08 czerwca 2017, 15:29
Spokój i pełny brzuch
Państwo znacie już wstępne wyniki wyborów, mnie przychodzi oddać tekst do drukarni w czwartkowe popołudnie, więc nie o warunkach opuszczania Unii przez Wlk. Brytanię, ale o nas.

Czy jest „w temacie” Unii Europejskiej jeszcze coś, o czym by nie napisano? Ani myślę rzucać tu ekscytujących liczb. Ile i kto dostał z tego, a ile z tamtego unijnego funduszu, ile Bruksela dopłaciła komuś do hektara czy czegoś w tym rodzaju. Czy ile kilometrów autostrad zbudowano i ile powstało nowych miejsc pracy…

Chcę jedynie przypomnieć, że w wejściu do Unii Europejskiej pojawiła się szansa dla Polski i Polaków na historyczny postęp cywilizacyjny, gospodarczy i kulturowy. I podkreślić, że była to tylko szansa – stan dany nam wszystkim. Bo zawsze to od nas jedynie zależy czy i jak daną szansę się wykorzystuje.

Przypomnijmy sobie Grecję, Hiszpanię czy Portugalię sprzed przystąpienia ich do Unii. A jakie są te kraje współcześnie… Patrząc na nie wiem, że lepiej grać w dobrym zespole niż w zespole gorszym.

Z pewnością gra się trudniej, ale przyjemniej i – co tu ukrywać – korzystniej. Gdy ma się więc szansę grać w zespole lepszym, to nie było powodu, by z tej szansy rezygnować. Dlatego Polacy poszli na referendum i jak jeden mąż głosowali za przystąpieniem do Unii.

A co dzisiaj? Wciąż szukamy swego miejsca w Europie, zastanawiamy się czym my Polacy różnimy się od Greków, Hiszpanów czy Portugalczyków. Gdzie jesteśmy lepsi czy gorsi. Przede wszystkim jednak (jak zwykle) …nie lubimy siebie samych, więc i nas nie wszyscy lubią.

Faktycznie, w świecie mamy różną opinię. W Ameryce „Polish jokes”, we Francji „pijany jak Polak”, u Niemców „Polacy kradną samochody”, Rosjanie wciąż uważają, że nasze terytorium jest właściwie ich własnością: „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”.

Stereotypy mają wielką inercję. Muszą minąć generacje, żeby się zatarły. Na co się zresztą nie zanosi, bo stan naszej kultury, tak jak i stan naszej nauki jest nieszczególny. Polska nie należy do pierwszego planu.

I najważniejsze: nie brak nam jednostek uzdolnionych, ale nie ma zbiorowych sił, które byłyby ich odpowiednikiem.

Jest rzeczą osobliwą, że jednak wciąż istnieją cechy charakteru narodowego przejęte z Polski szlacheckiej, z liberum veto włącznie. Oto wykwity polskiego oszołomstwa. (Przed wojną słowo „oszołom” było nieznane. Powstało jako naturalna potrzeba społeczna…)

Tu skończę z tym polskim piekiełkiem. Zamiast zastanawiać się co różni nas od Greków, Hiszpanów czy Portugalczyków posłucham Chopina. To piękna muzyka. Nijak się to ma do mojej dumy, choć mam trochę żalu, że Polacy rzadko liczą się w Konkursie Chopinowskim. Mądry nauczyciel powiedział mi kiedyś: „nie obrażaj się na rzeczywistość”, więc powtarzam sobie najważniejsze – liczy się muzyka, a nie konkurs.

Zakończyłbym tą puentą, gdyby nie fakt, że maksyma nauczyciela nie wytrzymuje próby czasu. O naszej rzeczywistości – o Brexicie w dzisiejszej Europie – zdecydowali nie miłośnicy muzyki, lecz ci, których życie stało się pasmem trudnych konkursowych zmagań.

Wygrało przekonanie, że to nie muzyka łagodzi obyczaje, lecz dobrobyt, czyli spokój i pełny brzuch.

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_