24 kwietnia 2017, 12:57
Dyplomacja, głupcze

Boris Johnson znany jest z tego, że bryluje na światowych salonach i chętnie rozmawia z dziennikarzami; jego wypowiedzi są dosadne, a przez to chętnie cytowane. Otwartym pozostaje pytanie, czy jest dobrym dyplomatą i poza błyskotliwością może pochwalić się osiągnięciami w polityce międzynarodowej. Przepraszam: może na konto swych osiągnięć wpisać Brexit, bo gdyby nie stał się twarzą przeciwników Unii Europejskiej zapewne wynik ubiegłorocznego referendum byłby inny.


Objęcie stanowiska ministra spraw zagranicznych nie wpłynęło na zmianę sposobu wypowiadania się, ale zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni jego nastawienie wobec Rosji i Władimira Putina. Nie oznacza to jednak, że może pochwalić się przekonaniem innych przywódców politycznych świata, że wobec Rosji należy podjąć bardziej zdecydowaną politykę.
Jak zmieniało się nastawienie Borisa Johnsona wobec Rosji? Otóż w czasach, gdy był jeszcze merem Londynu w grudniu 2015 r. w swej stałej rubryce na łamach „Daily Telegraph”, tuż po uchwale Izby Gmin wspierającej ataki bombowe z powietrza na stanowiska zajmowane przez islamistów spod znaku ISIS na terenie Syrii, proponował, by rząd brytyjski „bardziej kreatywne” podejście do Baszara el-Asada, co – jak tłumaczył – oznacza też konieczność współpracy z Rosją. Uważał, że pomimo agresji Rosji wobec Ukrainy nie jest „moralnie niemożliwa” współpraca z Putinem i przestrzegał przeciwko nakładaniu dalszych sankcji. Jego opis układu sił w Syrii był prosty: jest niewielka grupa rebeliantów, wspieranych przez islamistów i jest Assad, który „odnosi coraz większe sukcesy”, co – przyznawał – zawdzięcza w dużej mierze wsparciu Rosji.
W niecały rok później, już jako minister spraw zagranicznych, był skłonny raczej wesprzeć sankcje przeciwko Rosji niż operację militarną, na którą „nikt w Europie nie ma ochoty”. Jego zdaniem, jedynym narzędziem, by doprowadzić do pokoju w Syrii jest dyplomacja i uświadomienie „prezydenta Putina i Rosjan, że poniosą konsekwencje tego, co robią”.
W styczniu br., tuż przed pierwszym spotkaniem Theresy May z Donaldem Trumpem, na posiedzeniu komisji spraw zagranicznych Izby Lordów stwierdził, że Assad będzie musiał w końcu odejść. „Ale jesteśmy otwarci – mówił – jeśli chodzi o sposób, w jaki się to stanie i w jakim czasie”.
Po ataku chemicznym na ludność cywilną, w wyniku którego zginęło około stu osób, Boris Johnson odwołał swą moskiewską wizytę i tuż przed spotkaniem Grupy 7 we Włoszech mówił: „Potępiamy ciągłą obronę reżimu el-Asada przez Rosję, nawet po atakach na niewinnych cywilów z użyciem broni chemicznej. Apelujemy do Rosji, aby zrobiła wszystko, co możliwe, aby doprowadzić do politycznego porozumienia w Syrii i do pracy z resztą społeczności międzynarodowej nad tym, aby szokujące wydarzenia z ubiegłego tygodnia nigdy się nie powtórzyły”. Nazwał prezydenta Syrii ,,toksycznym” i dodał, że nadszedł czas, żeby prezydent Putin spojrzał wreszcie prawdzie w oczy i zobaczył kogo popiera. Poparł też zdecydowania bazy lotniczej Al-Szajrat, w której stacjonowały samoloty syryjskiego reżimu, najprawdopodobniej użyte w ataku. Zapowiadał też, że będzie postulował rozszerzeniu sankcji wobec Rosji i Syrii. Jak informował „Sun” zamierzał także doprowadzić do tego, by G7 opublikowało wspólne oświadczenie, zgodnie z którym Rosja będzie musiała przerwać poparcie dla prezydenta Syrii Baszara Asada i wyprowadzić z kraju wojska. W przypadku odmowy na Moskwę nałożone zostaną nowe sankcje, uzupełniające te, które zostały już wprowadzone w związku z sytuacją wokół Ukrainy.
I nic takiego się nie stało. Na rozszerzenie sankcji nie mają apetytu inni przywódcy państw Grupy 7. W 30-stronicowym komunikacie nie ma ani słowa na ten temat. Wiadomo, że zgodzono się co do jednego: Baszar Asad nie może być częścią przyszłości politycznej kraju. Najważniejsze jest, jak podkreślano, jak najszybsze wprowadzenie rozejmu.
Wydarzenia świątecznego tygodnia pokazały, że o ten rozejm będzie trudno. Asad zaprzecza użyciu broni chemicznej i oskarża o prowokację Stany Zjednoczone, a Władimir Putin stanął po jego stronie, choć przyznał, że NATO powinno przeprowadzić dochodzenie w tej sprawie.
Prezydent Donald Trump, który podjął decyzję o zbombardowaniu syryjskiej bazy wojskowej, a także siedziby islamskich bojowników na terenie Afganistanu, w ciągu kilku miesięcy od objęcia urzędu zrozumiał, że nie można wyłączyć Stanów Zjednoczonych z zajmowania stanowiska wobec tego, co dzieje się w innych regionach świata. Jak się wydaje, Boris Johnson dokonał podobnej rewizji swych poglądów, tyle tylko, że jak na razie jego sukcesy polityczne na arenie międzynarodowej ograniczają się do wygłaszania nieoficjalnych oświadczeń. Parafrazując slogan wyborczy Billa Clintona („The economy, stupid”), aż prosi się zawołać: „Dyplomacja, głupcze!”. Polityka zagraniczna to także rozmowy z przeciwnikami, takimi jak Władimir Putin, a unikanie spotkań nie jest najlepszym sposobem, by doprowadzić do rozwiązania coraz bardziej niebezpiecznej dla całego świata sytuacji. Chcemy tego, czy nie, bez udziału Rosji nie da się rozwiązać syryjskiej łamigłówki.
Julita Kin

CYTAT
Prezydent Donald Trump, który podjął decyzję o zbombardowaniu syryjskiej bazy wojskowej, a także siedziby islamskich bojowników na terenie Afganistanu, w ciągu kilku miesięcy od objęcia urzędu zrozumiał, że nie można wyłączyć Stanów Zjednoczonych z zajmowania stanowiska wobec tego, co dzieje się w innych regionach świata.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_