11 maja 2017, 09:47 | Autor: admin
Herne Bay: Spacer z dreszczykiem

Zwiedzanie Herne Bay najlepiej zakończyć w pubie The Ship Inn. Znajduje się on tuż przy morzu i doskonale się z niego spogląda na zachodzące słońce. W pobliżu nie ma żadnych innych budynków bo wspaniała wiktoriańska promenada i inne eleganckie ulice powstały znacznie później i nieco dalej. Po drodze do pubu możemy obejrzeć pole białych turbin wiatrowych umieszczonych w morzu jakieś 8 km od nabrzeża. Wyglądają one jak stado surrealistycznych morskich ptaków. Od The Ship Inn zaczęła się bowiem historia tego miejsca, gdzie do XIX wieku było zaledwie kilka chałup i nie było nawet kościoła.

Molo z tramwajem na wiatr

Herne Bay chowała się przed światem jak tylko mogła. Nic dziwnego, bo głównym źródłem dochodu mieszkańców był przemyt. Alkohol, tytoń, nawet wełna była sprawnie przenoszona, magazynowana i dostarczana jak towar bezcłowy przeróżnym chętnym. Tworzyły się konkurujące za sobą gangi, które walczyły ze sobą w coraz bardziej brutalny sposób. O procederze wiedzieli wszyscy.

O spotkaniu przemytników w The Ship Inn doniósł pastor z Whistable. Nie kierowała nim praworządność, ale raczej wściekłość. Przemytnicy przestali mu bowiem płacić tradycyjne procenty od dochodów. I nie poinformował władz, ale rywalizujący gang. W pubie rozgorzała walka, w wyniku której zginęła jedna osoba. To było w roku 1821.

W roku 1832 nie było już możliwości ukrycia przed światem Herne Bay. Otwarty został bowiem ogromny jak na owe czasy pomost, na końcu którego zaczęły wysiadać setki pasażerów podróżujących do Dover przez Canterbury i Londyn. To molo miało 1,101 m i było drugim najdłuższym takim obiektem na wyspach. Ozdobiono je balustradami z rozebranego wówczas London Bridge i przeprowadzono dość niezwykłą linię tramwajową, bo…żaglową. Tą linią przewożono głównie bagaże wysiadających pasażerów. Dookoła pomostu zaczęły wyrastać domy oraz mniej lub bardziej ekskluzywne hotele. W roku 1841 „Fashionable Guide” czyli magazyn miejsc modnych opisywał uroki tego wcześniej dość podejrzanego miejsca oraz wspaniałych nowych hoteli: splendory sal restauracyjnych oraz miejsc parkingowych na „do 30 koni”.

Wybudowano przepiękną i ukwieconą promenadę, którą możemy spacerować do dziś. Przy niej obowiązkowe podium dla orkiestry, która przygrywała spacerowiczom co dnia oraz wieżę zegarową – pierwszy taki budynek w wielkiej Brytanii (1837). Ufundowała ją wdowa po bogatym handlarzu z Londynu, pani Ann Thwaytes, by upamiętnić męża oraz ich wspólne wizyty do Herne Bay.

Niestety czasy prosperity skończyły się dość szybko. Najpierw molo padło ofiarą świdraka okrętowca, niewielkiego małża lubującego się w podjadaniu celulozy. Gatunek ten został przywleczony z cieplejszych stron i nie przypuszczano, że może siać on takie spustoszenie. W roku 1862 zakończono nierentowne przewozy statkami parowymi z Londynu. I w końcu w 1870 roku wyburzono całe molo. W jego miejsce powstało dużo krótsze o zaledwie 97 m długości. Aby jakoś zachęcić turystów dobudowano teatr oraz kilka sklepów przy wejściu.

Panny młode w wannie

Herne Bay mimo wszystko jakoś ocaliła reputację turystycznego ośrodka i kurortu. Przybywali tam niezbyt zamożni urlopowicze oraz pary w podróży poślubnej. Jedna z takich wizyt znów przypomniała mieszkańcom Wysp o Herne Bay.

