08 sierpnia 2017, 10:49
Meteora: pomiędzy niebem i ziemią

Jak powstały gładkie skalne klify wznoszące się nad Równiną Tesalską geologowie zastanawiają się od wieków. Te wyszlifowane olbrzymy (najwyższy ma 540 m) były prawdopodobnie ukształtowane 60 milionów lat temu przez gigantyczną rzekę rozlewającą się z trudną do wyobrażenia siłą. Te niezwykłe formacje skalne są unikatowe na skalę światową. Tak jak i wieńczące ich szczyty klasztory o nazwie „meteora” czyli „zawieszone pod niebem”.

Od jaskini do kontemplacji

Okolice miasta Kalampaka, północna Grecja, były zamieszkane już 50 tysięcy lat temu. Tutaj znajduje się pierwsza znana budowla stworzona przez człowieka. To fragment muru zakrywający dwie trzecie wejścia do jaskini Theopetra. Powstał on 23 tysiące lat temu, gdy na ziemi panował mini okres lodowcowy. Mieszkańcy chcieli uciec od mroźnych wiatrów i śniegu. Trudno ten chłód sobie wyobrazić teraz, latem we współczesnej Grecji, gdy temperatury osiągają do 50 C. Theopetra była świadkiem dwóch niezwykle ważnych dla ludzkości przemian. Pierwsza to odejście Neandertalczyków i zastąpienie ich współczesnym homo sapiens. Druga, to przejście ze zbieractwa do uprawy roli, już po zakończeniu mini epoki lodowcowej. We wnętrzu jaskini znaleziono bowiem fragmenty kości oraz narzędzi, które potwierdzają dzieje ludzkości, które były udziałem mieszkańców Theopetry. Nie jest to miejsce spektakularne, ale ze względu na jego wagę w pradawnej historii warto tam zajrzeć, jaskinia jest dostępna dla zwiedzających.

Od IX wieku n.e. na klify Równiny Tesalońskiej zaczęli przybywać szukający Boga asceci. Było to miejsce odległe, monumentalne, robiące wrażenie. Asceci i ascetki zamieszkiwali małe jaskinie i szczeliny skalne w Meteorze, czasami kilkaset metrów nad ziemią. Pierwszy kościół istniał tam już w XI wieku, pod  nazwą „Theotokos” czyli Matka Boga. Skalni pustelnicy i pustelnice spotykali się w nim na niedzielne i świąteczne nabożeństwa. W wieku XII Meteora przeżywała „oblężenie” przez ascetów. Mnisi i mniszki uciekali przed atakami niewiernych i szukali przestrzeni kontemplacyjnej, gdzie mieliby pełną kontrolę nad wejściem do klasztoru.

W roku 1344: mnich Athanasios przyprowadza do niebotycznych skał całą grupę swoich wyznawców z góry Athos. To oni budują pierwszy klasztor. Jest to wyczyn godny greckich herosów. Na szczyty skał wspinają się po długich powiązanych sznurami drabinach. Ściany klifów są gładkie i trzeba przywrzeć do ich powierzchni, bez innego oparcia, przez kilkaset metrów. Czy ktoś miał odwagę spojrzeć w dół? Czy pełzli do góry odmawiając modlitwy? Prócz samych siebie transportowali przecież na plecach materiały budowlane, żywność, wino. Wprawdzie skonstruowano dźwigi spuszczające z góry sieci, w które ładowano ludzi i towary, ale to dopiero po jakimś czasie.

Wyśrubowane wymagania

XIV wiek to „złote czasy” Meteory. Zbudowano wtedy aż 20 klasztorów na szczytach skał. Jednym z nich był klasztor pod wezwaniem św. Warłama, drugi co do wielkości po Wielkim Meteoronie. Oba są obecnie dostępne turystom, a to dzięki przejściom i stopniom wykutym w skale w latach 20-stych ostatniego stulecia. Założycielami klasztoru św. Warłama byli dwaj bracia Theophanis i Nectarios. Ich trzy siostry również zostały mniszkami. Pustelniczą karierę rozpoczęli najpierw w wysokich górach, potem na odludnej wyspie. Wszędzie wznosili kaplice i niewielkie kościoły, ale żadne z miejsc nie było wystarczająco oderwane od codzienności, od odwiedzających wiernych. Trudno sobie wyobrazić te wyśrubowane wymagania braci pustelników skoro „zgiełkiem” były dla nich wizyty kilku pielgrzymów rocznie. Meteora to było wymarzone miejsce.

