21 marca 2019, 09:05 | Autor: admin
Wszystko czai się w oczach
To unikatowy projekt, nigdy wcześniej nie było wystawy przedstawiającej w jednym miejscu portrety wszystkich urzędujących brytyjskich parlamentarzystek. Na temat ekspozycji „209 Women” z jej uczestniczką, fotografką Moniką K. Adler, rozmawia Piotr Gulbicki.

Wystawę można zobaczyć w słynnej galerii Open Eye w Liverpoolu.

– Do 14 kwietnia. Natomiast wcześniej, przez dwa miesiące, była prezentowana w parlamencie w Londynie. Projekt powstał z myślą o uczczeniu setnej rocznicy nadania kobietom w Wielkiej Brytanii praw wyborczych, a także upamiętnienia Constance Markievicz, pierwszej kobiety, która otrzymała mandat poselski. Niestety, ta członkini partii Sinn Féin nigdy z powodów ideologicznych nie zasiadła w parlamencie.

W nawiązaniu do tamtych wydarzeń Hilary Wood, fotografka, kuratorka oraz nauczycielka akademicka, zorganizowała wystawę, na której jest okazja podziwiać portrety wszystkich obecnych parlamentarzystek, które zostały uwiecznione przez tyleż kobiet-fotografek. Ideą projektu jest również zwiększenie zainteresowania pań polityką i zrównoważenie szans, tak żeby w przyszłości ilościowe proporcje damsko-męskie w poselskich ławach się wyrównały.

Wystawę wspiera wiele znanych osób, między innymi Helen Pankhurst, prawnuczka słynnej brytyjskiej sufrażystki Emmeline Pankhurst, dzięki której Brytyjki otrzymały prawo do głosowania w wyborach.

W Londynie nie pokazano wszystkich zdjęć.

– Zostały zaprezentowane 204 fotografie, bez portretów republikanek z Sinn Féin, co było spowodowane wewnętrznymi regułami tej partii, odwołującymi się do tak zwanej „Policy of abstaining from Parliament”. Zabrakło też zdjęcia Jo Cox, zamordowanej w 2016 roku przez mężczyznę zarzucającego jej popieranie Unii Europejskiej oraz imigrantów. Jednak o posłance Partii Pracy nie zapomniano, jej pamięć została uhonorowana przy wejściu na wystawę krótką historią jej życia oraz działalności politycznej.

Natomiast w Liverpoolu mamy 208 zdjęć, łącznie z posłankami z Sinn Féin.

Ekspozycja cieszy się popularnością?

– Zdecydowanie. Informują i informowały o niej największe brytyjskie media, dlatego nie dziwi zainteresowanie ze strony publiczności, głównie młodych kobiet, które czują impuls do zmian w swoim życiu. Co więcej, 19 marca ukaże się album fotograficzny „209 Women”, wydany przez Bluecoat Press w Liverpoolu.

Portrety są w różnych ujęciach.

– W bardzo różnych. Autorki zdjęć zaprezentowały całkowicie odmienne style, dlatego mamy prace kolorowe, czarno-białe, kolaże… Zostały też użyte aparaty o innych formatach. Projekt zakładał, żeby nie były to sztywne, oficjalne wizerunki, gdyż chodziło o przedstawienie kobiet-polityków w przyjaznym, prywatnym otoczeniu, nakreślenie ich osobowości, pokazanie kim są, skąd pochodzą, co lubią.

Co ciekawie, jak się okazało aż 40 proc. parlamentarzystek preferuje kolor czerwony, gdyż w żakietach tej barwy ubrały się do sesji fotograficznych. I właśnie im poświęcona jest jedna ściana na liverpoolskiej wystawie.

Według jakiego klucza wybierano autorki zdjęć?

– Głównym kryterium był profesjonalizm, talent oraz wyobraźnia. Skompletowano grupę najlepszych fotografek mieszkających w Zjednoczonym Królestwie, będących na różnych etapach swoich zawodowych karier, przy czym aż 90 proc. w tym gronie stanowią Brytyjki. W związku z tym, że ta dziedzina sztuki obfituje w bogactwo stylów i dyscyplin, w projekcie biorą udział osoby specjalizujące się w modzie, portretach, dokumentalistki, przedstawicielki fotografii artystycznej, komercyjnej i reklamowej. A wszystko po to, żeby stworzyć wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju kolekcję.

W tym zespole znalazłaś się również ty.

– Z czego jestem bardzo dumna. Zostałam wybrana po rozmowie kwalifikacyjnej – pod uwagę wzięto serię portretów charakteryzujących moją twórczość, a także bogate doświadczenie, gdyż wcześniej brałam udział w pond 100 wystawach, w różnych zakątkach świata. Część z nich, szczególnie w dwóch ostatnich latach, było związanych z feminizmem i prawami kobiet. Chodzi między innymi o ekspozycje w British Council w brazylijskim Sao Paulo, podczas konferencji feminizmu w Manchesterze, na festiwalu Bloomsbury w Londynie, a także o serię banerów rozwieszonych wokół Pałacu Westminster. Dodatkowo mój autoportret „Emigrantka” był częścią gigantycznej mozaiki „The Face of Suffrage” na stacji kolejowej w Birmingham.