Historia ta zaczęła się od kilku listów do detektywa Arthura Neil ze Scotland Yard. W roku 1915 napisał do niego niejaki Joseph Crossely, wysyłając wycinki z gazety opisujące dwa dziwne przypadki zgonów kobiet w wannie. Okoliczności były identyczne. Para w nadmorskiej miejscowości w podróży poślubnej, wynajmuje pokój i po zaledwie kilku dniach kobieta topi się w wannie. Mąż zaś znika bez śladu ze wszystkimi jej oszczędnościami. W obu przypadkach prokurator uznał te śmierci za nieszczęśliwy wypadek. Crossley zainteresował nie tylko Scotland Yard, ale i prasę swoimi dociekaniami. Gazety zaczęły rozpisywać się na temat: „brides in the bath” czyli „panny młode w wannie”. Artykuł o tym przeczytał też szef policji z Herne Bay i wysłał do detektywa opis prawie identycznego przypadku. Tym razem pan młody nie tylko wynajął pokój, ale i małą wannę. Wcześniej poszedł do miejscowego lekarza konsultując się w sprawie epilepsji, na którą rzekomo cierpi jego żona. Następnego dnia kobieta już nie żyła, utopiona w małej wannie.

Scotland Yard szybko odkrył, że mężem wszystkich utopionych kobiet był ten sam mężczyzna, używający różnych nazwisk. Był to niejaki George Smith. Gdy głębiej zbadano jego historię okazało się, że w latach 1908-1914 miał jednocześnie 7 żon! Wszystkie wykorzystywał finansowo, lub zmuszał do okradania pracodawców. Tymczasem w kontakt z detektywem weszła firma ubezpieczeniowa ostatniej ofiary. Na trzy dni przed śmiercią Smith ubezpieczył na życie swoją żonę, pobrał wszystkie jej oszczędności, a nawet wyprzedał jej rzeczy! Wszystko to robił dokładnie tak samo w poprzednich wypadkach, jednak po raz pierwszy skorzystał z oferty ubezpieczenia na życie. Gdyby nie to, pewnie długo byłby jeszcze nieuchwytny. Firma ubezpieczeniowa poinformowała go, za namową Scotland Yardu, że może się zgłosić po pieniądze za polisę. Policja obserwowała biuro i gdy tylko Smith się pojawił doszło do konfrontacji i aresztu.

Pozostał jednak jeden szkopuł. Żadna z ofiar nie nosiła najmniejszego śladu przemocy. W jaki sposób kobiety zostały utopione w tak niewielkich wannach? W końcu przeprowadzono eksperyment. Wynajęto doświadczoną pływaczkę i próbowano ja na wszelkie sposoby „utopić” bez walki. Bezskutecznie. W końcu jeden z policjantów złapał ją za nogę i pociągnął. Dziewczyna natychmiast osunęła się pod wodę i zachłystnęła tak skutecznie, że trzeba ją było cucić przez pół godziny.

Smitha skazano na śmierć przez powieszenie. A temat „panien młodych w wannie” do tej pory pokutuje w angielskich kryminałach (Agatha Christie, Midsomer Murders).

Herne Bay, przy William Street, posiada małe muzeum. Warto tam zajrzeć bo znajdziemy tam atrakcje, jakie przyciągały niezamożnych turystów do tego miejsca. Jest tam „peep show”, ale nie w teraźniejszym tego słowa znaczeniu. To maszyna, gdzie po wrzuceniu monety można było obejrzeć szybko migające fotografie z pikantnymi obrazkami pań odkrywających swe wdzięki (np. łydki).

„Penny licks” to kolejna atrakcja, którą zlikwidowano ze względu na higienę. Były to saturatory gdzie ze szklanych rożków sprzedawano maleńkie kulki lodów. Szklane naczynia tylko przecierano dla kolejnego użytkownika.

Można też poszperać wśród skamielin, jakie znaleziono na plażach i porównać z naszymi znaleziskami. Są tam też przedmioty z Reculver Park, niegdyś rzymskiej osady. Reculver znajduje się 4,8 km od Herne Bay i warto tam zajrzeć.

Herne Bay znajduje się w hrabstwie Kent, 11 km od Canterbury. Dojedziemy tam pociągiem ze stacji Victoria lub Cannon Street. Znakomite miejsce na spacery nad morzem, gdzie ciągle panuje atmosfera nieco zapomnianego, typowo angielskiego kurortu. Z dreszczykiem!

Tekst i zdjęcia: Anna Sanders

 

 

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_