Natychmiast za siedzibę obrali sobie jeden z najtrudniej dostępnych klifów (373 m) o powierzchni zupełnie wertykalnej. Tam pobudowali pierwszy katholikon: kościół wewnątrz-klasztorny oraz mnisie cele, refektarz i scriptorium czyli pokój skrybów i bibliotekę.  W tym odosobnieniu, blisko Pana na Niebiosach zamieszkało około dziesięciu mnichów (obecnie siedmiu). Większość z nich trudziła się przepisywaniem ksiąg oraz zapisywaniem słynnych kazań i artykułów teologicznych. Inni życiem codziennym, w tym dbaniem o to, by ogromna beczka wina była zawsze pełna, a także by nie brakło wody i zapasów w spiżarniach. Wszystko to było dostarczane przy pomocy sieci wciąganych na szczyt. W te sieci wsiadali także liczni pielgrzymi pragnący zobaczyć i pomodlić się do świętych relikwii przywiezionych przez braci założycieli i jednocześnie złożyć ofiarę. Wydawało by się, że taka podróż w sznurowym worze była lepsza niż wspinanie się po uwieszonych drabinach, ale to tylko złudzenie. Mnisi byli bowiem zupełnie niezainteresowani jakimikolwiek staraniami o bezpieczeństwo gości. Nie przeglądali lin, które się dość często przecierały, wychodząc z założenia, że „sznury przecierają się z Bożej woli, której się nie wolno przeciwstawiać” i tylko gdy się urywały to wtedy je wymieniano.

Tak działo się do XVII wieku. Potem pomału budowano bardziej dostępne przejścia i schody oraz windy linowe. Obecnie tylko kilka klasztorów jest bez w miarę możliwego dostępu. Jednym z nich jest klasztor św. Mikołaja Odpoczywającego, w którym od lat przebywa zaledwie jeden mnich pustelnik.

Podniebne miasto Boga

Z 26 budynków na szczytach skał zamieszkałych jest sześć. Są to cztery klasztory męskie i dwa żeńskie. Klasztor żeński masowo odwiedzany przez turystów jest pod wezwaniem św. Stefana i obecnie można nawet podjechać do niego autokarem. Jest w nim aż 28 sióstr, w niedalekim klasztorze św. Barbary jest ich 13. W zgromadzeniach męskich w Meteorach jest zaledwie piętnastu mnichów. W obsłudze turystów pomagają więc osoby świeckie i trudno nawet takiego mnicha zobaczyć na własne oczy. No cóż zapewne chowają się wzorem założycieli przed zgiełkiem mas wycieczek. Na pewno jednak wchodząc na teren klasztoru będzie nas obserwować „cenzura”. Nie ma bowiem wstępu dla osób ubranych w szorty, z odkrytymi ramionami oraz dla pań w spodniach lub spódnicy krótszej niż do połowy łydki. W bramie znajduje się zwykle szatnia, gdzie możemy wypożyczyć długie fartuchy i chusty.

A na terenie klasztoru na pewno trzeba wejść do niewielkich katholikonów. To przepiękne kościółki od sufitu po podłogę pokryte XVI-wiecznymi malowidłami. Zabronione jest robienie zdjęć i filmowanie, więc tylko na własne oczy możemy się zachwycić żywymi kolorami scen Sądu Ostatecznego, wyrafinowanych męczarni świętych, postaci aniołów i „napisanych” twarzy ikon. Szkoda tylko, że tłumy wycieczek przepychają się w pośpiechu przez te wnętrza, które wymagają spokoju i kontemplacji. Niegdyś wejście do tych kościołów było tylko dla odważnych i tych, którzy poświęcili swe życie Bogu. Teraz to kolejna turystyczna atrakcja dla każdego wprawdzie zapierająca dech i unikalna w skali światowej. Najpiękniejsze jest jednak to, że  ciągle jeszcze pielęgnuje się tam tradycję jej założycieli, pierwszych mnichów i mniszek, którzy tak bardzo chcieli mieszkać jak najbliżej Boga.

Tekst i zdjęcia: Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_