W projekcie „209 Women” pracowałaś z Teresą Pearce.

– To posłanka Partii Pracy, będąca 348. kobietą w historii, która zasiada w brytyjskim parlamencie. Reprezentuje okręg wyborczy Erith & Thamesmead w południowo-wschodnim Londynie.

Ja mieszkam w centrum Greenwich i miałam za zadanie sfotografować ją w mojej okolicy, ale okazało się, że Erith jest odległą częścią tej dzielnicy. Nawet nie wiedziałam, że istnieje takie miejsce, byłam tam pierwszy raz w życiu, muszę jednak przyznać, że warto było się wybrać i zobaczyć przepiękne molo, najdłuższe w całym Londynie, gdzie odbyła się sesja. Trwała około 20 minut.

Ciekawe doświadczenie?

– Nawet bardzo. Teresa jest przystępną, otwartą i uśmiechniętą osobą, a w krótkiej rozmowie o podróżach stwierdziła, że kocha Paryż i nienawidzi węgierskiej kuchni, która jest dla niej zbyt ostra. Miło nam się rozmawiało.

Mówisz o sobie, że nie jesteś typowym fotografem.

– Tak sądzę, gdyż zdjęcia są dla mnie jedynie medium przez które wyrażam idee. Dlatego większość z nich jest konceptualna. Nie dokumentuję rzeczywistości, nie interesuje mnie socjologia, skupiam się bardziej na filozofii, a w ludziach szukam czegoś więcej niż tło społeczne. Moje fotografie są głównie autobiograficzne – opowiadam w nich o sobie, swoim życiu, ciekawi mnie pierwiastek metafizyczny w codzienności.

Lubię też portret. Przez lata fascynowałam się Stanisławem Ignacym Witkiewiczem, jako fotografem-portrecistą. To właśnie w jego pracach, jeśli w ogóle można uczyć się od zmarłego artysty, podpatrzyłam co u fotografowanego człowieka jest najważniejsze. Wszystko czai się w oczach.

Jest zdjęcie do którego masz szczególny sentyment?

– W zasadzie nie, chociaż ostatnio bardzo lubię wracać do „Mistrza i Małgorzaty”. Zrobiłam je w 2009 roku w Nowym Jorku na dolnym Manhattanie. Przedstawia zatłoczoną ulicę Canal Street, a w kadrze nagle pojawia się wysoki facet z wielkim czarnym kotem siedzącym mu na głowie. Ten ostatni, Behemot, podobnie jak u Bułhakowa jest wysoki, ponad wszystkimi i wszystkim. Czysty surrealizm.

Jak się robi dobre zdjęcia?

– To efekt magicznej sztuczki. Z technicznego punktu widzenia najważniejszy wcale nie jest sprzęt, tylko odpowiednia kompozycja i światło. Natomiast to, co kreuje dobre ujęcie, ten decydujący moment, olśnienie, przychodzi… No właśnie, skąd? Do dziś tego nie wiem.

Zajmujesz się nie tylko fotografią.

– Jestem również reżyserką filmową. Po zrealizowaniu jedenastu krótkometrażowych produkcji oraz pięciu videoartów w końcu przyszedł czas na debiut fabularny. Bardzo się cieszę, że po trzech latach ciężkiej pracy rozpoczęliśmy zdjęcia do filmu „Sick Bacchus”. To horror psychologiczny, będący krytyką konsumeryzmu, którego akcja rozgrywa się w londyńskiej dzielnicy Mayfair. Głównym wątkiem jest historia kobiety z angielskiej elity, uwikłanej w psychologiczną grę ze swoim lekarzem, której cel zmieni ją na zawsze.

W tej chwili to mój priorytet, nie zapominam jednak o fotografii. Najnowszy projekt, nad którym pracuję, nosi nazwę „Emigree” i opowiada o artystach z Europy Wschodniej zakotwiczonych w brytyjskiej stolicy. W dobie Brexitu i rosnącej z dnia na dzień ksenofobii chcę dokonać egzorcyzmu na bezpodstawnie negatywnym obrazie imigrantów na Wyspach. Nostalgia oraz szczypta szaleństwa, historia, marzenia i często mglista rzeczywistość – w ten sposób planuję to pokazać…

 

Monika K. Adler, pochodzi z Gostynina, ukończyła Europejską Akademię Fotografii w Warszawie. Od sześciu lat mieszka w Londynie. Współpracuje z agencją Art + Commerce, Photo Vogue Italia w Nowym Jorku, Mediolanie oraz Paryżu, a także z Trinity London i Trinity Oslo. Ma na koncie udział w ponad 100 wystawach w różnych zakątkach świata. Jej zdjęcia były publikowane w prestiżowych magazynach fotograficznych, między innymi „GUP Magazine”, „Eye of Photography”, „Photographer Russia”.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (1)