17 sierpnia 2019, 10:16
Felieton Kisiela: Ze Szwecji do Szwecji
Człowiekowi na stare lata odbija, to fakt. Niektórzy wykupują wtedy bilet na lot komercyjny w Kosmos, inni zamawiają zamrażanie ciała z terminem obudzenia za 100 lat. Kupują w ten sposób nadzieję na lepsze jutro, którego i tak nie będzie… To wersja dla zamożnych. Ubożsi kupują Harleya, zakładają czerwone sweterki i skórzane spodnie, nieważne że niedopasowane, że tłuszcz z brzucha wylewa się wiadrami na boki.

Ważne że można zaimponować młodszym dziewczynom jak bohater filmu „Easy Rider”. Mnie odbiło inaczej. Nie zainwestowałem w kultowy motocykl, bo nie mam stosownego prawa jazdy. Postanowiłem popłynąć wpław do Szwecji.

Zaopatrzyłem się w stosowny przewodnik, trochę wcześniej potrenowałem, nabyłem odpowiednie wyposażenie i skontaktowałem się z człowiekiem, który organizuje takie wyprawy. No i najważniejsze – rozpuściłem wieści o moich planach wśród znajomych oczekując oznak podziwu. Pewnego dnia spakowany wyruszyłem na wodę i skierowałem się do Szwecji. Raz kozie śmierć!

Nawiasem mówiąc, moją wyprawę sprowokowali dziennikarze i politycy.

Europejskie media ostatnio doniosły, że Szwedzi masowo wyjeżdżają ze swojego kraju za granicę. To znaczy, oni zawsze lubili wyjeżdżać do innych, ale nie zawsze jako turyści. Na przykład w lipcu 1655 r. kilkaset tysięcy Szwedów pod kierunkiem króla Karola X Gustawa wybrało się gromadnie do Polski, bynajmniej nie w celach turystycznych. Masowy najazd Szwedów na II Rzeczpospolitą w XVII wieku przeszedł do historii jako potop szwedzki a jeszcze bardziej – dzięki Henrykowi Sienkiewiczowi – jako walka Kmicica z całą armią Szwedów w obronie Jasnej Góry. Jak wiadomo, klasztor w Częstochowie został obroniony dzięki nadludzkiemu wysiłkowi jednego człowieka, a był nim właśnie Kmicic, który zadał wrednym Szwedom wielkie straty a przede wszystkim wysadził w powietrze ich cudowną „wunderwaffe” –olbrzymią armatę. Po bitwie Szwedzi się załamali i w ostateczności przegrali „potop szwedzki”. Oczywiście, jak to u Sienkiewicza – wszystko było wyolbrzymione i przesadzone, ale pamiętajmy, że pisarz stworzył Trylogię „ku pokrzepieniu serc”.

Po 364 latach od rozpoczęcia potopu szwedzkiego podobno zaczął się kolejny potop. Tak przynajmniej informowały media. Podobno Szwedzi masowo emigrują teraz ze swojej ojczyzny i uciekają do Polski. Podobno mają dość życia w kraju, w którym stają się powoli mniejszością, gdzie terroryści spacerują na co dzień po ulicach a zasiłki socjalne trafiają do wielodzietnych rodzin imigrantów z Afryki i Azji zamiast do wielodzietnych rodzin nordyckich. Szwedzi wyjeżdżają więc do Polski, która jest dla nich ostoją dawnych europejskich wartości, konserwatyzmu, demokracji i porządku prawnego. Tego właśnie szukają Szwedzi w Polsce.

Tak podawały media – zaznaczam.

Podejrzewam jednak, że to tylko przykrywka – tak mówi się w języku szpiegowskim – dla prawdziwych intencji Skandynawów. Jestem przekonany, że w ten sposób przygotowują się do kolejnego militarnego potopu. Szwedzi niby szukają sobie miejsca z dala od światowego terroryzmu, ale w rzeczywistości badają teren, szukają dogodnych miejsc do desantu, tam gdzie mają wylądować ich wojska. Jak już się pojawią, to żaden Kmicic, ani nawet tysiąc Kmiciców nie da im rady. Po prostu Szwedzi chcą u nas założyć nową Szwecję.

Postanowiłem więc sprawdzić informacje osobiście i na miejscu. Dlatego zaplanowałem moją wyprawę wodną do Szwecji. Wynająłem… kajak, zapakowałem niezbędne rzeczy i popłynąłem. Podróż należała do jednych z najpiękniejszych jakie zaliczyłem w życiu. Po drodze mijałem bajecznie urokliwe krajobrazy, płynąłem przez lasy, potem łąkami, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Spotykałem bobry i inne dzikie zwierzęta. Aż dopłynąłem do Szwecji. Ta przywitała mnie napisami w języku polskim:

„Witamy, zapraszamy na camping”. Albo: „Sklep za 200 metrów”. Albo: „Zapraszamy na domowe jedzenie” I nie spotkałem żadnych Szwedów. Ani blond Szwedów ani z innym kolorem skóry. Gdzie trafiłem? Do Szwecji, maleńkiej, urokliwej wsi na północy Polski. Dopłynąłem tu kajakiem, po wielu godzinach wiosłowania. Nikt tu nie słyszał o szykującym się potopie szwedzkim. Może i dobrze, że ludzie żyją tu innymi sprawami.

Jeśli ktoś szuka tak zwanego świętego spokoju, polecam to miejsce.

Szczegóły w redakcji „Tygodnia Polskiego”.

Pozdrawiam ze Szwecji 🙂

Wasz felietonista.

Andrzej Kisiel

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_