24 października 2016, 09:46 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Rower jest dobry na wszystko
Jazda na rowerze jest najlepszym rozwiązaniem, nie tylko dla rowerzystów, ale dla całej społeczności – mówi Tom Bogdanowicz.

Z antropologiem, dziennikarzem i aktywistą London Cycling Campaign rozmawia Magdalena Grzymkowska.

Ile miał Pan lat, jak nauczył się Pan jeździć na rowerze?

– Jeżdżenie na rowerze mam we krwi, bo gdy byłem małym dzieckiem, rodzice wozili mnie na przyczepce przymocowanej do tandemu. Więc można powiedzieć, że jeżdżę na rowerze od urodzenia! Potem oczywiście jeździłem na rowerze do szkoły, na uniwersytet, do pracy. Jazda na jednośladzie sprawia mi mnóstwo radości. Londyn jest pięknym miastem i w mojej opinii najlepiej go zwiedzać z perspektywy bicykla. Nawet napisałem o tym książkę, ponieważ świetnie znam te trasy. Polecam każdemu taką formę turystyki, bo można wszystko dokładnie obejrzeć, a jest dużo szybciej niż na piechotę.

Ale czy bezpiecznie?

– Statystyki dowodzą, że szansa na doznanie śmiertelnego wypadku podczas jazdy na rowerze jest bardzo znikoma: to jest szansa jedna na 29 milionów przejechanych mil. Liczba śmiertelnych wypadków z udziałem rowerzystów jest podobna do liczby pieszych, którzy giną na ulicach (22 w stosunku do 23 zgonów na miliard kilometrów). Stąd konkluzja, że jeżdżenie na rowerze jest równie bezpieczne jak chodzenie na piechotę! Z punktu widzenia zdrowotnego niejeżdżenie na rowerze jest bardziej niebezpieczne niż uprawianie tego pięknego sportu. Naukowcy podkreślają, że 30 tysięcy ludzi umiera rocznie na choroby serca z powodu niskiej aktywności. Ponadto badania dowodzą, że poziom zdrowia osób regularnie jeżdżących na rowerze jest na poziomie zdrowia osoby od 5 do 10 lat młodszej (dane na podstawie eksperymentu na 1300 pracownikach w Birmingham) a także rowerzyści żyją średnio o dwa lata dłużej (dane badaczy duńskich i holenderskich).

O ile nie wydarzy się tragiczny wypadek…

– Jazda na rowerze sama w sobie jest bardzo bezpieczna. Zagrożeniem są tylko inne pojazdy, które są znacznie większe, cięższe i jeżdżą szybciej niż rowerzyści. I chociaż sam czuję się bardzo bezpiecznie na ulicy, nasza organizacja, London Cycling Campaign, robi wszystko, aby podnieść poziom bezpieczeństwa dla rowerzystów. Z sondaży wynika, że jedna czwarta londyńczyków, chciałaby spróbować jazdy na rowerze po mieście, ale się boi. Gdyby ci ludzie wsiedli na rower to byłby całkiem niezły wynik, porównując do Amsterdamu, gdzie jedna trzecia przejazdów odbywa się na rowerze. Dlatego staramy się nie tylko podnieść realny poziom bezpieczeństwa, ale też poczucie bezpieczeństwa. Ponieważ rodzice nie pozwolą dziecku jeździć do szkoły na rowerze, jeżeli będą uważali, że to niebezpieczne. W tym celu dbamy o to, aby powstawały ścieżki rowerowe wzdłuż ulic, gdzie jest duży ruch, a także, aby ograniczyć dopuszczalną prędkość na ulicach, gdzie takich ścieżek nie ma.

Aby przekonać tych, którzy się wahają?

– Dla takich osób orgaznizowane są co roku Freecycle Event. Osoby, które na co dzień boją się wyjechać na ulicę na rowerze, mogą wybrać się wówczas na 30 wycieczek z przewodnikiem do centrum Londynu, które w tym czasie zostaje wyłączone z ruchu motorowego. Trasa centralna ma 10 mil długości i biegnie od Tower do Buckingham Palace. Serce roście, gdy widzi się całe rodziny jadące do centrum Londynu, aby zobaczyć miejsca, których nie widać z kolejki podziemnej… Ja również biorę udział w tym wydarzeniu i organizuję wycieczki dla lokalnych społeczności z północnego Londynu, gdzie mieszkam. Inną sposobnością do spróbowania jazdy na rowerze jest inicjatywa Bikeability. Każdy w swoim lokalnym urzędzie dzielnicy może umówić się na 2-godzinną jazdę z ekspertem, tzw. „cycling confidence sessions”.

 

Obecnie działa Pan w London Cycling Campaign, ale wcześniej należał Pan do narodowej organizacji – Cycling UK.

