29 września 2017, 10:27 | Autor: admin
Ostatni klaps na planie Dywizjonu 303
W ogrodach Pałacu Obory w podwarszawskim Konstancinie nietypowy widok: wojskowy barak, zabytkowe samochody i samolot – Hurricane z czasów II wojny światowej. Po całym terenie kręcą się mężczyźni w lotniczych mundurach, między nimi dźwiękowcy, operatorzy kamer i charakteryzatorzy, gdy pełen ożywienia harmider ucina okrzyk reżysera: „Akcja!”. Tak wygląda plan zdjęciowy filmu „Dywizjon 303”. – Zbliżamy się do końca zdjęć – informuje Sławomir Ciok, jeden z producentów, odpowiedzialny za sprawy międzynarodowe filmu.

Dwie bitwy

Jak czytamy w eksplikacji twórców, film opowiada o dwóch bitwach, jakie stoczyli polscy piloci w 1940 roku. „Pierwsza o uznanie umiejętności i o prawo do walki z Niemcami. A druga bitwa również ważna. Bitwa o Anglię. Dywizjon 303 okazał się najskuteczniejszą aliancką jednostką myśliwską”.

Film nie jest, jak może sugerować tytuł, ekranizacją książki „Dywizjon 303” Arkadego Fiedlera, lecz bazując na dokumentach, wspomnieniach i współczesnych pracach naukowych, opowiada historię walki, przyjaźni i braterstwa polskich lotników w czasie II wojny światowej. Jak zdradza reżyser Denis Delić (znany z takich produkcji jak „Ja wam pokażę!” czy „Kobra – Oddział specjalny”) uchwycenie tej idei, która przyświecała twórcom, było największym wyzwaniem podczas kręcenia filmu.

– Balansujemy na cienkiej granicy pomiędzy tym, co jest niezbędne do pokazania zarówno pod względem historycznym, jak i dramaturgicznym. To nie jest proste stworzyć film, który na wielu poziomach jest autentyczny i zgodny z prawdziwymi wydarzeniami, ale jednocześnie daje przestrzeń na improwizację. Aby to nie była wyłącznie sucha historia, ale aby ta historia łapała za serca – tłumaczy.

Na planie zdjęciowym pieczę nad zgodnością z prawdą sprawuje zespół historyków oraz konsultantów lotniczych. Każdy rekwizyt czy element scenografii jest dopieszczany przez wybitnego specjalistę w swoich fachu – Mariana Zawalińskiego, który ma na swoim koncie prace przy wielu filmach historycznych, m.in. „Tajemnica Westerplatte”. Z dumą pokazuje dziennik Fericia, który z godną podziwu pieczołowitością odtworzył z oryginału.  – Nawet zdjęcia, które są oczywiście kopiami, zostały wycięte w taki sposób, aby imitowały oryginalne odbitki. Jest także autograf króla Jerzego – opowiada przewracając kartki.

– To dla mnie wielka radość wgryzać się w takie smaczki, ale jednocześnie też olbrzymia odpowiedzialność – stwierdza Zawaliński.

To też nie lada sprawdzian dla aktorów. – Wszyscy czujemy ten ciężar, który spoczywa na naszych barkach, ponieważ jest to kawałek naszej historii. Historii niełatwej, ale takiej, która powinna być przypominana – mówi Nikodem Rozbicki, grający Stanisława Karubina, dodając, że to właśnie ze względu przez dbałość o detale ten film powstaje tak długo.

Plejada polskich gwiazd

Film kręcony jest na terenie Polski, Francji oraz Wielkiej Brytanii. Kwestie są nagrywane jednocześnie w języku polskim i angielskim – chodzi o zainteresowanie tematem publiczności anglojęzycznej. I jak wszystko wskazuje, to było dobre posunięcie. Z nieoficjalnych informacji wiemy, że produkcją jest zainteresowana platforma Netflix.

Konstancin chwilowo udaje bazę Royal Air Force w Northolt. Na lądowisku stoi Hurricane, z którym zdjęcie robi sobie Antoni Królikowski w roli Witolda Łokuciewskiego.

– Tolo jest dobrym przyjacielem i niezawodnym pilotem, jest bardzo honorowy i odważny, jednak jest też tylko człowiekiem. I ja w swoich rolach zawsze szukam tego człowieka, z krwi i kości. Ponieważ naszym celem nie jest zbudowanie im nieskazitelnego pomnika – opowiada aktor.

