnerkę. To horror o genialnym naukowcu, który stara się ingerować w granice nauki, jej samej rzucając wyzwanie.

Z kolei w „Champion of the World”, dramacie o niesłyszącej lekkoatletce, walczącej o swoje marzenia, statystowałam jako osoba wspierająca ją na stadionie, a w filmie „Conflict” zagrałam żonę mężczyzny, który został pojmany i torturowany, żeby wymusić na nim zeznania.

 

Realizujesz się też na innych artystycznych polach.

– Od zawsze pisałam wiersze, ale wędrowały one do szuflady. I zapewne byłoby tak dalej, gdyby nie wsparcie i motywacja ze strony przyjaciół, dzięki którym w 2017 roku wydałam swój pierwszy tomik „Moje manowce”, półtora roku później drugi – „114 decybeli ciszy”, a obecnie przygotowuję trzeci. To twórczość utrzymana w klimacie melancholii, dekadentyzmu, zamyślenia. Moje wiersze były publikowane w 10 krajowych i międzynarodowych antologiach. Dużym przeżyciem okazał się też udział w festiwalach – „Maj nad Wilią” i „Monowschód” (oba odbyły się w Wilnie) oraz Poezji Słowiańskiej w Londynie. W międzyczasie dołączyłam do grup – „KaMPe”, „Pisz i czytaj wiersze”, „Kształty słów”.

Poezja komponuje się z malarstwem?

– Wszystkie aktywności, którymi się zajmuję, w jakiś sposób się zazębiają. Jeśli chodzi o malowanie, to nigdy nie miałam tego typu ciągot, ale sytuacja zmieniła się kiedy osiem lat temu, w okresie Wielkiego Postu, zobaczyłam w kościele ogromny obraz Jezusa Chrystusa – na tle burzy i wulkanów. W sercu poczułam niesamowitą tęsknotę oraz pragnienie malowania i w ten sposób zaczęłam przygodę z kolorami, która mnie całkowicie pochłonęła. Uwielbiam ten świat, kiedy siadam przed sztalugą i jestem tylko ja, płótno oraz poezja śpiewana, która sączy się gdzieś w tle. Tworzę intuicyjnie. Najpierw była tematyka zimowa, potem zaczęłam malować to, co widzę oczami duszy, a ponieważ interesuję się też fotografią często widziałam w zdjęciach podobny sposób patrzenia na świat i jego postrzegania. Od trzech lat jestem członkiem Berkhamsted Art Society, prezentuję swoje obrazy na wystawach i wieczorach poetyckich.

Poza sztuką udzielasz się wolontaryjnie.

– Od ośmiu lat współpracuję z policją jako tłumaczka, a równocześnie pomagam w sprawach biurowych i kampanii „Bezpieczne ulice”. W 2015 roku zostałam nominowana do tytułu wolontariusza roku hrabstwa Hertfordshire, w swojej kategorii zajmując drugie miejsce.

Poza tym działam w fundacji wspierającej ludzi bezdomnych Action Against Homelessness. Bezinteresowna pomoc daje ogromną satysfakcję.

Tak wyobrażałaś sobie swoją angielską drogę?

– Przez pierwsze lata po przyjeździe na Wyspy było mi ciężko – nie tylko z powodu emigracji, ale przede wszystkim niemożności kontynuowania aktorskiego fachu, którym zajmowałam się w Polsce. Z czasem jednak, krok po kroczku, zaczęłam wracać do dawnej pasji, a także odkrywać nowe.

Przygoda z Anglią zaczęła się dość przypadkowo, kiedy przyjechałam w odwiedziny do koleżanki. Był rok 2005, miało być na chwilę, ale ostatecznie postanowiliśmy z narzeczonym, a obecnie mężem, że zostaniemy na dłużej. Od początku mieszkam w uroczym miasteczku Berkhamsted, oddalonym o 40 km od Londynu.

Na początku pracowałam jako pomoc domowa i sprzątałam w pubie, potem dostałam angaż w kawiarni, a od siedmiu lat zarządzam jednym z osiedli firmy Charles Simpson Organisation, zajmującej się wynajmem i sprzedażą domów mobilnych. Jestem w niej również menedżerem do spraw bezpieczeństwa, prowadzę marketing, strony internetowe, a także organizuję eventy.

Nie nudzisz się.

– Nie ma takiej możliwości. Jako dziecko często chorowałam i większość czasu spędzałam w domu albo w sanatoriach, a mimo to nigdy nie narzekałam na brak zajęć – recytowałam wiersze, śpiewałam, robiłam wywiady. Od zawsze też szukałam sceny na której mogłabym grać. Najpierw był to teatrzyk w szkole podstawowej w moim rodzinnym Olkuszu, a potem, w wieku 15 lat, dołączyłam do grupy teatralnej działającej przy Miejskim Domu Kultury. Wtedy zajęłam się sztuką na poważnie. Wystawialiśmy wiele przedstawień, począwszy od „Łysej śpiewaczki”, czyli angielskiej komedii absurdu, z którą zdobyliśmy Grand Prix na Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Amatorskich, po klasykę, jak „Sen nocy letniej”, gdzie wcieliłam się w rolę Tytani. Następnie współpracowałam z Teatrami Warszawskim i Kleopatrą, z którymi przez lata jeździliśmy po całej Polsce wystawiając sztuki, głównie dla dzieci i młodzieży. Miałam okazję szkolić się pod okiem profesjonalnych reżyserów, wśród których byli Andrzej Stalony-Dobrzański, Aleksander Bednarski czy Stanisław Banaś. Dzięki temu mogłam realizować kolejną pasję – podróżować i zwiedzać Polskę, a w międzyczasie ukończyłam studia na kierunku turystyka i rekreacja na Wszechnicy Świętokrzyskiej w Kielcach. Wyjazd do Anglii otworzył nowy rozdział w moim życiu.

I ciągle otwiera nowe.

– Mnóstwo rzeczy się dzieje. Od września w ramach Teatru Katharsis ruszamy z muzycznym opracowywaniem musicalu, którego premiera planowana jest na grudzień. W tym samym czasie zaczynam próby w Teatrze Syrena, a w październiku wezmę udział w trzech festiwalach – Słowiańska Brosza w Londynie, Poezji Słowiańskiej w Czechowicach Dziedzicach, Bielsku-Białej i Krakowie oraz Festiwalu Teatralnym w Wilnie. Natomiast w Olkuszu odbędzie się mój wieczór autorski.

Na tym nie koniec. Po powrocie czeka mnie premiera „Przysiadek na Centralnym”, poruszającej opowieści o ludziach bezdomnych, mieszkających na Dworcu Centralnym w Warszawie. Ich historie pokazują, że niewiele trzeba żeby wszystko przewróciło się o 180 stopni.

Czujesz się spełniona?

– Spełniam się każdego dnia. Robię to, co kocham, staram się pomagać innym, otaczam się przyjaciółmi. Oby tak dalej – do czasu, kiedy odwrócę się za siebie, żeby pożegnać życie z radością, idąc tam, gdzie, mam nadzieję, pada śnieg…

Na zdjęciu: Dorota Górczyńska-Bacik na scenie

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_