07 listopada 2017, 16:48
Stojąc w jednoosobowej kolejce

 Za czym kolejka ta stoi

Po szarość, po szarość, po szarość

Na co w kolejce tej czekasz

Na starość, na starość, na starość

Tak śpiewała Krystyna Prońko. Słowa tej piosenki, będącej kwintesencją PRL-u, napisał Ernest Bryl.

Polacy nie potrafią stać w kolejce. Natychmiast zaczynają się przepychać w myśl zasady „byle do przodu, byle wyprzedzi ć stojącego przede mną”. Może dlatego, że przez lata w kolejkach stać musieli. Po wszystko.

Inaczej Anglicy. „Anglik, nawet gdy jest sam, ustawia się w jednoosobowej kolejce” – tak pisze Kate Fox w książce „Watching the English. The Hidden Rules of English Behaviour”, która ukazała się w Polsce pod tytułem „Przejrzeć Anglików. Ukryte zasady angielskiego zachowania”. Autorka, antropolog społeczny, zastępca dyrektora Social Issues Research Centre (Centrum Badań Społecznych) w Oxfordzie, zajmuje się badaniem trendów socjo-kulturowych we współczesnym, zglobalizowanym świecie. W swojej książce, bardzo nieangielskiej, bo mocno przegadanej (600 stron) stara się patrzeć na swoich współziomków jak zimny naukowiec. Nie zawsze jej to wychodzi, często ucieka w anegdotę, chętniej odwołując się do własnych obserwacji niż do badań innych naukowców.

O staniu w kolejce w stylu angielskim pisze tak: „Gdy czekam samotnie na autobus lub taksówkę, nie wałęsam się po przystanku, jak ludzie w innych krajach – ustawiam dokładnie pod znakiem, z twarzą zwróconą w odpowiednim kierunku, dokładnie tak, jakbym stała na czele kolejki. Ustawiam się w porządną jednoosobową kolejkę.”

„Przejrzeć Anglików” to jedna z licznych publikacji, jakie ukazały się w ostatnich latach na temat angielskiej tożsamości narodowej, odmiennej od szkockiej czy walijskiej, nie mówiąc już o europejskiej, jeśli ta ostatnia w ogóle istnieje. Publikacje te zaczęły ukazywać się zanim jeszcze doszło do Brexitu. Analiza większości autorów ujmowała angielskość (czasem brytyjskość) w kontekście utraconego imperium. Jego rozpad sprawił, że Wielka Brytania straciła pozycję w świecie i choć stała się państwem średniej wielkości, to nadal wielu Anglików uważa, że należy się jej specjalna rola do odegrania. Jaka? Z tym bywa trudniej.

Wyraźnie widać to w kontekście stosunków ze wspólnotą europejską. Długi czas Wielka Brytania stała w „jednoosobowej kolejce”, czekając na to, by zostać do tego ekskluzywnego klubu przyjętą. Dwukrotnie przeszkodził temu Charles de Gaulle. Udało się dopiero w 1973 r., a więc w trzy lata po śmierci generała. I od samego początku, a zwłaszcza w dobie rządów Margaret Thatcher, Wielka Brytania starała się o to, by jej członkostwo odbywało się na specjalnych warunkach. To podejście kontynuował David Cameron, który tuż przed ogłoszeniem referendum unijnego próbował, z dość dużym sukcesem, ale przetopionym w porażkę przez niechętne mu populistyczne media, uzyskać korzystne dla Brytyjczyków koncesje.

Wielka Brytania nie jest jedynym państwem, które musiało przełknąć gorzką pigułkę zmian terytorialnych czy utraty imperium. Weźmy pod uwagę choćby Austrię, Hiszpanię czy Holandię. Jednak żadne z tych państw nie domaga się specjalnych przywilejów ze względu na przeszłość. Czy Austriacy i Holendrzy mają problemy z tożsamością? Nie wiem, ale patrząc na ostatnie wyniki wyborów w tych krajach, w których dość znaczne poparcie zdobyli nacjonaliści, coś jest na rzeczy. Wydarzenia ostatnich tygodni w Hiszpanii zdają się potwierdzać tezę, że w zglobalizowanym świecie coraz częściej dają o sobie znać regionalizmy. Na tym tle aspiracje wolnościowe Szkotów czy Walijczyków nie są niczym nadzwyczajnym.

Obserwując negocjacje z Unią Europejską widać wyraźnie, że Brytyjczycy nie do końca mają jasny obraz tego, jak powinny układać się ich relacje w przyszłości z Unią Europejską i resztą świata. Można odnieść wrażenie, że chcą stać na czele kolejki i dyktować warunki innym (na przykład w układaniu stosunków USA). Istnieje jednak poważna obawa, że kolejka ta stanie się jednoosobowa, bo świat pójdzie inną drogą, nie zważając na to, czego chcą Brytyjczycy.

„Jeżeli kraj nie wie czym jest, to nie dziwmy się, że nie wie czego chce” – stwierdza Stuart Ward w interesującym artykule, który ukazał się w piśmie „Prospect” (6 października br). Jak twierdzi autor, w takim stawianiu sprawy nie ma niczego nowego. Już ponad 50 lat temu zaczęły ukazywać się publikacje, które stawiały podobne pytania, a Penguin wydał nawet serię zatytułowaną „What’s Wrong with Britain?”.

Donald Horne, autor dwóch bestsellerów „The Lucky Country” i „God is an Englishman”, wydanych w latach 1960. stawiał tezę, że wiele problemów, z jakimi borykała się Wielka Brytania w dobie powojennej, wynikało z permanentnego uczycie kryzysu. Dzieci wyżu demograficznego urodziły się, gdy funt został zdewaluowany (1949), a przyszło im wchodzić na rynek pracy w dobie kolejnej dewaluacji (1967) i walczyć o pozycję życiową w latach, gdy Wielka Brytania przeżywała okres strajków, bezrobocia, galopującej inflacji i rozbuchanej potęgi związków zawodowych. Wydawało się wówczas, że lekiem na wszelkie zło jest symboliczne zasypanie Kanału La Manche. To temu samemu pokoleniu przychodzi wchodzenie w starość w dobie kryzysu finansowego. Tym razem za niepowodzenia obarczona została Unia Europejska.

Głosując za Brexitem, Wielka Brytania ustawiła się w jednoosobowej kolejce do wyjścia. Gdy przekroczy ten próg, czy znajdzie się inne państwo, by zająć jej miejsce? Wszystko zależy od tego, na jakich to wyjście będzie warunkach.

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_