13 sierpnia 2019, 12:36
Wojciech Deluga: Korzystając z digitalizacji

Niedawna wizyta w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego przypomniała mi o temacie, który uszedł uwadze naszej gazety. Rzecz dotyczyła przekazania przedwojennych filmów polskich z archiwum filmowego Instytutu do Filmoteki Narodowej w Warszawie.

O sprawie przypomniał mi Wojciech Deluga, który w Instytucie opiekuje się zbiorami filmowymi.

Usprawiedliwieniem powrotu do tematu niech będzie zdanie komentarza dyrektora Filmoteki Narodowej Anny Sienkiewicz-Rogowskiej: „ – To wielkie wydarzenie, bo tak dużo przedwojennych filmów trafiło jednocześnie do Filmoteki po raz ostatni 50 lat temu…”

Jak przypomniał Wojciech Deluga, do Filmoteki Narodowej w Warszawie trafiły filmy, które w Instytucie przechowywane są od 1945 roku. Można mówić o dwóch ich grupach. Pierwszą tworzą filmy fabularne na taśmach 16 mm, które były wyświetlane na terenie Wielkiej Brytanii już po wojnie na pokazach organizowanych przez polską YMCA. Trzydzieści dwa tytuły zostały przekazane do Warszawy. Przy okazji ciekawostka, otóż specjaliści z Filmoteki już rozpoznali, że niektóre kopie były wykonane w Stanach Zjednoczonych, a nie – jak można było przypuszczać – że pochodziły z Polski.

Natomiast druga grupa to również filmy fabularne, tyle że niekompletne (zestaw 28 puszek, taśmy 35 mm), które przesyłane były z Polski w latach trzydziestych. Zadaniem tego materiału było popularyzowanie kultury polskiej poprzez pokazywanie dorobku kina polskiego. Pokazom filmów z tej grupy patronował Konsulat Polski w Londynie. Tu z kolei ciekawostką wartą odnotowania jest, że filmy miały polską ścieżkę dźwiękową, nie miały angielskich napisów, natomiast plansze tytułowe były w języku angielskim, a jedna z kopii tj. film pt. „Jego wielka miłość” miała napisy niemieckie… Być może wyświetlana była wcześniej także w Niemczech lub też była przysłana do Londynu z myślą, że będzie pokazywana jakiejś określonej grupie niemieckojęzycznej.

– W zbiorach Instytutu zachowały się tylko niektóre listy przewozowe kopii filmów, może więc warto poszukać w innych archiwach i wówczas udałoby się ustalić, w których miejscowościach odbywały się wspominane pokazy. Ale to już historia dla naukowca-entuzjasty, który by temat zgłębił i zbadał – uśmiecha się Wojciech Deluga.

Do Polski, do zbiorów Filmoteki trafił zatem słynny film Mieczysława Krawicza z 1933 roku pt. „Szpieg w masce”, także film „Piętro wyżej” Leona Trystana z 1937 roku z napisami angielskimi oraz wspominana „Jego wielka miłość” Stanisławy Perzanowskiej i Mieczysława Krawicza z 1936 roku z napisami niemieckimi. Jest też film „Sportowiec mimo woli” robiony w roku 1939 w reżyserii Krawicza, będący w rzeczywistości zmontowaną w 1947 roku w Ameryce jego nową wersją, poskładaną z fragmentów oryginału znalezionych w Warszawie w ruinach jednego z teatrów.

Wśród taśm, które do Filmoteki Narodowej pojechały z Londynu są filmy będące klasyką przedwojennej kinematografii polskiej – mowa tu m.in. o filmach Józefa Lejtesa: „Pod Twoją obronę” (1933), „Młody las” (1934), „Dzień wielkiej przygody” (1935) czy „Barbara Radziwiłłówna” (1936). Do tej klasyki należą także komedie jak na przykład „Paweł i Gaweł” (1938) Mieczysława Krawicza z Eugeniuszem Bodo i Adolfem Dymszą, „Manewry miłosne” (1935) Jana Nowiny-Przybylskiego i Konrada Toma z Tolą Mankiewiczówną i Aleksandrem Żabczyńskim czy wreszcie „Włóczęgi” (1939) Michała Waszyńskiego ze Szczepkiem i Tońkiem.

– Wszystkie te filmy przechowywano w konsulacie przez czas wojny, a po jej zakończeniu, niedługo przed tym kiedy budynek miał być przejęty przez komunistyczny rząd warszawski, te filmy zostały przewiezione do Instytutu i u nas zdeponowane – mówi Wojciech Deluga.

I tak trafiły tu m.in. „Antek Policmajster” z Adolfem Dymszą, wspominane „Dzień wielkiej przygody” z popularnym amantem kina międzywojennego Franciszkiem Brodniewiczem oraz „Jego wielka miłość” z główną rolą Stefana Jaracza, a także „Robert i Bertrand” z Heleną Grossówną w roli głównej.

Materiały złożone w Instytutu były niekompletne, ale – jak się okazało – bardzo istotne, bo w połączeniu ze zbiorami Filmoteki Narodowej taki na przykład „Dzień wielkiej przygody” udało się w całości zrekonstruować. Obraz połączono w całość po raz pierwszy od 1939 roku! Jest to film, który był widzom nieznany a przecież grał w nim najsłynniejszy chyba aktor polski kina międzywojennego dwudziestolecia – Kazimierz Junosza Stępowski czy inna sława – Stanisław Marusarz, wielka postać polskiego narciarstwa.

