13 lutego 2017, 09:49 | Autor: admin
Nauczmy się dostrzegać drobne gesty
Jeżeli chcemy budować dobre relacje z Brytyjczykami, nauczmy się dostrzegać drobne gesty – mówi Konsul Generalny w Londynie Krzysztof Grzelczyk w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

Minęły trzy miesiące, odkąd przyjechał Pan do Londynu. Zdążył się Pan już zaaklimatyzować?
– Myślę, że to miasto jako bardzo przyjazne dla człowieka z zewnątrz. Od razu poczułem się tutaj niemal jak w domu. Z tego punktu widzenia jest to dobre miejsce do pracy, chociaż jest jej oczywiście bardzo dużo. Ze względu na dużą liczbę Polaków jest to jedna z najbardziej obciążonych polskich placówek, co się przekłada oczywiście na zadania dla konsula. Świadczy o tym fakt, że zacząłem z marszu, bo przyjechałem 17 października, a następnego dnia rano już byłem w pracy.

Przyjechał Pan w bardzo trudnym okresie, kiedy po referendum w sprawie Brexitu w czerwcu zeszłego roku miały miejsce w Wielkiej Brytanii incydenty wymierzone w polską społeczność…
– Pani użyła słowa „incydenty” i ja też staram się na to patrzeć, jakby one mogły definiować relacje pomiędzy Polakami a Brytyjczykami zwłaszcza jeśli spojrzymy na skalę tego zjawiska. W Wielkiej Brytanii rejestrowanych jest kilkadziesiąt tysięcy zdarzeń, które są kwalifikowane, jako hate crimes, podczas gdy w naszym okręgu konsularnym mamy zarejestrowanych 27 takich przypadków. To jest mniej niż promil. Należy je traktować poważnie, ale też nie przesadzajmy z wyciąganiem wniosków, że nagle jakaś fala nienawiści wezbrała wobec Polaków. Takie rzeczy zdarzały się już wcześniej, ale nie zawsze media to nagłaśniały. Teraz w tej atmosferze wokół Brexitu posługujemy się uproszczeniami. My działamy na takiej samej zasadzie jak zawsze: obywatelom należy się ochrona przed jakimikolwiek aktami agresji, sprawcy powinni być osądzeni i ukarani, ale to są normalne procedury. Tak samo w Polsce podchodzimy do sprawców i ofiar przestępstw, i tego samego oczekujemy tutaj. W mojej ocenie państwo brytyjskie wypełnia standardy przyjęte w demokratycznym świecie, nie mamy uwag, co do traktowania Polaków.
Należy przy tym pamiętać o pozytywnej reakcji Brytyjczyków, o tym co stało się w POSK-u tuż po tym, gdy pojawiło się na nim obraźliwe graffiti, o niezliczonych aktach przyjaźni i solidarności. To jest najlepszy dowód, że te ataki na Polaków, to jest margines.

Konsul Generalny Krzysztof Grzelczyk w redakcji „Tygodnia Polskiego”

Niemniej jednak takie sytuacje się zdarzają. Czy w związku z tym istnieje program dla ofiar hate crime, w ramach którego Polacy mogą liczyć na pomoc np. tłumacza, prawnika lub psychologa?
– Jeśli doszło do takiego wydarzenia doszło w Wielkiej Brytanii to należy ten fakt zgłosić brytyjskiej policji, gdyż jest to organ upoważniony do ścigania wszelkich przestępstw. Jeśli my, jako konsulat jesteśmy zawiadomieni, ale w ślad za tym nie idzie działanie ze strony poszkodowanych w ramach kontaktu z brytyjskimi służbami, to my nie mamy narzędzi do działania.
Mamy do dyspozycji prawników brytyjskich, którzy udzielają porad również w języku polskim, więc taka pomoc jest dostępna. Są też organizacje pozarządowe, które także pomagają w takich przypadkach. Sama bariera językowa nie jest przeszkodą, choć może być tak, że część osób nie ma w sobie tej śmiałości, żeby jako ofiara zgłosić się do instytucji brytyjskich. My tez nie jesteśmy w stanie pomóc bezpośrednio wszystkim, tak jak się od nas odczekuje, żebyśmy byli na wszystkich rozprawach – po prostu nie ma tylu urzędników. Ale zawsze staramy się być w kontakcie z poszkodowanym lub z jego rodziną.