Obok w wiernie odtworzonym dyspersalu trwa kręcenie sceny powrotu lotników z akcji. Nikodem Rozbicki z wielkim entuzjazmem opowiada o jednej z sytuacji bojowych, której bohaterem była postać, którą odgrywa.

– Podczas pojedynku z Messerschmitem Karubinowi skończyły się pociski. Wówczas zaczął schodzić na ten samolot, coraz niżej i niżej, aż zmusił wroga do zbliżenia się do ziemi na niebezpieczną odległość. Wtedy Messerschmitt zahaczył o korony drzew i rozbił się. To było zestrzelenie bez strzału! – mówi. Jak wyznał, zawsze pasjonowała go historia Dywizjonu 303 za sprawą swojego dziadka, który mu o nim opowiadał. Gdy tylko dowiedział się, że weźmie udział w tym projekcie, zaczął intensywny research, podczas którego szczególne miejsce zajęła książka „Żądło Genowefy”, która opisuje nie tylko walki powietrzne, ale codzienne życie pilotów.

Również Aleksander Wróbel zna na wyrywki życiorys Jana Daszewskiego, w którego się wciela. Chętnie opowiada o jego wojennej tułaczce z Rosji przez Rumunię do Anglii i nie do końca wyjaśnionych okoliczności jego śmierci.

– Przygotowując się do tej roli korzystałem z dzienników Fericia, różnych książek na temat Bitwy o Anglię, z materiałów udostępnionych przez Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, a także zdjęć i pamiątek rodziny Daszewskich, z którą miałem zaszczyt się spotkać. To był przełomowy moment w pracy twórczej – podkreśl a aktor.

– W historii Daszewskiego najbardziej poruszył mnie fakt, ze pochodził z arystokratycznej rodziny, a mimo to poszedł na wojnę jak wszyscy. Dla niego nie liczyły się pałace, które posiadała jego rodzina, najważniejsza była miłość do ojczyzny – mówi Wróbel.

Po nakręconej scenie przed dyspersalem odpoczywa Jan Wieczorkowski, grający Ludwika Witolda Paszkiewicza.
– Był jednym z pierwszych pilotów, którzy zauważyli wrogie samoloty nad Anglią. Jednak to nie jest człowiek, który chce stawiać się na piedestale. Jest trochę z boku, w porównaniu do innych członków dywizjonu. W Polsce zostawił żonę i córkę, za którymi tęskni. Jest to niewątpliwie postać melancholijna – zaznacza aktor. Z wielkim szacunkiem Wieczorkowski obserwuje starania całej ekipy, aby film był jak najbardziej autentyczny. Śmieje się: „Tutaj każda metka musi się zgadzać!”

W filmie gra plejada polskich gwiazd. Główne role – Jana „Donalda” Zumbacha i Witolda Urbanowicza – przypadły Maciejowi Zakościelnemu oraz Piotrowi Adamczykowi. Z kolei króla Jerzego gra Jaime Hinde, znany z filmu „The Feral Generation” czy serialu „Doctors”.

– Jest tutaj ciekawa paczka, każdy jest zupełnie inny – przyznaje Maciej Cymorek w roli Josefa Frantiska.
– To wielkie wyzwanie z jednej strony, ale też wspaniale doświadczenie dla młodego aktora – kwituje.

Temat ściągnięty z półki

Wyczekiwana premiera filmu nastąpi w przyszłym roku. To szczególny rok, w którym zbiegają się wielkie jubileusze: 100-lecie odzyskania niepodległości, 100-lecie polskiego lotnictwa, jak również 100. rocznica powstania RAF-u. – A wszystko zaczęło się od producenta, który ściągnął ten temat z półki, na której stał już kilkadziesiąt lat i jako pierwszy postanowił zrobić to, co już parę osób próbowało – akcentuje reżyser Denis Delić.

Ten fakt może wyjść produkcji wyłącznie na korzyść – dzięki temu nabierze należytego rozgłosu, choć intensywna promocja trwa już od kilku miesięcy. Ekipa filmowa już kilka razy odwiedzała Londyn. Podczas ostatniej wizyty we wrześniu z filmem zapoznał się książę Michael z Kentu. „Książę nie może się doczekać jego ukończenia” – wyjawił podczas konferencji prasowej w Instytucie Sikorskiego producent i scenarzysta Jacek Samojłowicz. Nakręcone już sceny zobaczył także książę William podczas wizyty w Polsce.

– Myślę, że ten film, fabularny, ale osadzony w wojennych realiach, zachęci widzów do lepszego poznania historii, która gdyby nie nasi lotnicy, mogłaby mieć zupełnie inny przebieg – sumuje Królikowski.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_