Ciekawa jest sama fabuła tego przygodowego filmu, otóż przebywająca w górach grupa skautów mierzy się z bandą kłusowników i przemytników. Jeden z młodych skautów napotyka w lesie kłusownika, który poluje na sarnę, gdy chłopak staje w obronie zranionego zwierzęcia, dochodzi do potyczki podczas której pada strzał… Harcerska grupa rusza w pościg za kłusownikiem.

– „Dzień wielkiej przygody” to nie tylko wrażenia dla młodego widza. Film jest również o tyle ciekawy, że występuje w nim przedwojenna jednostka KOP-u, którą widzimy w mundurach, w pełnym uzbrojeniu, jeżdżącą na nartach, pokazującą swój poziom wyszkolenia, co dla entuzjastów militariów jest bardzo ciekawe – dopowiada Wojciech Deluga.

W rozmowie na temat filmów z Instytutu wróciliśmy do pokazów dorobku kina polskiego w konsulacie, a raczej – jak poprawia pan Wojciech – w różnych londyńskich salach umożliwiających takie pokazy, bo polski konsulat raczej wynajmował pomieszczenia, organizował takie pokazy w angielskich kinach czy teatrach. Niestety niewielka jest wiedza na ten temat. Jednym z nielicznych śladów takich filmowych przedsięwzięć jest pismo konsula będące relacją z podobnego wydarzenia. Z dokumentu wynika, że prezentowano film pod tytułem „Tańce polskie”. Konsul pisał, że udało się wypożyczyć aparaturę i zorganizować projekcję. Zapewne gośćmi pokazu byli reprezentanci ambasad czy środowiska związanego z ambasadami, dyplomacją albo w ogóle z szeroko rozumianą kulturą.

– Wracając do „szesnastek”… to spotkała nas niespodzianka – mówi Wojciech Deluga. – Okazało się, że wśród przekazanych filmów jest wspominana już komedia wodewilowa „Robert i Bertrand”, to ważny film – w tytułowych rolach Dymsza i Bodo, gra także Helena Grossówna, ale także Mieczysława Ćwiklińska, Michał Znicz, Antoni Fertner, Józef Orwid i inni. Okazało się więc, że kopia w Polsce (jakkolwiek w całości) to jednak jest w bardzo złym stanie i dopiero w połączeniu z tą taśmą, którą my wysłaliśmy, uda się zrekonstruować zniszczone części filmu, a sam obraz będzie znacznie lepszej jakości – objaśnia pan Wojciech.

Obecnie technologia jest tak zaawansowana, że pozwala na tego typu rekonstrukcje.

Filmoteka Narodowa w swoich zbiorach posiada taśmy z kolekcji IPMS, ale wiedzieć trzeba, że są to także taśmy, które do Polski były przewiezione przed laty – pieczołowicie przechowywane z nadzieją, że przyjdzie moment na ich pokazanie polskiemu widzowi. Takim na przykład filmem, przemyconym do kraju lata temu, a bardzo ważnym dla historii polskiego kina jest „Wielka droga”. Ten film jest produkcją Ośrodka Kultury i Prasy II Korpusu Polskiego, pochodzi z 1946 roku. Opowiada dzieje ludzi wywiezionych na Sybir, którzy przetrwali łagry i dostali się do Armii Andersa, a z nią przez Bliski Wschód dotarli do Włoch, gdzie walczyli z Niemcami u boku aliantów. Ten pełnometrażowy film ma kilka wersji językowych (polską, angielską, włoską) i pokazywany był międzynarodowej publiczności w latach powojennych, ale ze względów politycznych, nie miał premiery w Polsce i do dziś jest w kraju praktycznie nieznany. Warto jeszcze przypomnieć nazwiska aktorów (bo to postacie znaczące nie tylko w polskiej kinematografii, ale i w historii naszej emigracji), a więc w filmie występują m.in.: Jadwiga Andrzejewska, Renata Bogdańska, Albin Ossowski, Józef Winawer, Wiesława Buczerowa, Mieczysław Malicz, Bolesław Orlicz, Ludwik Lawiński, Feliks Fabian, Stanisław Belski i Jadwiga Domańska.

Jak już powiedziano, technologia cyfrowej obróbki filmów jest tak zaawansowana, że pozwala na tego typu rekonstrukcje. W kolekcji IPMS jest około 1500 puszek z filmami czy ich fragmentami. Stąd pomysł, by korzystając z digitalizacji, filmy trafiały na kanał YouTube. W Instytucie robią to własnym sumptem! Upowszechnianie materiałów na YouTube o tyle jest dobrym rozwiązaniem, że w widać zainteresowanie tymi filmami. Przez pierwszy rok kanał miał „oglądalność” przekraczającą 20.000 osób.

Jak podkreśla Wojciech Deluga, jest to korzyść podwójna – „instytutowy” kanał YouTube stał się miejscem, na które zaglądają entuzjaści historii, ale też i dla samego Instytutu jest to znakomite źródło upowszechniania wiedzy o działaniach i misji tej placówki.

Jarosław Koźmiński

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_