Nie wiemy jeszcze, co rząd brytyjski zdecyduje w sprawie imigrantów z Unii Europejskiej, jednak są już pewne przesłanki mówiące o tym, że ich sytuacja może być zagrożona. Czy konsulat przygotowuje program, który miałby za zadanie chronić obywateli Polski?
– Po pierwsze, w tym momencie nie przesądzałbym o tym, jaka będzie sytuacja imigrantów. Jesteśmy teraz w czasie etapu przed negocjacjami, każda ze stron się pozycjonuje, poprzez media są udostępniane są komunikaty, które informują o stanowisku Wielkiej Brytanii, a z drugiej strony Komisji Europejskiej i państw członkowskich. Mają one na celu wzmocnić pozycję każdej ze stron przed przystąpieniem do właściwych negocjacji, podczas których ustalenia będę musiały być sformułowane w odpowiednie zapisy w prawie międzynarodowym, regulującym sprawy gospodarcze czy przepływ ludzi. To jest wszystko przed nami. Dzisiaj staram się zachować dystans, aby nie wyciągać wniosków na podstawie wstępnych zapowiedzi.
Nie możemy stworzyć programu konkretnego nie wiedząc, jaki będzie wynik tych negocjacji. Gdziekolwiek byśmy nie byli, musimy akceptować prawo, jakie w danym kraju obowiązuje. Dla Polaków w Wielkiej Brytanii jak dotąd prawo jest dość przyjazne. Przypomnę, że Wielka Brytania pierwsza otworzyła dla nas swoje granice, podczas gdy nasz sąsiad, Niemcy, nie pozwalali na swobodny napływ ludzi do pracy przez kolejne 7 lat. Tutaj od razu mieliśmy pełna swobodę.

Widocznie Wielka Brytania potrzebowała rąk do pracy…
– I tu trafia Pani w sedno problemu. W czasie negocjacji trzeba będzie wziąć pod uwagę interesy obu umawiających się stron. I to nie jest tak, że jak gospodarka brytyjska do tej pory potrzebowała kilku milionów Europejczyków, to nagle z dnia na dzień przestanie ich potrzebować. Myślę, że dalej ten kraj pozostanie otwarty na imigrantów, tyle że będzie to bardziej regulowane.
Pamiętajmy też, że 3 miliony Brytyjczyków przebywa w krajach Unii Europejskiej. To pokazuje, ze mamy do czynienia z sytuacją, w której po obu stronach występują podobne interesy.

