16 maja 2017, 10:46
Książkowisko na Festiwalu Czytelników i Pisarzy

Londyńska dzielnica Lambeth to – jeśli chodzi o polską kulturę – do pewnego stopnia przestrzeń niezagospodarowana. Istnieje tu od lat Studio Sienko Gallery, niestrudzonej Olgi Sienko, gdzie odbywają się nie tylko wystawy dzieł sztuki współczesnych (nie tylko polskich) artystów, ale też inne interesujące imprezy. Niedaleko tej niewielkiej galerii znajduje się inna, interesująca architektonicznie, położona pod jednym z kolejowych wiaduktów Rickshaw House Gallery (byłam tam tylko raz i nie wiem, co tam się teraz dzieje), Topolski Bar and Cafe położony w tuż przy Southbank Centre, gdzie jedząc i popijając można podziwiać dzieła mistrza i… Na tym moja wiedza kończy się. To wszystko są miejsca, gdzie promowane są polskie sztuki plastyczne. A co z literaturą? Odkąd przestała istnieć podmostowa Oficyna Poetów i Malarzy chyba Lambeth stał się polską pustynią słowa, a przecież – jak napisał w ubiegłym roku Wiktor Moszczyński – mieszka w tej dzielnicy ponad 7000 Polaków.
O tej pustyni można obecnie pisać już w czasie przeszłym, choć zaczęło się od nieporozumienia. Przed dwoma laty Nike Farida stwierdziła, że w bibliotekach w Lambeth nie ma polskich książek i postanowiła temu zaradzić. Zorganizowała akcję „Sto polskich książek dla Londynu”, które miały być przeznaczone dla biblioteki „Tate” położonej przy głównej ulicy Streatham. Odzew pisarzy był ogromny. Książki przyszły, na inaugurację polskiego księgozbioru przyjechało kilkunastu polskich twórców z różnych miast Polski, Londynu, a także Paryża. Każdy z nich miał swoje „pięć minut”, choć publiczności spoza kręgu własnego pisarzy i poetów było niewiele.
Dlaczego uważam, że zbieranie polskich książek było nieporozumieniem? Otóż istnieje od 1948 r. Centrala Bibliotek Ruchomych, która obecnie stanowi część POSK-owej Biblioteki Polskiej. Książki wysyłane są w zestawach liczących minimum 50 egzemplarzy – powieści, biografie, książki historyczne, podróżnicze, książki dla dzieci i młodzieży. To zarówno klasyka jak i nowości wydawnicze. O polskie książki można dopominać się w każdej brytyjskiej bibliotece na terenie całego kraju i domagać się, by zostały sprowadzone, takie jakie się chce przeczytać.
Ale – jak to się mówi – nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Biblioteka na Streatham jest bardzo przychylna Polakom i nic dziwnego, bo jej dyrektorem jest Brytyjczyk o polskich korzeniach. Równie przychylne są władze samorządowe dzielnicy, które zatrudniają Polaków, by wspierali swoich rodaków w różnego typu przedsięwzięciach.
Gdy w 2007 r. władze samorządowe Lambeth zorganizowały spotkanie z Polakami, pytając ich o potrzeby, mówiono przede wszystkim o lekcjach angielskiego, o zorganizowaniu dnia polskiego w Lambeth, który przybliżyłby polską kulturę, o potrzebie integracji polskiego środowiska.
I wszystko to, choć powoli, staje się realne. W tym roku w Lambeth odbył się 13 „Lambeth Readers and Writers Festival”. Szereg imprez w różnych bibliotekach rozrzuconych w całej dzielnicy odbywać się będzie aż do połowy czerwca. W wśród nich było też, w dniach 5-6 maja, polskie Książkowisko. Bądźmy bardziej precyzyjny: ta dwudniowa impreza, zapisana w programie festiwalu, była zakończeniem serii spotkań kameralnych, które odbywały się od końca marca w bibliotece Tate na Streatham.
Polski festiwal był bogaty w wydarzenia, a dominowali na nim najmłodsi, którzy grali, śpiewali, rysowali, pisali wiersze i swymi pracami przypominali Polish Heritage Day, czyli święto Konstytucji 3 Maja. Nagrody laureatom konkursów wręczane były przez burmistrza dzielnicy. Jak wielkim powodzeniem cieszyła się ta impreza, niech najlepiej świadczy to, że do dużej sali przy bibliotece w niedzielne popołudnie dorośli nie mogli się wcisnąć. Dzieci przyszło dobrze ponad sto. To zaowocowała współpraca z Polską Katolicką Szkołą Sobotnią im. Jana Pawła II.
Ale był czas też dla dorosłych: wystawa fotografii autorstwa Renaty Cygan i Dominika Witosza i turniej jednego wiersza. Wygrała Katarzyna Barańska, która urzekła widzów nie tylko treścią wiersza, ale i świetną interpretacją. Niestety, nie wszyscy poeci potrafią czytać swoje wiersze i niektóre „poległy” tylko dlatego, że były źle przeczytane przy bardzo niesprawnym systemie nagłaśniającym.
Jak wspomniałam, festiwal nadal trwa. To impreza dla tych spragnionych ciekawych spotkań o literaturze brytyjskiej, a także innych krajów (odbędzie się dzień portugalski i amerykański), o historii i współczesności, problemach trudnych i lekkich. Wiele imprez przeznaczonych jest dla dzieci. No i będzie jeszcze jeden polski „rodzynek”: w bibliotece na Clapham odbędzie się kurs robienia wycinanek, a później rozmowy o sztuce przekładu, w których udział wezmą Antonia Lloyd-Jones, Stanley Bill i Eliza Marciniak. Nawet mieszkańcy dalekiego Ealingu nie będą mieli poczucia zmarnowanego czasu. By pojechać na drugą stronę Tamizy nie potrzeba wizy ani paszportu.

Katarzyna Bzowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_