– Kocham rowery i kocham Londyn, dlatego zaangażowałem się w temat poprawy warunków dla rowerzystów w tym mieście. LCC została założona w 1978 roku i od tego czasu walczy o lepsze warunki dla rowerzystów. Wszystkie poczynania polityków, urzędów poszczególnych dzielnic czy gmin, a także Transport for London, wywodzą się z naszych pomysłów. Naszym największym sukcesem jest stworzenie sieci ścieżek rowerowych, która powstała w ostatnich latach. Mieliśmy kampanię „Love London, go Dutch”, która przekonała burmistrza Borisa Johnsona, że nie wystarczy malować ulic na niebiesko, ale trzeba stworzyć dobrej jakości ścieżki rowerowe, żeby mieć takie same wyniki, jakie mają Holendrzy czy Duńczycy. I to rzeczywiście się stało. Wybudowano kilka takich ścieżek i ilość osób, która zjeździ na rowerze na tej trasie, wzrosła o 60% w ciągu miesiąca. Obecnie ze ścieżek korzysta 6 tysięcy ludzi każdego dnia.

Czyli Pana zdaniem rower jest rozwiązaniem na problemy transportowe Londynu?

– Jazda na rowerze jest najlepszym rozwiązaniem, nie tylko dla rowerzystów, ale dla całej społeczności. Zmniejsza w mieście zanieczyszczenie powietrza, zanieczyszczenia hałasem, udrażnia główne arterie drogowe. Londyn ma 8,5 miliona mieszkańców, a w niedalekiej przyszłości będzie miał 10 milionów. Jak ci ludzie mają się poruszać? Przemieszczanie się na rowerze jest bardziej efektywne, ponieważ na tej samej powierzchni mieści się znacznie więcej rowerów niż samochodów. Jest to jedno z koniecznych rozwiązań, jakie są potrzebne w Londynie. Dzięki staraniom LCC już Ken Livingston wpisał sobie jako jedno z założeń na swoją kadencję burmistrza, aby doprowadzić do tego, aby 5% przejazdów odbywało się rowerem. Podjął tę decyzję, gdy wprowadzono Congestion Charge. W tym czasie liczba rowerów w centrum powiększyła się o jedną trzecią. To pokazało administracji, że warto inwestować w ten sposób transportu. Z każdą inwestycją liczba rowerzystów w Londynie wzrasta. W okresie od 2003 roku do chwili obecnej ta liczba wzrosła o 80%. W godzinach szczytu w centrum Londynu jedna czwarta pojazdów to rowery, a na niektórych ulicach nawet połowa.

Reportaże o rowerach i nie tylko przygotowywał Pan m.in. dla CNN. Jak to się stało, że Polak w Wielkiej Brytanii stał się korespondentem amerykańskiej telewizji?

– Może dlatego, że nigdy nie chciałem być dziennikarzem (śmiech). Z wykształcenia jestem antropologiem społecznym. Urodziłem się w Wielkiej Brytanii, ale przez moje polskie korzenie zawsze byłem ciekawy tego kraju. Gdy robiłem badania w Polsce, przypadkowo trafiłem na korespondenta NBC, któremu pomagałem w tłumaczeniach w biurze „Solidarności”. Później wybraliśmy się na kabaret Pietrzaka i tam też ułatwiałem mu zrozumienie niektórych dowcipów. Zaproponował mi dorywczą pracę w ich biurze w Warszawie. Proces zmian społecznych, które zachodziły wówczas w Polsce był dla mnie jako naukowca bardzo ciekawy, więc przyjąłem tę ofertę. W czasie stanu wojennego zgłosiłem się do pomocy w tłumaczeniu polskiej rzeczywistości dla ABC News. A potem przeniosłem się do CNN i tak już zostało. To było wyjątkowe doświadczenie poznać wielu prominentnych polskich polityków, m.in. Wałęsę, Mazowieckiego, Kwaśniewskiego, jak również polityków tu, w Anglii, a także w Europie.

Dużo jest Polaków na rowerach?

– Mało kto o tym wie, ale niegdyś bardzo dużo Polaków jeździło na rowerach jako kurierzy i ta tradycja została niejako przekazana dalej. Wciąż mamy wśród Polaków fanów dwóch kółek. Mój ulubiony sklep rowerowy w Londynie jest prowadzony właśnie przez Polaka. Jednego roku w FreeCycle udział wzięła grupa harcerzy z Balham i Clapham. Po wojnie wszyscy imigranci jeździli rowerami. W latach 50. 600 tys. osób właśnie w ten sposób dojeżdżało do pracy. W LCC chcemy osiągnąć tę samą liczbę do roku 2026. Natomiast w Polsce też się to rozwija. Ostatnio byłem na wycieczce na Podhalu. Zbudowano tam ścieżki rowerowe wokół Tatr. Coś pięknego!

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (2)

  1. fansatsyczna sprawa!

  2. Ja jeżdże na rowerze codziennie 🙂 A Polacy opracowali świecące w nocy zasilane energią słoneczną ścieżki rowerowe! To dopiero coś!