Mieszkał Pan przez kilka lat w Kanadzie. Czy ma Pan stamtąd doświadczenia lub obserwacje, które mógłby Pan wykorzystać tutaj, na placówce w Londynie?
– To były trochę inne czasy, przełom lat 80. i 90., ale na pewno wiele spraw jest podobnych, jak choćby funkcjonowanie polskiej społeczności w innym kraju, kwestie nauki języka, kultury danego państwa. Dzięki temu, że wcześniej mieszkałem w Toronto, wielonarodowym i multikulturowym mieście, tak dobrze odnajduję się teraz w Londynie.
Są problemy, które dotykają Polaków na całym świecie – największym jest oderwanie od ojczyzny, od rodziny. W Kanadzie było to jeszcze trudniejsze ze względu na odległości. W Wielkiej Brytanii po 2004 roku, nie mamy w zasadzie żadnych problemów komunikacyjnych, wsiadamy w samolot i po dwóch godzinach jesteśmy w Polsce. Toteż kwestia zachowania polskości, nauka języka polskiego, kontakty z żywą kulturą, obecność polskich artystów, polskich twórców, czy po prostu znajomość tego, co się dzieje w Polsce, jest tutaj na inną skalę .
Czy ja sam z tego doświadczenia korzystam? Myślę, że tak. Pojechałem taką ze świadomością, że nie wiem, czy wrócę, gdyż miałem paszport w jedną stronę. Musiałem sobie całe życie zorganizować na nowo. I to mi się udało. Tam pracowaliśmy z żoną, tam nam się dzieci urodziły, więc myślę, że mogę zrozumieć wszystkie te kłopoty, które Polacy mają także tutaj, bo to są podobne trudności.
Moim doświadczeniem jest również to, że wyjechałem i po 7 latach wróciłem – przy znacznie trudniejszych niż obecnie warunkach, na początku lat 90. przy galopującej inflacji, dużym bezrobociu, innej kulturze pracy. Mimo to wróciłem i nigdy tego nie żałowałem. Dlatego wszystkich do tego zachęcam. Oczywiście wiem, że samym mówieniem nic nie zdziałamy, bo wiemy, że to nie wystarczy. Dlatego wprowadzamy w Polsce zmiany, które, mam nadzieję, spowodują, że ludzie przestaną wyjeżdżać, a Ci którzy wyjechali zaczną rozważać powrót. Te zmiany nie będą widoczne w ciągu roku, bo to wymaga zmian prawa, zmian w gospodarce, ale wierzymy, że w końcu zostanie osiągnięty cel, czyli to, że życie w Polsce stanie się bardziej atrakcyjne.

A jeżeli chodzi o trudności wśród Polaków – jakie największe wyzwania stoją obecnie przed konsulatem w Londynie? W ostatnich latach nośny był temat odbierania dzieci polskim rodzinom przez brytyjskie służby. Jak ten problem wygląda obecnie?
– Niestety ten problem cały czas istnieje. Mamy ponad sto przypadków rocznie, w których najbardziej poszkodowanymi są dzieci, ponieważ decyzją sądów są oderwane od rodziny i przekazywane do adopcji. Dodatkowym problemem jest to, że te rodziny adopcyjne rzadko są rodzinami polskimi. Z jednej strony mamy sytuację czysto prawną: jeżeli rodzic zawinił, decyzja o odebraniu dziecka jest właściwa. O tym decyduje sąd, gdzie dobro dziecka jest stawiane na pierwszym miejscu.
W takich przypadkach osoby, którym dziecko zostało odebrane mogą liczyć na wsparcie z naszej strony. Utworzony został odrębny referat w wydziale konsularnym w Londynie , który zajmuje się wyłącznie tymi sprawami, bo rzeczywiście przybywa ich w każdym. I są one bardzo trudne. Procedura w sądach wymaga tego, że miesiącami czeka się na rozstrzygnięcie. Dzieci w tym czasie są pod tymczasową opieką, co jest dużym stresem i wiąże się z dużymi stratami dla więzi rodzinnych, co jest później trudne do odbudowania. Każdy przypadek jest inny, rodzice czasami razem walczą o dziecko, czasami tylko jedno z rodziców, czasem są to tylko Polacy, innym razem są to związki mieszane… Nie ma jakby jednego ogólnego sposobu działania w tych sprawach. Dostrzegamy powagę tego zagadnienia i próbujemy tej sytuacji zaradzić. Dlatego współpracujemy z Ośrodkiem Pomocy Rodzinie Familia, wspieramy finansowo działania organizacji pozarządowych tak, aby tych osób zaangażowanych w pomoc, było jak najwięcej.
Jak już wspomniałem drugą stroną zagadnienia jest to, że mamy za mało polskich rodzin, które chciały by się podjąć opieki nad tymi dziećmi – czy to opieki tymczasowej, czy stałej. Mamy wyraźne sygnały, że sądy chętnie zaakceptują taką propozycję z naszej strony, ponieważ dziecko pozostaje w tej samej sferze kulturowej, zachowuje język, czyli dla dziecka jest to dużo mniejszy stres, gdzie jest on i tak olbrzymi.

A czy dzieci rzeczywiście odbiera się rodzicom, które w rażący sposób zaniedbują swoje obowiązki rodzicielskie? Czy też zdarzają się sytuacje, że Polacy, którzy żyją skromnie, po prostu nie są w stanie sprostać wymogom prawa brytyjskiego w tym względzie?
– Trudno mi mówić o procentach, ale faktycznie mamy takie obserwacje, że poza tzw. patologią, są sytuacje wywołane różnicami kulturowymi. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że tu pewne rzeczy są niedopuszczalne, jak np. mieszkanie w jednym pokoju trójki nastolatków. Jednak gdy mamy już ingerencję Social Services, zwykle jest już za późno i wtedy trudno jest takim rodzicom zrozumieć, dlaczego tak się dzieje.

Jak pana zdaniem będzie wyglądał polski Londyn za 20 lat?
– Polski Londyn ma tak silne, głębokie korzenie, że szkoda by było, gdyby przestał istnieć. Londyn jest i będzie jedną z najważniejszych stolic na świecie i to niezależnie od tego, co się stanie po Brexicie. Dobrze byłoby, gdyby polska obecność była tutaj mocna i mówię tu nie tylko o polskich śladach na mapie Londynu, ale także o obecności w środowisku brytyjskim. Żebyśmy mieli swoich radnych, swoich posłów, ludzi wpływowych w gospodarce, w mediach brytyjskich, nie tylko polskich. Na przykład w Stanach Zjednoczonych różne społeczności różnych narodowości są widoczne, mają mocną pozycję, a to ma wpływ na politykę i buduje pozycję swojego kraju na arenie międzynarodowej.
Myślę, że potencjał jest duży. Nieźle radzimy sobie w kulturze. Chciałbym, żebyśmy mogli przenieść to na inne dziedziny życia. I duże nadzieje pokładam tu w ludziach młodych, którzy niosą ze sobą inną energię, ale też otwartość i ambicję, której wcześniej nie było. Oni znają świat dużo lepiej niż moje pokolenie. Nie mają tych kompleksów i to może ułatwić przebicie się.
W Wielkiej Brytanii zauważam dużą otwartość na Polaków ze strony Brytyjczyków. Teraz przygotowujemy się do obchodów 3 maja z większym rozmachem. Burmistrzowie, z którymi rozmawiam ja czy ambasador są otwarci na wspólne działania i pomysły, np. powieszenie polskiej flagi na ratuszu – jeszcze się nie spotkałem z przypadkiem odmowy. My z kolei zachęcamy, by środowiska polonijne otworzyły się na społeczność angielską. Popatrzmy chociażby na kilku burmistrzów dzielnic londyńskich, którzy w swoich łańcuchach mają polskie orzełki. To rzecz niespotykana! Nigdzie się z czymś takim nie spotkałem. Powinniśmy to docenić. Jeżeli chcemy budować dobre relacje, nauczmy się dostrzegać takie drobne gesty.

Rozmawiała: Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (1)

  1. „… Ludzie nie zdają sobie sprawy, że tu pewne rzeczy są niedopuszczalne, jak np. mieszkanie w jednym pokoju trójki nastolatków…”
    może warto by było pójść właśnie w tym kierunku? Edukacja i informacja dla Polaków na temat różnic w prawie pomiędzy PL a UK?
    Dodałbym jeszcze – przydałyby się informacje na temat różnicy w prawie jakie obowiązuje w Anglii i Walii a tym które obowiązuje w Szkocji, no i również odmienne prawo jakie mamy w Irlandii Pół.
    Wiele osób nie zdaje sobie sprawy (nawet po tych kilku latach dyskusji o niepodległości) jak wiele jest różnic w prawie między Anglią a Szkocją.
    Widać to w wypowiedziach ludzi na wielu forach internetowych – my po prostu nie mamy pojęcia o obowiązującym tutaj prawie (albo zakładamy że to tylko taki „martwy wpis” i że nikt nam nic nie zrobi: bo przecież w Polsce tak robiłem i było ok)

    Przypomina mi się burza jaka była w internetach po tym jak polak stanął przed sądem za zbieranie grzybów pod Londynem….